Rozdział 20

68 3 0
                                    

- Ugh... I co ja mam zrobić? - pomyślałam.
-Nic się nie dzieje z bezprzyczyny... Zastanów się Victoria myśl myśl MYŚL.
Myśli krzyczały w mojej głowie a ja nie umiałam ich poskładać w jedną przyzwoitą całość.
Nawet nie zauważyłam kiedy zaczełam skubać kawałek kartki,
która leżała swobodnie na biurku.
Nagle mnie oświeciło...
- Roberto... - wyszeptałam złowrogo.
Wstałam z miejsca i zaczełam zataczać kółka w pokoju.
- Ale na pewno? - zapytałam sama siebie z niepewnością.
Nagle rozbrzmiał dzwonek telefonu.
Szybko podeszłam do biurka i przyciągnełam do siebie telefon podnosząc go.
- Victoria Ross, słucham - odezwałam się.
- Evelyn się obudziła - powiedział dobrze znany głos Roberto.
- Dobrze... zaraz tam będę - odpowiedziałam.
- Do zobaczenia - powiedział Roberto i rozłączył się.
- Tak do zobaczenia...
Rzuciłam telefon na biurko i oparłam rękoma o jego krawędź
Odetchnęłam.
- I co ja teraz z nim zrobię...
Uniosłam ręce i przyłorzyłam do skoroni pocierając ją.
- Ugh... To nie ma sensu

Szybko się zebrałam do wyjścia i pojechałam do szpitala.

Szybkim krokiem weszłam do szpitala zastanawiając się wciąż nad sytuacją. A przed salą zastałam nie kogo innego jak Roberto.
- O już jesteś... trochę ci to zajeło - "przywitał mnie entuzjastycznie"
- Pamiętaj z kim rozmawiasz - powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
- Wiem, że to nie jest najlepsza sytuacja... ale jesteś jakaś dziwna.
Wszystko w porządku? - zapytał.
- Tak - uciełam krótko.
- Na pewno? - spytał podejrzliwie Roberto.
- Tak, czego nie rozumiesz? - odparłam.
Roberto już się nie odezwał.
Ja natomiast nie chciałam się odezwać. Cisza zalewała nam uszy a wszystko w okoł staneło w miejscu. Obserwowaliśmy się nawzajem. Jego oczy ciemniały za każdą chwilą, aż toneły w niezręczności oraz nie zrozumieniu.
- Uzam to za zgodę i brak niescisłości - odparłam po długiej chwili.
- Victoria... Czy coś się stało? - odparł już mniej pewny siebie.
Milczałam.
- Ty coś wiesz...? - spytał tym razem pewniej.
- Cóż miałbym wiedzieć? Vázquez - powiedziałam naciskając na ostatnie słowo.
- Nie wiem co sobie ubzurałaś... ale nie jestem za tym - powiedział.
- Oczywiście, że nie jesteś... bo czemu miałbyś być za własnym wygnaniem?
- Co- - powiedział na jednym wydechu.
Zamilkałam.
- Co takiego?! - był jak mała bezbronna owieczka... niepotrafiąca zrozumieć co się dzieje w okoł niej.
Wypuściłam całe powietrze z płuc.
- Nie zrobisz tego! - powiedział w końcu.
- Oczywiście, że zrobię - odparłam spokojnie.
- Co?! Dlaczego?! - znów wykrzyczał.
- Obawiam się, że jednak oboje dobrze wiemy dlaczego - odpowiedziałam.
- Nie, nie wiemy to ty wiesz... O co ci do cholery chodzi?! - powiedział donośnie.
- Nie udawaj jabyś nie wiedział. Wiem że pracujesz dla ojca Evelyn - powiedziałam jaby z przekonaniem.
- Dlaczego miałbym? - powiedział w końcu trochę ciszej.
- "Dlaczego?" Zabawne pytanie. Ale myślę, że nie potrzebne... przecież to ty masz w tym jakiś interes.
- Niby jaki? No proszę powiedz mi coś żeś se ubzdurała - powiedzał z dozą przekonania.
- Nie wiem. Pieniądze? Evelyn? - powedziałam dobitnie.
- Evelyn?! Serio? Skąd się urwałaś? - pytał w kułko Roberto.
- Jestem pewna, że to o nią ci chodzi...
- Może chciałbyś się położyć? Nie trzeźwo myślisz kobieto - powiedział Roberto.
- Dobrze myślę. Na pewno lepiej od ciebie. I nie zmieniaj tematu. Chodzi ci o Evelyn?
Zmilkł.
- Z resztą nie ważne... I tak wylatujesz. Masz tydzień na zabranie swoich żeczy później sam wiesz.
- Nie możesz mnie poprostu zabić? Skoro taka przekonana jesteś o mojej "kolaboracji"?
- Dużo dla mnie zrobiłeś - wzruszyłam ramionami i  uśmiechnełam się.
- Nie możesz. - powiedział.
Jego postawa stwała się mniejsza a źrenicy rozszeżałay się za każdym słowem.
- Wiesz, że Evelyn będzie się pytać. Tylko dlatego mnie nie usuniesz - powiedział zawiedziony.
- Cóż... Eve? - zatrzymałam się w pół słowa gdy tylko ujrzałam stojącą Evelyn tuż przed drzwiami.

~_<Aiva#

Love in casino.Where stories live. Discover now