Rozdział 29

355 48 7
                                    

Jax

- Spodziewałem się ciebie, Jax. Usiądź.

- Spodziewał się Pan? – zapytałem niepewnie, unosząc delikatnie brwi.

- Tak, dzieciaku. Nie wiedziałem dokładnie kiedy przyjdziesz, ale miałem świadomość, że prędzej czy później to nastąpi.

Wheeler wyglądał niezbyt dobrze. Jakby przez ten czas, odkąd mnie zwolnił – a nie było to jakoś dawno temu – wyraźnie się postarzał. Przybyło mu siwych włosów, także na wąsie, do tego wyglądał na mocno zmęczonego, wypranego z życia. Ja wcale nie wyglądałem lepiej, ponieważ wciąż nie udało mi się odespać tych ostatnich stresowych dni.

Wczoraj, gdy wróciliśmy z Connecticut wcale nie było tak kolorowo. Nie mogłem po prostu wejść do mieszkania, rzucić się na łóżko oraz opuścić powieki, pozwalając sobie na kilka godzin nieprzerwanego snu. Było niestety ciężej, niż mógłbym przypuszczać. Nie spodziewałem się tego, chociaż może powinienem. Byliśmy przed drzwiami do mieszkania razem z Kitty, z którą chciałem coś jeszcze omówić, by zaraz potem pójść spać. A jednak ktoś pokrzyżował moje plany i się okazało, że do rozwiązania pozostała jeszcze jedna sprawa. Jednak jeśli chodziło o tą sferę mojego życia, dzięki której też w pewien sposób się zatracałem i zapominałem. Wysłałem wcześniej kilka wiadomości i po prostu zakończyłem te dziwne relacje, które nigdy nie powinny mieć miejsca. Bo brzydziłem się zdradą, a jednak z własnej woli się do niej przyczyniałem. Każda z tych kobiet to zrozumiała, najbardziej Bee. Więc teraz byłem wolnym facetem, który musiał wszystko sobie poukładać i musiał zrozumieć, czego tak naprawdę pragnie od życia. I ze sfery seksualnej jaka istniała w moim życiu, została mi ostatnia rzecz do skończenia. Coś, co już się powinno skończyć, lecz okazało się bardzo trudne.

- Ja pierdole – wymamrotałem.

- Otóż nie tym razem – odparła Kitty. Chyba była rozbawiona, chociaż nawet nie wiedziała kim jest kobieta koczująca pod moimi drzwiami.

Jej słowa w jakiś sposób poprawiły mi humor, więc mimowolnie się uśmiechnąłem.

- Czy to propozycja?

- Nie wiem, domyśl się. Chyba masz teraz jakieś sprawy, co nie?

Miałem jeszcze kilka spraw, które należało rozwiązać. No i jedna sama się napatoczyła.

- Chciałeś to masz. Teraz sobie z tym radź, żigolo. Potrzymać ci kolczyki? – Uśmiechnęła się kpiąco. – Stawiam pięćdziesiąt dolców na nią. Ma obcasy. Na moje oko Louis Vuitton, dość ostra szpileczka.

- Bardzo zabawne. – Prychnąłem. – Nikt tu się nie będzie bić.

- Serio? Bo laska wygląda na zranioną. Jeśli nie oberwiesz, to będę zdziwiona.

- Właź do mieszkania, ja z nią pogadam. – Wcisnąłem jej klucze w dłoń.

- Powodzenia.

A potem zostałem sam na sam z ostatnią nierozwiązaną sprawą. A przynajmniej ze sprawą, która nie dawała się rozwiązać.

- Cara.

- Cześć, Jax.

- Co ty tu robisz?

- Rozstałam się z mężem – zakomunikowała.

Przeczuwałem, że naprawdę może to zrobić, chociaż jej mówiłem, by zrobiła to dla siebie, nie dla mnie. Nie miała co liczyć na stałą relację ze mną, jasno dawałem to do zrozumienia, nie mydliłem oczu żadnej kobiecie, z którą sypiałem.

- Okej... Coś jeszcze chciałaś mi powiedzieć?

- Że cię nienawidzę.

- Nie ty jedyna, jestem przyzwyczajony. Długo tu siedzisz?

Algorytm na miłość. The Thomas Family#3Where stories live. Discover now