Rozdział 18. Ten w którym robię sobie kamuflaż z błota i ziół

96 6 0
                                    


Myślałam, że dotarcie na Matejki zajmie Helenie i Szamanowi dłużej. Chciałam najpierw sama się tam rozejrzeć, ale widząc policjanta ustawionego w korytarzu kamienicy a drzwi jednego z mieszkań zablokowane biało-czerwoną taśmą od razu się wycofałam przed budynek udając, że wcale mnie to nie interesuje. Coś mi mówiło, że nawet gdybym powiedziała, że jestem rodziną zaginionej to policjant nie wpuściłby mnie do tego mieszkania. Co tam się zdarzyło? Nie zdążyłam wypalić połowy papierosa, gdy usłyszałam chłodny głos Fryderyka:

- Palenie zabija, wiesz?

- O to w tym wszystkim chodzi, wiesz? – podniosłam głowę w jego kierunku i dmuchnęłam mu dymem w twarz sprawiając, że odsunął się na krok i rzucił mi podirytowane spojrzenie.

Z kieszeni płaszcza wyciągnął buteleczkę i spryskał jej zawartością powietrze wokół siebie. Już otwierał usta by coś powiedzieć, ale Helena podniosła dłoń i znowu uciszyła go jak niegrzeczno dziecko co niezwykle mnie rozbawiło. Węzeł niepokoju na wysokości mojego żołądka nieco się rozluźnił.

- Rick, proszę cię – powiedziała kobieta poprawiając na sobie swój zielony płaszcz, pod którym miała dzisiaj kremową sukienkę.

Prawie białą. To przypomniało mi o śnie i w co byłam ubrana. Krępacja usadowiła się w moim gardle więc odetchnęłam. Nie spojrzałam już na Szamana a skupiłam się na Helenie.

- Dziękuje za wiadomość Niko, postąpiłaś właściwie – Helena sięgnęła do swojej czerwonej torebki i wyciągnęła z niej jakiś mały skórzany woreczek.

Wypaliłam resztę papierosa nadal wydmuchując dym w kierunku Szamana, który uparcie stał dwa kroki dalej. I bardzo dobrze.

- Nie wiem czy właściwie. To się okaże. Masz pomysł jak wejść do mieszkania nie wzbudzając podejrzeń tego typa w niebieskim?

- Pierwsza lekcja Niko, my możemy wejść, gdzie chcemy – na wąskich ustach Heleny zagrał bardzo subtelny uśmieszek.

To brzmiało świetnie w teorii, ale co to oznaczało?

- Rick, jesteś gotowy?

- Mówisz do niego Rick?

Helena wzruszyła ramionami.

- A jak powinnam mówić? Szanowny Szamanie de Fleur?

Prychnęłam pod nosem i pokręciłam głową. Ta starsza pani miała w sobie więcej bojowego nastawienia niż mi się wydawało. Właściwie trochę jak...ja. Ta myśl sprawiła, że ponownie jej się przyjrzałam.

- Podobno nasza praciotka była bardzo do ciebie podobna?

Dłoń Heleny lekko zadrżała, gdy usłyszała moje pytanie. Obok nas przejechał autobus a za nim ktoś zatrąbił zniecierpliwiony.

- Rick? – staruszka zwróciła się do czarnowłosego ignorując moje pytanie.

- Nie tutaj. Młoda nie jest przyjęta do mojej osłony więc musimy najpierw gdzieś się zaszyć, poza tym... - rozejrzał się a jego spojrzenie stało się nieco nieobecne – Potrzebuję ziemi. Tam – zerknęłam na jego dłoń wskazującą na park po drugiej stronie drogi.

Helena podążyła za mężczyzną, który nie czekając na naszą aprobatę ruszył przez ulicę. Park był nieomal pusty – nie licząc żula leżącego na ławce przy alejce naprzeciwko i pary chichoczących nastolatków spacerujących po naszej lewej.

- Rytuały są najskuteczniejsze, gdy możemy bazować na mocach natury – Helena gestem wskazała na otaczającą nas zieleń – Dzięki mojej więzi z Fryderykiem i rytuałowi, który co jakiś czas... odświeżamy – przerwała i posłała mi ostrożne spojrzenie a moje myśli od razu przypomniały mi informację, którą oni przekazali mi podczas naszego pierwszego spotkania.

Dziewczyna Szamanaحيث تعيش القصص. اكتشف الآن