𖤐 Twenty three - Remedy for the fallen one 𖤐

479 97 14
                                    

Ten rozdział dedykuję gerwazypad <3

𖤐

Tej nocy nikt na Posterunku nie zmrużył nawet oka. Fiona czuwała nad nieprzytomnym Draco i zmieniała mu co jakiś czas zimne okłady. Ważne było, by cały czas doglądać jego funkcji życiowych. Harry przy pierwszej lepszej okazji wymknął się z kuchni, bo nie mógł już patrzeć na Malfoya w takim stanie. Postanowił pomóc Ezrze w wertowaniu ksiąg i poszukiwaniu odpowiednich składników do uwarzenia eliksiru, który pomógłby zneutralizować działanie klątwy. Nawet mała Sally, która około trzeciej nad ranem zeszła do kuchni po szklankę wody, zmartwiona stanem Draco postanowiła nie wracać do swojego pokoju. Gdy Fiona zabrała się za pisanie listu do Jonathana, Sally przejęła jej wartę przy Malfoyu.

W końcu, gdy za oknem zaczęło się wreszcie przejaśniać, po trzecim kubku kawy, Ezra zerwał się nagle do pionu.

— Eureka! — zawołał, wymachując opasłym tomem przed oczami Harry'ego. Ten od dłuższej chwili siedział zapatrzony w bliżej nieokreślony punkt na pobliskiej ścianie i rozmyślał, układał w myślach dalszy plan.

Wybudził się jednak z letargu, oczekując jakiegoś przełomu.

— Mam to, Harry! Tak myślę...

Potter pospieszył go ruchem ręki, zniecierpliwiony owijaniem w bawełnę. Ezra okrążył stół, przy którym siedzieli, by położyć mu przed oczami księgę, a później podparł się o oparcie jego krzesła, nachylił i wskazał palcem odpowiedni akapit. Harry szybko prześledził go wzrokiem.

— Dożylne antidotum? — zdziwił się. — Nie wiedziałem, że można wtłoczyć komuś eliksir prosto do krwioobiegu.

— Najwyraźniej można. Inaczej i tak byśmy tego nie zrobili, skoro Malfoy jest nieprzytomny. Będziemy potrzebowali tylko kilku składników...

Harry ze zrezygnowaniem prześledził ich listę wzrokiem.

— Znajdziemy to wszystko w tutejszym składziku? — zadrwił.

Ezra przewrócił oczami.

— Trochę wiary, Potter. Tutaj może nie, ale wiem, kto może nam je dostarczyć. Przygotuj stanowisko, a ja to załatwię — odpowiedział, by po tych słowach odwrócić się na pięcie i pobiec w kierunku schodów.

Harry odprowadził go wzrokiem. Chciałby mieć w sobie aż tyle entuzjazmu. Na razie jednak ogarnął go marazm, zwątpienie i strach na myśl, że być może nigdy nie porozmawia już z Draco, nie poczuje na sobie spojrzenia tych pięknych, szarych oczu i już nigdy nie dane mu będzie wsłuchać się w rytm jego bijącego serca.

𖤐

Około ósmej rano do zmęczonych, zaspanych umysłów wartowników dotarło ciche skrzypienie drzwi wejściowych. Fiona nakazała Sally ruchem ręki, by ta została w kuchni, a sama popędziła do głównego holu. Zdążyła akurat, by zobaczyć, jak wysoka, smukła postać przekraczała próg, wpuszczając tym samym do środka trochę grudniowej zawieruchy.

Jonathan miał na sobie swój czarny, dostojny surdut i cylinder tak wysoki, że musiał się schylić, by wejść do środka. Monokl zaparował mu natychmiast, a gdyby Draco był akurat przytomny, z pewnością nie powstrzymałby się od komentarza na temat tego przerysowanego stroju. Każdy inny czarodziej wyglądałby w nim zapewne komicznie, ale w aparycji Jonathana było coś, co sprawiało, że idealnie mu on pasował.

— Witaj, Fiono.

— Jonathanie — odparła grzecznie kobieta, wiedząc, że najwięcej może zdziałać u tego mężczyzny właśnie odpowiednią manierą. — Dziękuję za tak szybkie przybycie. Czy udało ci się pozyskać wszystko z naszej listy?

When the stars fall || DrarryWhere stories live. Discover now