Rozdział 6

31 11 5
                                    

  Tego ranka, gdy wstałam za oknem przywitał mnie deszcz. Dzisiejszy dzień na pewno będzie lepszy, ponieważ dziś zobaczę się z Lin - pomyślałam.
  Zeszłam na dół gdzie zobaczyłam kartkę na której nabrazgane drukowanymi literami było:

   ᴍɪłᴇɢᴏ ᴅɴɪᴀ ᴄɪ ʀᴢʏᴄᴢᴇ̨
                          ᴘᴀ
Westchnęłam i przrkreśliłam "rz" na ż. Pewnie znowu coś zpsociła i próbuje udawać grzeczną. Zajrzałam do jej pokoju, gdzie spała lub doskonale udawała że śpi. Jeśli coś zrobiła, wieczorem szybko się dowiem - stwierdziłam.

Gdy podjechałam pod szkołę, bardzo się ucieszyłam, ponieważ zobaczyłam uśmiechniętą Lin, rozmawiającą z Millie - naszą koleżanką z klasy. Wydawało się że wszystko w porządku, jakby nic się nie stało - dochodziła do siebie. Lecz gdy podeszłam, wiedziałam, że udaje. Chowała wszystko pod uśmiechem, ale nie przede mną. I doskonale o tym wiedziała. Potrafiłam odkryć każdą jej emocję, nawet jeśli by udawała zupełnie przeciwne emocje.

- Hej, dziewczyny! - krzyknęłam i podbiegłam by przytulić się z LIn

- Cześć, Vicky. Lin mi właśnie opowiedziała. To bardzo przykre. - powiedziała Millie ze współczuciem.

- No hej! - odparła Lin - wiesz Millie, ja muszę jeszcze coś załatwić przed lekcjami, widzimy się w szkole... - rzekła Lin po czym pokazała mi ruchem dłoni, by szybko do niej podeszła - Hej - przywitała się wreszcie Lin, po czym przestała udawać że wszystko dobrze, ponieważ wiedziała że ja wiem że to nieprawda.

- Gadaj, jak się czujesz! - oznajmiłam energicznie - chociaż większość już wiem - dodałam cicho.

- No jest dobrz... - Lin ugryzła się w język pod moim srogim spojrzeniem mówiącym moje życiowe motto; SZCZERZE - okej. Niech Ci będzie jest źle. Zadowolona? - rzekła w końcu zdenerwowana LIn

- Z taką odpowiedzią od razu mi lepiej - powiedziałam od razu usatysfakcjonowana - nie będę się cieszyć z tego że będziesz udawać że jest dobrze. - dodałam - wolę wiedzieć szczerze, że jest źle. - skończyłam, po czym się uśmiechnęłam. - chodź idziemy pod klasę, chyba nie chcesz się spóźnić na matematykę? - po czym razem pobiegłyśmy, a ja widziałam że samopoczucie Lin jest coraz lepsze.

***

Po skończonych lekcjach zaproponowałam żeby Lin pojechała do mnie wspólnie się pouczyć na co ochoczo przystała. Jej humor z każdą chwilą się polepszał, co mnie bardzo cieszyło.

- Witam w moich skromnych progach! - krzyknęłam gdy otworzyłam drzwi. Razem bardzo często wprawiałyśmy się nawzajem w ogromną głupawkę.

Gdy Lin była u mnie zrobiłam nam oczywiście HERBATĘ. Nie odłączny element mnie. Moja przyjaciółka wybrała sobie smak czarnej herbatki; marakuja - truskawka, a mi wybrała zieloną hibikus - mango. Odrobiłyśmy razem zadanie z matematyki, pouczyłyśmy się do sprawdzianu z geografii, i ćwiczyłyśmy do kartkówki z historii. Zrobiłyśmy też projekt na język angielski. Wykończone usiadłyśmy na tarasie z świeżo zaparzoną zieloną herbatką.

- Jak dobrze mieć to za sobą - westchnęła przeciągle Lin

- I widzisz! A tak nie chciało Ci się tego robić - przekomarzałam się

- Ale zrobiłam - upierała się

- Gdybym Cię nie zmusiła w życiu byś nie umiała geografii  - drążyłam temat ze śmiechem - i dostałabyś kolejną dwóje, i mogłabyś nie przejść do następnej klasy!

- Zrobiłaś to tylko dla siebie, bo to TY byś nie przeszła z innych przedmiotów beze mnie! - zripostowała Lin

- Ej! - oburzyłam się.

Kiedyś Lin uratowała mnie przed kolejną jedynką z matematyki i teraz cały czas wypominała mi, że powinnam być jej wdzięczna że nie jestem klasę niżej, na co zawsze wybuchała przyjacielska kłótnia o wszystko.
   Około godziny 18.30, Lin pojechała autobusem do domu a ja przypomniałam sobie: MIAŁAM DZIŚ ODEBRAĆ LAYLĘ ZE ŚWIETLICY.

Miałam dziś odebrać Laylę ze świetlicy, ( chodziła do innej szkoły), by nie siedziała tam do 17.00, bo dziś późno rodzice kończą pracę. Tata pewnie dzwonił do mnie i pojechał ją odebrać, bo wiedział że jak jestem z Laylą w domu sama, to cały czas wiszę na telefonie i odbieram w dwie sekundy. I właśnie w trakcie moich rozmyślań rozległ się dzwonek do drzwi. Super, tata mnie zabije - pomyślałam.

Spojrzałam otworzyłam drzwi i zastałam rozzłoszczoną Laylę i doprowadzonego do szału tatę.

- Yym, hej tato, cześć Lay - powiedziałam niezgrabnie - przepraszam, zapomniałam to się nigdy nie powtórzy!

- No oby! - odparła Lay - musiałam zostać SAMA z tobą Amelką z 2b. Ona jest jakaś opętana! Spytała się mnie na jaki kolor farbuje futro swojego psa, ja nawet nie mam psa! - oznajmiła przerażona Layla.

Powstrzymałam się przed wybuchnięciem śmiechem. Gdyby nie to że to JA dziś zawiniłam, to moja młodsza siostra już dawno by została przeze mnie wyśmiana.

Tata tylko z irytacją pokręcił głową.

- Umówmy się tak - powiedział w końcu - tym razem to był wyjątek że tak się stało. Następnym razem nie będzie tak dobrze. Ale niedługo Lay - zwrócił się do mojej młodszej siostry - będziesz musiała sama wracać autobusem.

Lay natychmiastowo zrobiła się blada.

- Jaa. Nie-eee chhh-cę samm-ma. - oznajmiła zaniepokojona Layla.

Bała się jeździć autobusem, ponieważ kilka lat temu na wakacjach we Włoszech, zgubiła się na wycieczce autobusowej! Miała traumę jeździć gdziekolwiek autobusem z mamą, a co dopiero sama!

- Wiecie, to ja może pójdę odrabiać lekcje? - po czym błyskawicznie się ulotniłam do pokoju.

Wolałam się uczyć, niż wysłuchiwać rozzłoszczonych ( i może trochę słusznych) pretensji Lay.

Niedługo postaram się wrzucić nowy rozdział "Yesterday's hope". 🫶🏻


Tak się zaczęło... [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now