Rozdział 2

387 47 1
                                    

Jax

Po wróceniu do mieszkania nie zostało mi już na nic ochoty. Padałem na twarz ze zmęczenia. Głównie z dwóch powodów, tych samych co zwykle. Powód pierwszy: brak wystarczającej ilości snu, gdyż nadal uważałem, że to nie było mi potrzebne, a sen jest przereklamowany. Powód drugi: przepracowanie, co również stanowiło nieodłączny element mnie, więc nawet nie czułem zbytniego zdziwienia. Każdego dnia – nieważne czy siedziałem w firmie, czy w domowym zaciszu – przychodziła mi masa pracy, którą należało ogarnąć na już. Wheeler nie należał do cierpliwych ludzi, a skoro co chwila mówił o nadziejach, jakie we mnie pokłada, to zamierzałem się przykładać do obowiązków. Akurat z szefem nie zamierzałem wchodzić na wojenną ścieżkę. Przynajmniej dopóki dobrze płacił, no i w jakiś sposób stawiał mnie na piedestale. Uwielbiałem to. Może bycie w centrum uwagi nie, lecz chyba każdy chciał zostać docenionym. A ja przykładałem się na tyle, że momenty w których zawiodłem Rufusa Wheelera, można było policzyć na palcach jednej dłoni.

Wracając do głównego wątku moich rozmyślań. Przez ostatnie dni zmęczenie dopadało mnie coraz częściej – atakowało nagle, do tego zwiększało się niebotycznie. A teraz jednak musiałem zacząć się zbierać by się wyrobić na spokojnie. Maksymalnie za czterdzieści pięć minut musiałem wyjść z mieszkania, żeby być pod Galaxy o czasie. To znaczy te piętnaście minut wcześniej, skoro Clare zależało. Chciała porozmawiać, a ja się zgodziłem.

Nawet jeśli trochę przeceniłem swoje możliwości, to teraz straciło to na ważności. Coś powiedziałem, zamierzałem się z tego wywiązać. Myślałem, że ten cały pracoholizm nie weźmie nade mną góry, lecz stało się tak, jak zwykle. Dlatego wyszedłem z pracy godzinę później niż powinienem. Trochę czasu zleciało na zebraniu się, przedostaniu przez zatłoczone centrum Nowego Jorku, a także na samym dojeździe do mieszkania.

Od razu po przekroczeniu progu i gwałtownemu zatrzaśnięcie drzwi ruszyłem biegiem do łazienki. Wszystko robiłem w biegu, starając się po drodze nie przysnąć ze zmęczenia. To właśnie na celu miał cholernie zimny prysznic pod który właśnie zmierzałem. No i może sam fakt dzisiejszej – bardzo dziwnej – pogody. Słońce nienaturalnie mocno przygrzało jak na początek marca, a ja później biegłem niczym opętany, więc trochę przepociłem koszulę. A co się z tym równało? Dość nieprzyjemny zapach, który pewnie każdy mógłby wyczuć. Nawet w nocnym klubie, będącym skupiskiem spoconych, ocierających się o siebie ludzi.

Zdjąłem buty bez pochylania się, następnie rozpiąłem pasek oraz suwak spodni, które chwilę później wylądowały na podłodze. Wraz ze skarpetkami, koszulą, krawatem oraz bokserkami. A potem – tak jak mnie Pan Bóg stworzył – przeszedłem do łazienki. Była urządzana w ciemnych i, mimo wszystko, przytulnych kolorach. Tak jak całe mieszkanie.

Od razu poczułem się lepiej wchodząc pod lodowaty strumień. Trochę się rozluźniłem, poczułem jak spływa ze mnie nagromadzony stres. To i tak jak zwykle miało powrócić, ale dzisiaj starałem się nie myśleć o tych wszystkich trudach mojego życia. A szczególnie o natłoku pracy, co przecież sam na siebie ściągnąłem. Od początku właśnie na tym mi zależało, bo innego życia nie potrzebowałem. Zarabiałem, sam się utrzymywałem, robiłem przerwy na odskocznie w postaci seksu. I tak ciągle. To moje życie, w które moja kochana rodzinka lubiła ingerować, ale... oni tego nie rozumieli. To mi odpowiadało. Mama posiadała także trzech innych synów, więc od każdego z nich być może dostanie więcej wnuków, ale o mnie mogła zapomnieć. Nigdy nie chciałem mieć dzieci, a jedyne gówniaki jakie znosiłem, to Andy, Kelly i Lily – moje kochane bratanice. Dobra, może nie gówniaki, ale fajne dzieciaki. Tylko to by było na tyle. Tak to nie lubię dzieci, raczej nigdy nie polubię. A mama wciąż ma o to problemy. Zbyt dużo razy – kiedy byliśmy tylko we dwoje – poruszała ze mną ten temat. Miałem już dość. Moja praca jest dla mnie jak dziecko, reszta nie ma i nigdy nie miała, znaczenia.

Algorytm na miłość. The Thomas Family#3Where stories live. Discover now