Rozdział 10 Pojedynek i kobieta

81 8 15
                                    

1

Wczorajsza przegrana w walce spuściła ze mnie radość do życia i chęci angażowania się w cokolwiek. Sam za to pompowałem się goryczą i biczowałem alternatywami, które uświadamiały mi co mogłem w tamtym pojedynku zrobić lepiej. Kilkanaście godzin po starciu okazywało się, że było tego całkiem sporo. Czułem się jak pieprzony amator!

Moja rana na policzku zaprosiła sobie gościa. Akurat z frustracją podziwiałem w lustrze spustoszenie na swojej twarzy, gdy telefon zawibrował od krótkiej wiadomości: "Przynieś dzisiaj swój kostium. Przyda ci się. Mirko", co w ostateczności przełożyło się na wyjątkową neutralność z jaką przyjąłem ten komunikat. Pierwszy raz w mojej karierze w agencji zapowiadał się dzień oferujący coś innego niż przekładanie mnie z kąta w kąt. Nic nie powinno mnie pobudzić jak wiadomość tego typu. Tymczasem był ranek, a ja miałem dość. Cierpiałem przy samym pakowaniu ubrań do torby, tak bolały miejsca, w które wczoraj oberwałem. Perspektywa aktywnych ośmiu godzin stażu wydawała się tego dnia wyjątkowo złym pomysłem, przez co byłem jeszcze bardziej wkurzony.

Pozostawała jeszcze kwestia najważniejsza – wczorajsza przegrana oznaczała brak szkatułki. To z kolei doprowadziło nas (mnie, Shinsō i Izuku) do ślepego zaułku w grze, w której nawet nie znaliśmy do końca zasad.

Uważam, że w takiej sytuacji miałem prawo mieć zły dzień.

Mirko zarządziła poranne spotkanie na sali treningowej. Wtedy też dowiedziałem się, że agencja miała własną salę treningową. Pomieszczenie okazało się przestronne i wyposażone w różne urządzenia do ćwiczeń - bieżnie, maszyny do podnoszenia ciężarów, rowery stacjonarne.

Kilka minut przed ósmą stałem sam przy drabinkach i czekałem na szefową.

Reszta pracowników zebrała się w grupkę dziecięciu osób i kawałek dalej żywiołowo rozmawiała o pierdołach. Część maszyn zagospodarowali sobie jako ławeczki. Powinienem do nich podejść i chociaż udawać, że posiadam podstawowe umiejętności społeczne, ale od samego początku nie czułem się w ich obrębie mile widziany.

Czułem, że bohaterowie czasami na mnie zerkali. Nawet nie próbowali robić tego dyskretnie. Nikt jednak nie odważył się zaspokoić swojej ciekawości – cóż takiego zadziało się wczorajszego popołudnia, że ten gówniarz wyglądał dzisiaj jak wyglądał?

Miałem to gdzieś, naprawdę. Ceniłem swoje towarzystwo. W poprzednie dni też unikałem ludzi. Czułem jakąś odgórną niechęć z ich strony. Może dlatego, że byłem tylko siedemnastoletnim stażystą i nie warto było zaprzątać sobie mną głowy, albo dlatego, że byłem tym stażystą - nieoficjalnym następcą najlepszego z najlepszych, kolejną wykreowaną przez naród nadzieją, bo kraj przecież potrzebował symbolu, aby utrzymać pokój. Ludzie lubili ciągłość, pragnęli czuć oddech bohatera przez duże B. Osoby, która ich poprowadzi. Właśnie taką nową łatką uczyłem się żyć przez ostatni czas.

Wciąż mi to schlebiało. Jedynym minusem było oglądanie zawodu na twarzach ludzi, którzy po spotkaniu ze mną czuli się okłamani. Jakby kraj ich oszukał, bo wykreowana przyszła nadzieja narodu w rzeczywistości okazywała się narwanym, aroganckim gówniarzem z niewyparzoną gębą i przerośniętym ego, a nie charyzmatycznym liderem, na którego liczyli. Jak niby taki nieokrzesany dzieciak ma im wskazywać w przyszłości drogę, być autorytetem? Było w tym trochę mojej winy, przyznaję. Na takie i podobne gadanie zapracowałem sobie już pierwszego dnia przy recepcji. Riko wyglądała na taką co lubi gadać o stażystach pyskujących do przełożonych, a w tej firmie Mirko była czymś na miarę świętej. Po takim zachowaniu automatycznie stawiało mnie to w roli wroga, a z racji agencyjnej solidarności, po pierwszym dniu figurowałem już tak w oczach wszystkich.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Oct 12, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Numer Jeden | BakuDekuWhere stories live. Discover now