Rozdział 5

24 10 1
                                    

*Użytkownik do którego dzwonisz nie odbiera pikkkk*  rozległ się głos automatu.

Co się dzieje? Nie dam rady zasnąć!

Zerwałam się na dźwięk przyciszonego dzwonka mojego telefonu.

- Halo, Lin! Co się dzieje?!

- Cześć Vicky, przepraszam internet mi zacina, coś słabo sieć tu mają.

- Tu? Gdzie ty jesteś co się stało?

- Podczas spacer z Taylerem - Tayler jest złocistym labradorem, psem Lin - gdy przechodziłam zerwał się ze smyczy i pobiegł za pogoń za wiewiórką zderzył się z pędzącym samochodem i... - jej głos ponownie się załamał

- Oj Lin! Naprawdę mi tak przykro! Przepraszam że nie odebrałam wcześniej - do oczu zaczęły napływać mi łzy i poczułam wyrzuty sumienia że wcześniej nie odebrałam - mogę Ci jakoś pomóc?

- Nie możesz nic poradzić na to że nie żyje! - krzyknęła sfrustrowana Lin - przepraszam jestem strasznie nerwowa - natychmiast się zreflektowała, ponieważ wiedziała że najgorsze co może teraz zrobić to stracić przyjaciółkę - zadzwonię jutro, nie będzie mnie w szkole - do zobaczenia - rozłączyła się.

Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć rozłączyła się, jak mogłam wcześniej  nie odebrać?! - wypominałam sama sobie. Krążąc w myślach pogrążył mnie sen.


Budzik wyrwał mnie z odpoczynku o  5.32,  czas wstać, mimo że się nie wyspałam, ponieważ poprzedniego wieczoru do późna myślałam co się wydarzyło. Dziś stwierdziłam, że muszę wrócić do normalności, mimo że moje serce rozdzierał żal z powodu braku Taylera, ponieważ  miałam z nim mnóstwo wspomnień. Wstałam z łóżka i przygotowałam ubranie, postanowiłam założyć szerokie czarne spodnie cargo z kieszeniami, żółty t - shirt i szarą bluzę. Na śniadanie zrobiłam sobie owsiankę. Do szkoły zrobiłam kanapkę  z szynką, sałatą ogórkiem i pomidorem i do tego jabłko, a to termosu wlałam czarną herbatkę z sokiem z czarnej porzeczki i miodem. Gdy wychodziłam z domu była godzina 6.49, i zdążyłam na autobus za pięć siódma. Dotarłam do szkoły pół godziny przed rozpoczęciem lekcji, więc poszłam do biblioteki, pomóc jako wolontariuszka. Lubiłam tam przesiadywać, czasem nawet zostawałam po lekcjach, a często przy okazji wypożyczałam jakieś książki z nowości. Zawsze zauważałam nową książkę, bo każdą znałam i wiedziałam gdzie leży, mimo że większości nie przeczytałam. Nie przepadałam za lekturami, wolałam zdecydowanie inne książki, zwłaszcza fantastykę. Bardzo się ucieszyłam gdy zobaczyłam nową książkę, od razu ją wypożyczyłam. Gdy dotarłam pod salę lekcyjną, poczułam się dziwnie nie mając u boku Lin,  ponieważ  zawsze trzymałyśmy się razem i gdy któreś z nas nie było druga czuła się dość samotna. Naszą pierwszą lekcją była geografia, później w-f, matematyka, historia, język angielski, biologia i plastyka. Po wszystkich lekcjach postanowiłam pojechać do Starbucksa, by się odrobinę odprężyć. Była już dostępna Pumpkin Spice Latte i do tego wzięłam małą warzywną focaccie.

 Po powrocie do domu wzięłam się odrabianie lekcji i naukę do jutrzejszego sprawdzianu z hiszpańskiego, lecz wtedy zadzwoniła Lin. Od razu odebrałam. Poinformowała mnie że jest coraz lepiej i sobie radzi ale wciąż mu jego brakuje. I że jutro też jej nie będzie w szkole. Oznajmiła mi też że niedługo być może przygarną pieska ze schroniska. Po przyjemnej i długiej rozmowie poszłam pobawić się z Roelem, by nacieszyć się czasem, jaki mi z nim jeszcze został. Chociaż tego czasu zawsze jest za mało.


Następnego dnia,  dzień minął dość dobrze, miałam na szczęście tylko sześć lekcji, a sprawdzian z hiszpańskiego okazał się dość prosty. Oddałam też książkę do biblioteki, którą wczoraj wypożyczyłam, dlatego bo była tak świetna że pochłonęłam ją w jeden wieczór. Po szkole pojechałam do galerii zacząć wybierać prezent dla taty na urodziny, ponieważ przypomniałam sobie że to już w następną sobotę! Wybrałam na razie czarne rękawiczki narciarskie ( poprzednie zostawił w zeszłym roku w pensjonacie podczas ferii ) oraz książkę o tematyce fantastycznej, ponieważ tak samo jak ja, a nawet bardziej kochał motyw fantasy. Potem kupiłam też dla siebie dżinsy na przecenie. Zadowolona wróciłam do domu.

W domu zaczęłam projektować plakat na konkurs oraz przygotowywać gazetkę do szkoły. Uwielbiałam robić różne prace plastyczne i graficzne, w zeszłym roku zdobyłam nawet wyróżnienie w ogólnokrajowym konkursie. Mój dyplom dumnie wisiał z boku mojej szafy, a moja nagroda - tablet graficzny - leżał w drugiej części biurka, razem z innymi markerami i innymi przyborami mojej pasji. Często wspominałam wypadek który zdarzył się jakieś dwa lata temu. Malowałam obraz na płótnie farbami, Roel był jeszcze wtedy małym, niesfornym i psotnym kocurkiem. Przyszedł do mojego pokoju, wskoczył mi na kolana i przez przypadek swoim ogonem potrącił kubek z herbatą, która leżała obok i wszystko się wylało na płótno i się przewróciło! Do teraz pamiętam złość i frustracje na Roela, gdy to się stało. Rozpaczałam nad straconym obrazem jakieś dwa tygodnie. Na szczęście złość na kota minęła mi szybciej. Ciekawi mnie to czy mój zwierzak nadal to pamięta. Mi najbardziej zapadły w pamięć zpłaszczone pod reprymendą ode mnie uszy kocurka,  teraz już bardziej zdaję sobie z tego sprawę że biedny zrobił to przez przypadek.  Błądząc tak myślami po różnych wspomnieniach zapomniałam co robię . Jedno z cech charakterystycznych dla mnie było to że gdy miałam coś zrobić często się zamyślałam lub odpływałam w wspomnienia. Ale się cieszyłam że jestem i mogę być sobą

Dzisiaj nowy rozdział "Yesterday's hope" ( mojej drugiej książki )

Jak Wam się podoba nowy rozdział? --------------------->

Mam też króciutkie ogłoszenie, jak już pewnie wiecie  z mojej tablicy, @Books1With1Tosia zostaje patronem medialnym tej powieści.

Tak się zaczęło... [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now