— Luka, jesteś tu?! — usłyszałam wołanie.
— U Zeda! — krzyknęłam, podnosząc się z łóżka.
Po chwili drzwi z impetem otworzyły się i Atru chwycił mnie w objęcia, co od razu mnie zdziwiło.
— Myślałem, że znowu będę musiał cię szukać... — westchnął, zdyszany w moje włosy.
Sytuacja była dla mnie tak zaskakująca i jednocześnie niezręczna, że od razu chciałam się uwolnić, lecz ramiona Atru trzymały zbyt mocno.
— Co się dzieje i dlaczego znowu mnie zostawiłeś? — zapytałam, gdy objął mnie jeszcze ciaśniej i niespodziewanie wyniósł na korytarz.
— Lu, chyba się zaczęło — oznajmił szeptem, po czym chwycił w dłonie moją twarz, jakby chciał pocałować, ale w porę się uchyliłam, zupełnie go nie poznając.
Ponowił próbę i tym razem mu się udało. Syknęłam wściekle, gdy ugryzł mnie w wargę. Zaskoczona jego natarczywością i przyciśnięta do ściany, złapałam go za ręce, żeby odtrącić, ale nagle rozległ się gromki głos:
— Ruszać się! Wszyscy do schronu! — ryknął Til.
Więżące mnie ramiona momentalnie zwiotczały i odskoczyłam od Atru, jak poparzona
— Prędzej! Prędzej! — wykrzykiwał, spiesząc w naszą stronę. — Atruman! Pomóż jej zabrać chłopaka i pospieszcie się! — nakazał, po czym minął nas i w ogóle na mnie nie spojrzał.
Żołnierze wpadali i wypadali ze swoich kwater, a ja stałam zamroczona, ledwo łapiąc to, co przed chwilą się stało.
— Dlaczego to zrobiłeś?
— Bo chciałem? — Zmarszczył brwi i spojrzał mi prosto w oczy.
Bezczelny kłamca.
— Chciałeś to zrobić, czy po prostu chciałeś, żeby on to widział?
Nic nie odpowiedział.
— Odwal się — warknęłam, po czym pchnęłam pięściami w jego pierś i wparowałam z powrotem do kwatery, zamykając za sobą drzwi.
— Zbieramy się Pat. — Podbiegłam do łóżka i pomogłam młodemu włożyć buty.
— Lu, przestań... Sam sobie dam radę...
— Nie marudź, nie mamy czasu. — Odepchnęłam jego ręce.
— Nie bądź zła... — jęknął i pociągnął nosem.
— Czy zawsze musisz być taką ofermą? Przestań w końcu się mazać, to obóz wojskowy, a nie... — Szarpnęłam za zapięcia i chyba zrobiłam to zbyt mocno, bo usłyszałam cichy jęk.
— To boli... Mówiłem, że sam to zrobię... — Chwycił mnie za włosy i odepchnął, aż pacnęłam tyłkiem na podłogę.
— Przepraszam, Pat... Nie chciałam...
— Nie chrzań — warknął. — Właśnie, że chciałaś, bo pokłóciłaś się z tym mądralą i nie masz się na kim wyżyć — wypalił ze łzami w oczach, po czym sam podniósł się do pionu i wyciągnął ramiona w moim kierunku. — Podaj mi coś do podparcia, pomóż mi, albo zostaw w spokoju. — Spojrzał na mnie z wyrzutem.
— Pat do cholery, przeprosiłam cię! — Podniosłam się na nogi i chwyciłam go, zanim zdążyłby się przewrócić.
— Sama jesteś głupia... — mruknął, obejmując mnie za szyję.
W tym samym momencie drzwi otworzyły się i pojawił się Kanclerz.
— Weź moją torbę, ja się nim zajmę — polecił, stawiając na podłodze tajemniczy, czarny kufer.
YOU ARE READING
Kanclerz
Science FictionOdległa cywilizacja układu planetarnego Mar, zbliżona do ziemskiej. Osobliwa społeczność pod dowództwem tajemniczego Kanclerza, na którą składają się eks żołnierze, zbieranina wyrzutków z kilku planet, a także bliżej nieokreśleni uchodźcy z pirackic...