𖤐 Eleven - Talking to the moon 𖤐

448 115 21
                                    

Po przekroczeniu progu dworku, mężczyzn otoczyło przyjemne ciepło i zapach domowego obiadu, które wywołały na zmarzniętej twarzy Harry'ego lekki uśmiech. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo wymarzł przez ostre, zimowe już powietrze. Nie pamiętał też, kiedy ostatnio coś jadł.

Fillius pokazał im, gdzie mogą odwiesić płaszcze, a później poprowadził ich przez okazały, choć poniszczony hol, na środku którego stała dawno zapomniana, mała fontanna, przedstawiająca siedzącą na kamieniu syrenę. Hol wieńczyły marmurowe schody, a całości dopełniały bogato zdobione filary. Choć kiedyś z pewnością musiało tu być pięknie, to i popękany kamień miał jakiś swój urok, przywodzący na myśl zaniedbaną, niegdyś bogatą twierdzę.

Zamiast udać się jednak w kierunku schodów, dowódca skręcił w lewy korytarz i ominął dwie pary najbliższych drzwi, zmierzając w stronę pomieszczenia na samym końcu. Jak się okazało był to pokój obrad lub jadalnia, której centralną część zajmował wielki, chyba dębowy, okrągły stół. Harry nie spodziewał się tego. Jego szef wydawał się osobą, która chętnie zasiadłaby na czele podłużnej ławy, by móc patrzeć na wszystkich z góry. Choć może było to mylne wrażenie, wyniesione z pracy, gdzie dzieliły ich przecież stanowiska i kompetencje.

— Przybyliście na miejsce jako pierwsi — poinformował Fillius, zapraszając ich przy tym gestem dłoni, by wybrali sobie miejsca przy stole. Odruchowo już, usiedli koło siebie. — Nie oznacza to jednak, że jesteśmy tu sami — dodał, patrząc przy tym jakoś wymownie w stronę Malfoya, jakby tym samym wysyłał mu ostrzeżenie pod tytułem "lepiej nic nie kombinuj". — Fiona ostatnio spędza tu dużo czasu. Wzięła w Ministerstwie urlop, żeby doprowadzić to miejsce do porządku. Chociaż moim zdaniem to tylko pretekst, żeby przesiadywać w tutejszej bibliotece. Mamy spory zbiór ciekawych, rzadkich i niekoniecznie legalnych pozycji... — Fillius odchrząknął, jakby był to nawyk wyniesiony z pracy, gdzie trzeba było cenzurować niektóre wypowiedzi. — Gdzieś po budynku kręci się również Ezra, to nasz specjalista do spraw odczyniania uroków i klątw. Lepiej nie zachodźcie mu za skórę, wygląda całkiem przyjaźnie, ale ma swoje za uszami.

— Jak my wszyscy — wtrącił Draco, który leniwie i oceniająco rozglądał się po pomieszczeniu, w którym się znaleźli. Miał minę, jakby wcale nie imponowało mu otoczenie trochę podniszczonych obrazów w pozłacanych ramach. 

No cóż, zapewne obracał się niegdyś w większym bogactwie  pomyślał Harry.

— Tak, ty z całą pewnością — odparł McCartney. Przez chwilę oboje mierzyli się wymownym, pogardliwym wzrokiem.

— Poznamy kogoś jeszcze? — zagadnął Harry, wybijając przy tym palcami o stół, tylko sobie znany rytm. 

— Kilka ciekawych osób, Potter. Jestem w trakcie kompletowania oddziału. Skontaktowałem się z kilkorgiem cenionych w swoich specjalizacjach czarodziejów. Niektórzy z nich powinni przybyć jeszcze w tym tygodniu. Jednak, jak sam zapewne rozumiesz, cała nasza misja musi pozostać ściśle tajna. Z każdym kontaktuję się innego rodzaju szyfrem lub zagadkami i wysyłam osobny, ukryty na widoku świstoklik. Szczerze mówiąc, nie pamiętam, kiedy ostatnio spałem dłużej, niż dwie godziny... — Zwieńczeniem tego zdania było wymowne westchnięcie. Faktycznie, Fillius był dość blady i miał mocno podkrążone oczy. Harry mógł się jedynie domyślać, w jakim strachu i pod jakim ciężarem odpowiedzialności żył na codzień ten człowiek. — W każdym razie ściągnąłem was tutaj chwilę wcześniej, żebyście zdążyli rozejrzeć się po budynku i przenieść się tu powoli z owocami waszej pracy. Od teraz to będzie nasza... hmm, siedziba, chociaż ja głosuję za nazwą "Posterunek". Brzmi ciekawiej.

Harry pokiwał głową, ponieważ, szczerze powiedziawszy, marzył o tym, by wreszcie zmienić otoczenie. Chociaż wcześniej jego mieszkanie było jego prywatną, bezpieczną ostoją, odkąd pojawił się w nim Malfoy, stało się ciasne i duszne. I choć cieszyła go jakakolwiek obecność, momentami brak mu było czasu spędzanego w błogiej samotności. Ten blond gnojek potrafił nieźle go przebodźcować w zaledwie kilka minut po porannym otwarciu oczu.

When the stars fall || DrarryWhere stories live. Discover now