Rozdział 2: Ćwiczenia i konsekwencje

149 15 12
                                    

1

To był piątek. Ostatnia godzina przed (podobno) wyjątkowo upalnym weekendem. Zostały ostatnie dwie drużyny, które musiały zaliczyć piątkowe ćwiczenia: moja i Deku.

- Wtedy stwierdziła, że najpierw muszę wydorośleć.

Spróbowałem wybrać numer do Ojiro, jednak szybko zrozumiałem, że na tym etapie nasza mała imitacja planu musiała ulec spontanicznej modyfikacji. Z telefonu, który w założeniu miał być głównym źródłem komunikacji na odległość, wydobyły się jedynie trzeszczące dźwięki. Okazało się, że na dachu budynku nie było zasięgu. Przez głowę przemknęła mi myśl o zmianie miejsca, ale było zbyt dobrym punktem obserwacyjnym, aby z niego zrezygnować.

Na razie nie widziałem drużyny przeciwnej, wiedziałem jednak, że to tylko kwestia czasu. Obszar objęty do ćwiczenia był zbyt mały, aby mijać się w nieskończoność, zasady wykluczały szukania schronienia w budynkach, a holograficzny zegar tuż nad naszymi głowami jasno komunikował, że czas był ograniczony. Do końca zadania zostało niecałe dwadzieścia minut.

- Czyli jesteście razem czy nie? - dopytał Kirishima - Bo zgubiłem wątek.

- Znaczy, z tego co zrozumiałem, to jesteśmy - powiedział Kaminari - ale tak jakby z naciskiem na jeszcze jesteśmy, bo za chwile nie będziemy? Bo jestem niegotowy? - zawahał się - No właśnie sam tego nie rozumiem!

- Skoro nazwała cię dzieciuchem... - mruknął Kirishima.

- Stwierdziła, że jestem niedojrzały!

- Na jedno wychodzi - wtrąciłem się, ale tylko pobieżnie słuchałem kolejnych miłosnych problemów. Przeszedłem kawałek po dachu i zeskoczyłem na niższą linię szczytową, lądując zgrabnie na palcach. Ukucnąłem, koncentrując się na tłumie osób na dole. Szukałem wśród ludzi znajomych twarzy lub sygnałów, które mogłoby wyglądać podejrzanie.

Tym razem ćwiczenie było utrudnione. Po chodnikach przemieszczali się statyści - ochotnicy z zewnątrz, których zadanie polegało na odwzorowaniu miejskiego życia. Całej tej szarej codzienności, w której dominowała monotonność, gwar i pospiech. Zadanie w założeniu miało wejść na wyższy poziom zaawansowania i jak najlepiej odwzorować przyszłą pracę bohatera - walkę ze złoczyńcą przy jednoczesnym dbaniu o osoby, które potrzebowały ratunku. Ćwiczenie nie mogło być już zatem jedynie popisem siły i odhaczeniem polecenia - w tym wypadku odebrania drużynie przeciwnej chusty. Oprócz złapania wroga i zgarnięcia trofeum musieliśmy przede wszystkim uważać na otoczenie.

Nie będę ukrywał - to nigdy nie było moją mocną stroną. Z tego powodu wiedziałem, że musiałem się bardzo skupić. Moja uwaga zawsze koncentrowała się przede wszystkim na przeciwniku. Wychodziłem z założenia, że dopóki wróg nie zostanie pokonany, mieszkańcy nie będą mieli podstaw do czucia się bezpiecznie. O otoczenie mogli w tym czasie zadbać inni.

Poprawiłem zapięcie przy swoich rękawicach. Za bardzo jednak zależało mi na wygranej, aby odpuścić. Chciałem udowodnić, że wszystkie rady nauczycieli dotyczące moich słabych stron brałem do serca. Chociaż działały mi na nerwy i krytykę przyjmowałem na swój specyficzny, arogancki sposób, to jednak wiedziałem, że aby stać się lepszy musiałem czasami zrobić coś co nie do końca zazębiało się z moimi wartościami. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie robił tego na swoich warunkach.

W wielu kwestiach i tak stawiałem na własną interpretację.

W drużynie przeciwnej, której w ciągu kilkunastu następnych minut musieliśmy odebrać chustę był też Izuku - ten wiecznie uśmiechnięty, irytujący, skaczący i kopiący rzep, który chodził za mną niczym cień. Miałem przegrać z kimś takim? Nigdy w życiu. Czy to jakiś cień przemknął w tłumie, czy tylko mi się zdawało?

Numer Jeden | BakuDekuOnde histórias criam vida. Descubra agora