Rozdział 1: Końce i początki

178 15 3
                                    

1

W chwili obecnej mam ochotę krzyczeć, a nie mogę nawet mówić.

Co najgorsze - często zdarzają mi się takie momenty. Tamta irytująca typiara (psycholog) mówi: to całkiem normalne w twojej sytuacji, Katsuki. Moja złość, mój smutek, moje rozczarowanie. Ważne żebym nie zamykał się na te uczucia i pozwolił im być, płynąć, niczym wodzie pod mostem, bo to życie i trzeba pozwolić mu na to. Ma to być pierwszy krok do akceptacji, bo niby tylko akceptacja pozwoli mi wyzdrowieć. Gwoli ścisłości - tępej rurze chodzi o zaakceptowanie, nie wyzdrowienie, bo ja już nie wyzdrowieję (chyba, ciężko to teraz wyjaśnić), a moja rzeka życia tamuje się i wylewa tylko wtedy, gdy muszę słuchać tych głupot, a nie gdy myślę o tym co się stało.

Chciałem wrócić do jakiejkolwiek normalności. Parę dni temu próbowałem trenować w swojej szpitalnej sali, ale zaczęli na mnie krzyczeć, że jeszcze za wcześnie, więc ja próbowałem dać im do zrozumienia, że mnie ograniczają, a wtedy dali mi coś na uspokojenie.

Jedyne co mogę teraz robić to spacerować, pisać i myśleć. Spacerowanie oznacza kontakty międzyludzkie, na które nie mam ochoty, pisanie przypomina mi o mojej ułomności, pozostaje mi zatem myślenie. Leżę więc w szpitalnym łóżku (podobno mam zostać jeszcze dwa dni na obserwacji) i myślę, bo mam na to mnóstwo czasu.

Czasami próbuję zrozumieć, poukładać, co jest jeszcze nie tak, innym razem zastanawiam się co powinienem zrobić, co nasuwa kolejne pytanie niby jak mam to zrobić?, ale głównie wspominam. Tamte rolki, na które tak strasznie nie chciałem iść. Zegarek. Praktyki. Figurkę All Mighta. Kawiarnie. Telefon z translatorem. Koperty. Tamtą walkę. Szkatułkę. Przystanek autobusowy. Gesty. Tamtą imprezę. Wszystko to co było po tamtej imprezie - w tym tamto kłamstwo.

I wreszcie ten cholerny pomnik.

Ale zanim wyjaśnię o co w tym wszystkim chodzi (czemu leżę w szpitalu, czemu nie mogę mówić, czemu poczułem się oszukany bardziej niż kiedykolwiek), wróćmy do początku.

Trzy miesiące temu złamałem rękę.

Numer Jeden | BakuDekuWhere stories live. Discover now