Rozdział trzydziesty drugi

Start from the beginning
                                    

Podchwytuję zadowolone spojrzenie Pepper – ona jedna nie wygląda na zaskoczoną. Zapewne o wszystkim wiedziała jeszcze przed nami, pieprzone medium.

– Kiedy to się stało? – pyta Neve.

Sądząc po tym, jak Tabby sztywnieje, chyba jest skrępowana tym nagłym zainteresowaniem. Próbuje się odsunąć, ale jej na to nie pozwalam, jedynie mocniej ją do siebie przyciągam, aż opiera się plecami o mój tors. Moja mała, słodka Tabby z noworodkiem na rękach. Ian marszczy brwi, a Remy...

O cholera. Remy się uśmiecha.

– Kiedy co się stało? – odpowiadam spokojnie.

– Wiesz, o co mi chodzi – prycha Neve. – Ty i Tabby? Dlaczego nikt z nas o tym nie wiedział?

– Ja wiedziałam – wtrąca Pepper, odkładając małego Kaia do kołyski. Posyłam jej pytające spojrzenie, a ona uśmiecha się do nas z zadowoleniem. – Kiedy przyszłam powiedzieć Tabby o ślubie, wspominała o tym, że chciałaby, że kiedyś ktoś tak ją pokochał, jak mnie Remy. Przytuliłam ją i... cóż...

– Zobaczyłaś coś? – wtrąca Tabby z oburzeniem. – Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?!

Pepper wzrusza ramionami.

– Powiedziałam ci, że jeszcze będziesz szczęśliwa – przypomina jej. – To nie moja wina, że nie wzięłaś moich słów na poważnie. Nie powiedziałam tego po to, żeby cię pocieszyć, a dlatego, że jestem pieprzonym medium. Powinnaś mieć na tyle oleju w głowie, by o tym pamiętać.

Sam nie wiem, co o tym myśleć, ale rozumiem, dlaczego Pepper o niczym nie powiedziała. Sami musieliśmy dojść do tego, co jest między nami, a przede wszystkim ja musiałem się ogarnąć. Zapewnienie Pepper, że dam Tabby szczęście, jakiego pragnęła, jest jedynie potwierdzeniem, że podjąłem słuszną decyzję. Zresztą...

Jak kiedykolwiek mogłem myśleć, że będę w stanie trzymać się od niej z daleka?

– Tak, rzeczywiście, przepraszam, to moja wina – odpowiada Tabby z przekąsem, a ja maskuję uśmiech, pochylając głowę i zanurzając twarz w jej włosach. – Następnym razem dopytam.

– Nie będzie następnego razu, przynajmniej jeśli chodzi o mężczyznę – mamroczę jej do ucha. – Jestem twoim ostatnim facetem, jasne?

Poruszam lekko dłonią, którą trzymam ją za brzuch, i czuję, jak oddech Tabby staje się nieco cięższy. Podniecam ją i powinienem się powstrzymać przed dalszymi ruchami, póki nie opuścimy pokoju, w którym przebywają dwa wilkołaki. W końcu zarówno Ian, jak i Remy mogą wszystko doskonale poczuć.

Nic jednak na to nie poradzę, że myśl o Tabby będącej w ciąży z naszym dzieckiem jest taka ekscytująca i podniecająca. Nie mogę oderwać dłoni od jej brzucha, jakbym już się zastanawiał, czy mógłby się zaokrąglić. Wiem, że do tego jeszcze daleka droga, ale staję się nagle dziwnie zafiksowany na tym punkcie. Mieć z nią kiedyś dziecko...

Nie wspominając już o tym, że sam proces tworzenia go byłby bardzo przyjemny.

– Dobra, dosyć tych czułości – prycha Ian. – Hardy, nawet dobrze, że tu jesteś. Chciałem porozmawiać z Pepper i Remym o ceremonii ślubnej.

– Naszej? – dziwi się Pepper. – Tej, która odbyła się tuż przed tym, zanim Neve zaczęła rodzić?

– Nie, tej, którą zorganizujemy za kilka tygodni dla kilkudziesięciu gości i prasy – wyjaśnia uprzejmie Ian. – Mieliście swoje pięć minut, a teraz urządzimy wam drugie wesele, na którym będą mogły się pojawić lokalne media. To świetnie odciągnie uwagę od problemu z Niszczycielami, zwłaszcza jeśli powiemy, że świadkami na ślubie są dziewczyna z niedźwiedziem.

Niedźwiedzia przysługa | Nieludzie z Luizjany #6 | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now