Rozdział 25

286 46 5
                                    

Jax

Przejdź to na spokojnie, Jax. Nie daj sobie kolejny raz zamydlić oczu. Nawet jeśli ogarnia cię wściekłość z powodu Kitty oraz Wesa, to nie wychodź z siebie. Jeszcze się ułoży, a ty wreszcie wrócisz do swojego przewidywalnego, szablonowego życia.

Stojąc parę kroków od Wesa, zastanawiałem się jak zacząć temat. Po postawie mężczyzny mogłem wywnioskować, jak zamierzał mnie zacząć urabiać. Nie chciał się przyznać do winy, już to zrozumiałem. Zamiast tego planował wciąż brnąć w coś, co już jakiś czas temu zaczął. A mianowicie w obwinianie o wszystko Kitty. I może poczułem się przez nią oszukany, w pewien sposób zdradzony, ale doskonale wiedziałem, że to nie ona ograbiła mnie z kilkutygodniowej pracy. To nie ona mnie sprzedała. Kłamała, łgała mi w żywe oczy, zamiast przyznać się do tego, kim naprawdę jest oraz obwiniała mnie o rozpad przyjaźni, ale Wesley nie miał prawa wybielać się jej kosztem. Bo ja swoje wiedziałem. I zaufałem komuś, kto wbił mi nóż w plecy. Komuś, kogo traktowałem jak przyjaciela, na kogo mogłem liczyć – a przynajmniej tak mi się wydawało, dopóki nie dotarło do mnie, że mógł mnie zdradzić. I chciałem by teraz mówił całą prawdę. Musiałem ją poznać, nawet jeśli po tym mógłbym się doszczętnie rozsypać.

Wtedy miał rację, co? Naprawdę ufasz niewłaściwym osobom. Zawsze miałem problem z tym, gdzie powinieneś to zaufanie ulokować. A także w kim powinieneś ulokować przepływające przez ciebie uczucia. Ile razy jeszcze przejedziesz się na ludziach?

- Powinienem już wczoraj z tobą pogadać, Jax. – Zaczął. Wbiłem w niego lodowate spojrzenie, zacisnąłem mocno szczękę. – Nie chciałem by to zabrnęło za daleko. Nieźle poszła w tango. Zrobiła cię na całej linii, a ty musiałem tutaj z nią przebywać. Mówiłem, że niepotrzebnie jej ufałeś. Okradła cię, omamiła, Bóg wie, co jeszcze. A ja nigdy nie chciałem by ktoś tak sobie pogrywał z moim najlepszym przyjacielem. Długo dążyłem do znalezienia osoby, która zabrała ci program, a kiedy dotarłem do niej to...

- Możesz skończyć pieprzyć? – Warknąłem, wchodząc mu w zdanie. Oddychałem ciężko. Byłem tak bliski wybuchu, że sam obawiałem się eksplozji. Nie wierzyłem własnym uszom słuchając tego, co do mnie mówił. Znowu próbował przeciągnąć mnie na swoją stronę. Tylko już nie było naiwnego Jaxa, który łykał jak pelikan takie gadki, ponieważ myślał, że kogoś zna. Nie. Teraz już wiedziałem, że to on chciał mnie w jakiś sposób zniszczyć. Ale jeszcze nie miałem pojęcia, co nim kierowało. – Jak długo zamierzać ciągnąć tą błazenadę?

- O co ci chodzi? – Odchrząknął.

- Mi? – Uniosłem pytająco brwi. – Nie, nie, mój drogi przyjacielu. To właśnie ty powinieneś powiedzieć o co tobie chodzi. Bo skromnie powiem, że jestem inteligentny, ale tym razem nic nie rozumiem. Może mnie oświecisz?

- Jeśli najpierw ty powiesz co konkretnie chciałbyś usłyszeć. Mam wrażenie, że kiedy ja chcę cię chronić i ostrzec, to ty masz do mnie jakieś wyrzuty.

Wciąż to ciągnął. Do tego wspominał o jakiejś ochronie... kurwa. Nie wierzyłem, że nadal planował wciskać mi ten kit, chociaż ja już swoje wiedziałem. Chciałem jedynie poznać powód, bądź powody. A potem nasze drogi się rozejdą, bo nie chcę mieć z kimś takim nic wspólnego. Gdyby chociaż miał na tyle przyzwoitości by się teraz przyznać, tak po prostu. Bez wciskania kitu, w który i tak już mu nie uwierzę.

- A uważasz, że nie powinienem ich mieć? – Parsknąłem prześmiewczo pod nosem. – No sorry, Wes, ale już nie zasługujesz na moją przychylność, zaufanie, na moją pieprzoną przyjaźń! Chciałbym tylko wiedzieć dlaczego i kto jeszcze w tym siedzi? Bo pewnych rzeczy nie jestem w stanie zrozumieć.

Algorytm na miłość. The Thomas Family#3Where stories live. Discover now