Rozdział 4

32 9 7
                                    

Otworzyłam oczy. Była niedziela 15 października, a ja Vicky Blush wczoraj prawdopodobnie wczoraj przeżyła jeden z najbardziej emocjonujących momentów swojego życia. Otrzymałam wiadomość od Luck'a. To chłopak w którym podkochuje się odkąd pamiętam. Luck to wysoki brunet o zielonych oczach. Co prawda nasza wymiana zdań była bardzo krótka, ale to nie ma znaczenia. Liczy się to że w ogóle coś napisał!

To sprawiło że moje serce od wczoraj bije coraz szybciej. Zastanawiając się jak mu szybko i zwięźle odpisać straciłam dobre pół godziny,

Luck: Hej, tu Luck, chodzimy razem do szkoły. czy w przyszłym tygodniu jest spotkanie samorządu szkolnego?

Ja: Cześć, tak jest we wtorek o 16.20 w sali 145. Skąd masz mój numer?

Luck: Poprosiłem Avani, wiem że jej siostra Millie chodzi z Tobą do klasy

Ja: Aha, super to do zobaczenia w szkole

Luck: Tak. Do zobaczenia :)

Dodał uśmiech na końcu, co to oznacza? Cieszy się? A może tylko udaje? A może w ogóle go nie obchodzę. Wszelkie możliwe myśli krążyły wokół mnie a ja nie byłam się w stanie uspokoić. Przecież on równie  dobrze mógł zapytać kogoś ze swojej klasy lub Millie. Może próbuje nawiązać ze mną kontakt? VICKY! USPOKÓJ SIĘ! - upomniałam siebie samą w myślach - takim myśleniem doprowadzę się do wariactwa - o ile jeszcze go nie mam - uśmiechnęłam się w myślach.

W kuchni zastałam tatę parzącego kawę, uśmiechał się, nie wiedział o tym że niedługo będzie się uśmiechał sześć razy szerzej. Otworzyłam szafkę i szukałam herbatki, której dawno nie piłam. Kochałam pić herbatę! W końcu zdecydowałam się tą czarną z granatem i liczi. Podczas gdy czekałam aż woda w czajniku się zagotuje, przyszło powiadomienie. Gdy odblokowałam go dostałam drugie powiadomienie. Od Luck'a. To mój szczęśliwy dzień pomyślałam. Lecz mój entuzjazm momentalnie opadł gdy w tym samym czasie dostałam trzecie powiadomienie i otworzyłam wiadomości;

Luck: Ta wiadomość została usunięta.

Luck: Ta wiadomość została usunięta

Luck: Przepraszam pomyłka.

Odpisałam mu głupkowate "Ok nic się nie stało" po czym zalewając herbatę natknęłam się na wzrok który był ostatnim który bym chciała zobaczyć; moja ukochana młodsza siostrzyczka.

- Cześć - powiedziała jakimś cudem bez sarkazmu i ironi

- Hej - odpowiedziałam zdziwiona

- Co robisz?

Już miałam na końcu języka ostrą odpowiedź czy nie widzi, przecież patrzy, ale stwierdziłam że bezsensu wszczynać kolejną kłótnie.

- Parzę herbatę - odparłam znużona

- Fajnieee - oznajmiła jakby chciała coś ukryć - to ja idę, paa

-STOP! - krzyknęłam

- Takk? - w głosie Lay było słychać że ledwo powstrzymuje się od paniki

- Wiem że coś zrobiłaś - rzekłam - jak mi nie powiesz sprawdzę sama, i będzie gorzej.

- Boooo... ja... wygoniłam Roela z twojego pokoju i...

- Dlaczego?! - mój głos się wznosił i zaczynał nabierać mocnego ale i rozpaczliwego tonu.

- Mnie denerwował... i on.... wybiegł przez taras.. i pobiegł nie wiem gdzie...

- Laylaaaa.... Naprawdę?!

- Przepraszam Vicky... Ja nie chcia....

- Co mnie obchodzi co chciałaś?! Ważne że zaginął przez Ciebie!

- Można wiedzieć co się tu dzieje? - do kuchni wkroczyła mama jeszcze w piżamie. - w dodatku obudził mnie twój kot Vicky!

- Przepraszam mamo już dobrze.

Mama wyszła z kuchni a ja z radością przytuliłam Roela. Layla próbowała szybko uciec, ale ją powstrzymałam.

-  A z Tobą sobie jeszcze porozmawiam - oznajmiłam usatysfakcjonowana faktem, że się nie sprzeciwiła

- No ale..

- Stop. Teraz ja mówię. Będziesz miała czas wszystko wyjaśnić w swoim czasie. - teraz idziemy do mojego pokoju. - mój głos złagodniał - chcesz herbatki? Czarna z granatem i liczi.

Layla pokręciła głową.

-  No dobrze, w takim razie chodź. Idziemy na górę. - do jednej ręki wzięłam kubek z wrzącym napojem a w drugiej niosłam mojego kocurka.

Gdy znalazłyśmy się w moim pokoju pogłaskałam Roela i sprawdziłam czy nic mu się nie stało. Wzięłam głęboki wdech na rozmowę z Laylą

- No dobrze, proszę zacząć. - oznajmiłam

- Okej, było ta...

- Jeszcze jedna rzecz

- Jaka?

- Najważniejszy warunek - rzekłam wyniośle - SZCZERZE

- No okej, ale dasz mi wreszcie powiedzieć?! - Lay zaczęła się irytować

- Zamieniam się w słuch - odpowiedziałam po czym sięgnęłam po kubek z ciepłą herbatką.

- Wstałam rano - zaczęła - no i dobrze niech Ci będzie SZCZERZE. Miałam WIĘKSZĄ niż zwykle straszną ochotę by Ci dokuczyć - przyznała się zawstydzona - poszłam do twojego pokoju gdzie na twoim łóżku spał Roel, wiem jak bardzo go kochasz więc postanowiłam tym razem mu dokuczyć. Podeszła do niego i zaczęłam go spychać w stronę łóżka na co od razu się obudził i mnie podrapał - mówiła - no i zaczęłam go wyganiać z pokoju, a potem wybiegł na pole i dopóki nie pojawił się w kuchni to go nie widziałam - skończyłam moja młodsza siostra - no i teraz jesteś zadowolona z SZCZEREJ odpowiedzi? - spytała wracając do typowego dla siebie sarkastycznego tonu.

- Tak ale... - odpowiedziałam ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy

- Tak?

- Teraz zrobię Ci wykład na temat właściwego traktowania WSZYSTKICH - podkreśliłam to słowo - członków naszej rodziny.

Layla przewróciła oczami ale nic nie powiedziała, nadal wiedziała że mogę to powiedzieć rodzicom a wtedy było by tylko gorzej.

- No to widzę że jesteś gotowa! Zaczynamy - wprowadziłam - Najpierw przypomnę Ci że musisz pamiętać o...

Po pół godzinnym wykładzie na temat dobroci nie wiem kto był bardziej wykończony; ja czy Layla. Na pewno wiedziałam że mało co z tego wprowadzi do swojego życia no ale nie miałam nic innego do robienia w tej sprawie oprócz liczenia na cud. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Jedno nie odebrane połączenie od Lin - później oddzwonię obiecał sobie po czym sięgnęłam po szkicownik i dziś postanowiłam na kartce uwiecznić śpiącego Roela.

Był wieczór, pakowałam się do szkoły. Podręcznik do historii,  zeszyt do geografii, ćwiczenia z matematyki... Sprawdzałam czy wszystko mam. Jeszcze budzik, ustawiłam osiem budzików przeciągu od 5.30 do 6.00, następnie zeszłam zjeść kolację. Postanowiłam że dzisiaj zjem kanapki z serem żółtym, rukolą, pomidorkami i do tego herbatka z sokiem malinowym. Gdy skończyłam jeść nałożyłam karmy dla Roela i dolałam mu wody.

Wieczorem gdy szłam spać położyłam głowę w stronę okna, uwielbiałam podziwiać gwiazdy nocą, wtem przypomniałam sobie o nieodebranym połączeniu od Lin, sięgnęłam po telefon, co prawda była 22.43 ale Lin zazwyczaj nie spała o tej porze.  W przeciwieństwie do mnie chodziła poźno wstać i gdy tylko mogła później wstawała. Wybrałam jej numer. Wtem mojemu zaskoczeniu rozległ się zaspany głos Lin;

- Halo?

- Hej już śpisz? - zapytałam zdziwona - przepraszam że dopiero teraz oddzwaniam ale zapomniałam

- Nie nic się nie stało - odparła - tylko... - jej głos się załamał

I wtedy połączenie zostało zerwane.

Nowy rekord! Rozdział liczy 1041 słów.
Tak jak Vicky proszę o SZCZERĄ opinie w komentarzu
--------------------->
Niedługo nowy rozdział i... Nowa książka🤫

Tak się zaczęło... [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now