Rozdział 21

84 3 0
                                    

-Hej Evelyn! -powiedziała Victoria, nieco zbyt głośno i zbyt entuzjazstycznie.
Minęła Roberto i podeszła do dziewczyny.
Obrzuciła ją szybkim, ale uważnym spojrzeniem i stwierdziła, że nie wygląda tak źle jak myślała.
Miała tylko dość bladą skórę i ciemne wory pod oczami, ale po tym co przeżyła nie było to szczególnie szokujące. Chyba też schudła, ale Victoria nie miała pewności, bo Evelyn była ubrana w białą, luźną koszulę szpitalną i dresy.
-Hej. -odparła słabym głosem Evelyn. -Co wy... co tu się dzieje? -zapytała.
-Nic. -zapewniła ją pospiesznie Victoria. -Po prostu przyszliśmy cię odwiedzić. Ale Roberto już musi iść, prawda? Prawda?! -dodała z naciskiem, odwracając głowę w stronę Vázqueza.
Czarnowłosy zawahał się, przez chwilę Victoria widziała w jego oczach błysk determinacji, ale zniknął jeszcze zanim zdążył ją prawdziwie zaniepokoić.
-Tak. -powiedział.
Podszedł do Evelyn i objął ją delikatnie jedną ręką.
-Do widzenia Eve.
Odsunął się, widząc złowróżbny wrok Victorii i odszedł.
-Jak się czujesz? -zapytała kobieta.
W jej głosie brzmiała troska.
-D... dobrze. -odparła Evelyn. -Wiesz co się stało?
-Tak. Przepraszam Eve. -westchnęła. -To ja powinnam była z tobą pojechać.
Pokręciła głową.
-Mogłaś zginąć.
-Ale nie zginęłam.
Victoria uśmiechneła się słabo.
-Nie wybaczyłabym sobie gdybyś zginęła. -szepnęła i pocałowała ją.
Evelyn odwzajemniła pocałunek.

***

Wieczorem Victoria zabrała Evelyn do swojego nowego penthouse. Teorytycznie Eve powinna zostać jeszcze w szpitalu, ale ani ona ani Victoria tego nie chciała.
"W szpitalu nie jestem w stanie cię bronić." Powiedziała. "Mogłabyś zostać porwana."
Dlatego Evelyn siedziała na kanapie, rozczesywała swoje krótkie, czarne pukle i po raz pierwszy od dawna czuła się naprawdę dobrze i komfortowo.
Słyszała krzątanie się Victorii w kuchni - robiła im obiad. Okazała się być niezłą kucharką, choć upierała się, że w ogóle nie umie gotować.
Parę minut później postawiła przed Eve miskę z curry i usiadła obok niej z własną porcją.
-Posłuchaj Evelyn, musimy porozmawiać. -powiedziała.
Dziewczyna skinęła głową.
-W ostatnim czasie spotkało cię dużo wypadków. -zaczęła Victoria. -A ja nie mogę być ciągle z tobą i cię chronić. Dlatego... postanowiłam przydzielić ci ochroniarza.
Evelyn otworzyła szeroko oczy.
-Nie Victoria, nie trzeba...
-Trzeba. -przerwała jej Ross stanowczym tonem. -To nie podlega dyskusji. Dzisiaj zapoznam cię z twoim ochroniarzem. Będzie ci towarzyszył wszędzie. Przykro mi Eve.
Evelyn westchnęła ciężko, ale nawet nie próbowała protestować. Zdążyła się już przekonać, że Victoria jest uparta.
No i po ostatnich wydarzeniach ochroniarz wcale nie wydawał się być takim złym pomysłem.

***

Jakaś godzinę później Evelyn usłyszała pukanie do drzwi. Najpierw pięć szybkich stuknięć, przerwa, jedno, kolejna przerwa i trzy wolne, a potem dzwonek domofonu.
Evelyn domyśliła się, że to jakiś szyfr.
Usłyszała kroki Victorii w korytarzu, a potem szczęk otwieranych drzwi.
Po chwili do salonu w którym siedziała, dotychczas pogrążona w lekturze, weszła Victoria wraz z młodym, dobrze zbudowanym mężczyzną w czarnym, prostym stroju.
Miał włosy w kolorze miodu, jasne oczy i ogorzałą cerę.
Był bardzo przystojny i wyglądał jak bohater jakiejś książki, jak stwierdziła Evelyn.
-Dzień dobry, panno Nelson. -powiedział i skinął sztywno głową.
Evelyn zerknęła pytająco na Victorię.
-To twoje nowe nazwisko. -wyjaśniła jej czarnowłosa. -Nelson. Caroline Nelson.
-Aha. -mruknęła Evelyn, spoglądając nieśmiało na blondyna.
-A to jest Nathaniel. Twój ochroniarz. -dodała i odwróciła się do mężczyzny. -Czekaj przy drzwiach. -nakazała mu chłodnym tonem. -Nie wpuszczaj nikogo.
Ochroniarz wyszedł bez słowa.
Evelyn poczuła pewną ulgę. Motylki w jej brzuchu, które poderwały się do loty gdy go zobaczyła, znikneły.
Zagryzła wargę.
Nathaniel jej się podobał. Nie miała co do tego wątpliwości. Ale... jeszcze niedawno całowała się z Victorią. I miała wrażenie, że coś do niej czuje...
Nie wiedziała czy dla czarnowłosej to coś znaczyło, ale ona czuła się z tym dziwnie.
Powinny to sobie wyjaśnić...
-Wszystko w porządku? -spytała nagle Victoria, wyrywając Evelyn z zamyślenia.
-Tak? Dlaczego miałoby nie być w porządku? -zachichotała nerwowo i zaraz skarciła się w myślach.
-Bo gryziesz wargę. -Victoria zmrużyła oczy.
Evelyn wzruszyła ramionami i odwróciła wzrok.
Ross nie ciągnęła tematu.
-Za tydzień będziesz mogła się już wprowadzić do nowego mieszkania, które ci kupiłam. -powiedziała i uśmiechneła się. -Z Nathanielem na pewno będziesz bezpieczna.
Evelyn przeszedł dreszcz na myśl, że będzie mieszkała z obcym, ale tak cudownym mężczyzną...
Przełknęła z wysiłkiem ślinę.
-Świetnie. Dziękuję. -odparła i także się uśmiechneła - nie do końca szczerze.
Victoria w jednej chwili znalazła się przed nią i chwyciła w palce jej podbródek.
Nie włożyła w to dużo siły, ale jej ruchy były stanowcze.
Pochyliła się ku jej twarzy.
-Widzę, że coś jest nie tak. -praktycznie stykały się ustami. -Powiedz mi co.

~aguluniax

Love in casino.Where stories live. Discover now