𖤐 Twenty six - Looking for redemption 𖤐

278 69 59
                                    

Fiona Whitnet nerwowo wystukiwała palcami tylko sobie znany rytm. Kuchenny zegar wiszący na jednej ze ścian wybił właśnie trzecią godzinę nieobecności Harry'ego. Tak naprawdę wszystko miało się dopiero okazać. Jeśli Potter zaraz wróci, być może uda im się uratować Draco. Jeśli nie... to będzie znaczyło, że został złapany. A taka informacja byłaby zgubna dla nich wszystkich. 

Kobieta dobrze wiedziała, że niewiele może w tej sytuacji zrobić. Pozostawało jej tylko czekać, ale ta bezczynność i bezradność były najgorsze. Ezra wciąż warzył na górze eliksir-odtrutkę, zmęczona Sally nadal spała oparta o stół, a Fiona nie miała serca jej budzić. Ta mała tyle ostatnio wycierpiała, że zasługiwała na każdą minutę spokojnego snu.

Draco wyglądał coraz gorzej. Ciemne pręgi na jego rękach minęły już łokcie i przesunęły się jeszcze kilka centymetrów za nie, a jakby tego było mało, takie same wykwity pojawiły się na jego spoconej twarzy. Wyglądał okropnie, jakby gnił na ich oczach. Jonathan dawał mu dwie doby, ale Fiona widziała, jak szybko postępowała ta paskudna klątwa. W tym tempie Malfoy nie miał szans na dożycie wieczoru. Wszystko zależało teraz od Harry'ego.

Do uszu kobiety dobiegł wreszcie dźwięk gwałtownego otwierania drzwi wejściowych. Odruchowo złapała swoją leżącą na blacie różdżkę, wyminęła śpiącą Sally, by zasłonić ją własnym ciałem i wycelowała broń w kierunku drzwi kuchennych. Serce stanęło jej na moment, bo jeszcze przez kilka nieznośnych sekund miała nie wiedzieć, czy to Potter, czy zgraja wściekłych aurorów z nakazem aresztowania wszystkich wartowników.

Jednak w progu wreszcie stanął zmachany, uśmiechnięty Harry, już w swojej postaci. Na jego widok Fiona natychmiast opuściła różdżkę, a wolną ręką złapała się za serce i odetchnęła ciężko. Nie zdawała sobie sprawy, jak ciężki kamień zalegał jej w piersi, dopóki nie zniknął.

— Udało się! — oznajmił natychmiast Potter, najwyraźniej nie zamierzając trzymać jej dłużej w napięciu. — Mam misę i nikt się nie zorientował!

— Nareszcie jakieś dobre wieści — powiedział czyjś zaspany głos. Oboje natychmiast spojrzeli na Sally, która akurat przecierała oczy.

Harry odruchowo zrobił jedną z tych min, którą robią ludzie, gdy nie wiedzą, jak ująć coś niewygodnego w słowa.

— Mów — zażądała natychmiast Fiona. Nie była w humorze na owijanie w bawełnę. — Coś jednak poszło nie tak.

Harry wyciągnął coś małego z wewnętrznej kieszeni płaszcza i położył to na stole, a później rzucił zaklęcie Engorgio i przedmioty powiększyły się, intrygując przy tym Sally.

— Nie, ale było zbyt blisko — mruknął mężczyzna.

Fiona od razu złapała w ręce czerwoną teczkę.

— Czym do diaska jest Operacja Rumor? — Rzuciła w przestrzeń, ale nie zamierzała czekać na odpowiedź.

Harry, widząc, jak z każdym następnym przeczytanym słowem na jej twarzy wzbierał wyraz czystej furii, machnął ręką do Sally, żeby ją przywołać. Dziewczynka podeszła do niego z ociąganiem.

— Idź sprawdzić, co robi Ezra, dobrze? Powiedz, że wszystko mamy i czekamy już tylko na eliksir.

Sally niby pokiwała głową, ale Harry musiał ją kilka razy delikatnie popchnąć w stronę wyjścia, bo oczy miała już jak pięć złotych i najwyraźniej nie chciała przegapić żadnych rewelacji. 

Kiedy w końcu zostali w pomieszczeniu sami, czerwona ze złości Fiona uniosła teczkę dygoczącymi z nerwów rękoma i posłała Harry'emu spojrzenie, którego nie powstydziłby się sam bazyliszek.

When the stars fall || DrarryWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu