Rozdział XX

50 10 0
                                    

Kwaterami nazywano tutaj podziemne boksy o szerokości około czterech metrów na trzy. Kiedyś pełniły funkcję dwuosobowych cel i rozmieszczone były po obu stronach dość wąskiego korytarza. Co kilka metrów z sufitu zwisała drabinka, prowadząca do wyjścia ewakuacyjnego, jak przeczytałam na jednej z tablic, opatrzonej krzykliwym tytułem: regulamin! W tej chwili niemal w każdym z pomieszczeń znajdowały się po dwa łóżka piętrowego typu wraz z podstawowym wyposażeniem, czyli metalową szafką, stolikiem i siedziskami. Nie miałam pojęcia, dokąd idziemy, ale wolałabym, żeby Ewa nie dzieliła swojej kwatery z Kanclerzem. Nie chciałam ponownie przechodzić przez ich nocne zbliżenia, zwłaszcza teraz, gdy byłam taka rozdarta.

— Padam z nóg i czuję się brudna, jak szmata — marudziła, zaglądając po drodze do wnętrza jednej z mijanych cel. — Justus, zlituj się i zamknij drzwi... — jęknęła, po czym odwróciła się do mnie z dziwnym wyrazem na twarzy.

Kiedy minęłam celę, ujrzałam stojącego tyłem żołnierza, z opuszczonymi spodniami, który właśnie kogoś penetrował. Trudno było określić kogo, ponieważ widziałam tylko kawałek wygiętych pleców i dziwną maskę na głowie. Co to za dziwak? Oczywiście od razu sobie zakodowałam, żeby za żadne skarby samej nie kręcić się w tych rejonach.

— Spokojnie, przyzwyczaisz się do niego — zapewniła Ewa, widząc moje zmieszanie. — Dla nas jest nieszkodliwy, woli chłopaków — dodała.

— Daleko jeszcze? — zapytałam z wypiekami na twarzy. Miałam wrażenie, że przeszliśmy już cały obóz.

— Chyba nie myślałaś, że mieszkam w takiej klitce, w tym obskurnym sektorze? — prychnęła.

— Mieszkasz sama, czy...?

— Jak dotąd sama, ale jak widzisz, niedługo będę potrzebowała kogoś do pomocy. Mam sporo miejsca, nawet więcej od Tila. Nasze kwatery są połączone korytarzem i wspólnym węzłem sanitarnym — odpowiedziała. — Mamy blisko do kuchni, stołówki, za to najdalej do tego cholernego babińca i aresztu — wyjaśniła.

— A czym jest babiniec?

Oczywiście domyślałam się, ale chciałam wiedzieć, na jakiej zasadzie tu funkcjonuje, by trzymać się od tego miejsca z daleka.

— To dawny magazyn amunicji, tuż obok parku maszynowego. Wielki i spleśniały hangar, w którym gnieżdżą się wszystkie szmaty. Masz szczęście, że tam nie trafiłaś. Niektóre nie patrzą na to, co masz w majtkach, tylko ważne jest dla nich to, że masz sprawne usta, język i czynne otwory na miejscu.

— Co takiego? — wydusiłam, zniesmaczona tym stwierdzeniem, prawie krztusząc się własnym oddechem.

— To, co słyszałaś. Początkowo rozpuszczały się po całym obozie, ale Til nie chciał ich tutaj, dlatego wpakował je w jedno miejsce. Chłopaki muszą od czasu do czasu, wiesz, wyluzować się, spuścić parę i tak dalej — wyjaśniła.

— A gdzie mieszkają ci z patrolu?

— Ha, ha, ha — udawała, że się śmieje. — Już się nie możesz doczekać, co?

— Nie, to nie tak. Po prostu...

— Żartowałam — ucięła. — Mnie nie musisz się z niczego tłumaczyć. Nie wiem dokładnie, gdzie go zakwaterowali, ale pewnie tam, gdzie resztę nowych, czyli obok strażnicy, żeby mieć na nich oko. Potem ci pokażę, gdzie i co się znajduje, najpierw musimy cię urządzić.

 Potem ci pokażę, gdzie i co się znajduje, najpierw musimy cię urządzić

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
KanclerzWhere stories live. Discover now