Rozdział 5.Ten w którym zawierzam dziwacznej staruszce

58 3 7
                                    


            - Chciałabym porozmawiać ze starszym posterunkowym Koziołkiem – wargi zadrgały mi tylko troszeczkę, gdy wymawiałam urocze nazwisko funkcjonariusza, który został przypisany do sprawy zaginięcia mojej siostry.

Dyżurny, który pojawił się przy ladzie zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów a ja próbowałam nawet nie zadrgać, nie pokazać słabości. Jedynie uniosłam brew, gdy w końcu jego oczy zatrzymały się na mojej twarzy. Nie był to ten łysol z poprzedniej nocy. Ten miał dużo włosów. I wąsa. Wąsa, który dodawał mu uroku creeperskiego wuja macacza. Nawet nie potrzebował dłoni żebym poczuła się wymacana. Jego spojrzenie wydawało się mnie oblepiać. Walczyłam ze sobą, żeby się nie odezwać. Gdyby nie to, że zależało mi na dostaniu się do Koziołka i dowiedzeniu się czegoś o Klarze to pewnie już dawno bym powiedziała mu co może sobie zrobić ze swoim obrzydliwym wąsem. I tak, popularnym znaczeniem tego co chciałam powiedzieć było „umieścić w tylnej części ciała".

- W sprawie? – zapytał w końcu po czym cmoknął wyczekując mojej odpowiedzi.

Co za oblech.

- Zaginięcie Klary Ratajczak, zgłosiłam wczoraj – wyjaśniłam starając się używać jak najmniejszej ilości słów by nie dać sobie pola do dodania czegoś co mogłoby typa sprowokować.

Nienawidzę tego, że muszę czasem gryźć się w język. Zmora zawsze mi marudziła, że powinnam bardziej panować nad tym jak się zachowuje i co mówię, bo tak działa świat. Świetnie. Nie chcę takiego świata. To nie tak, że dla każdego chciałabym być wredna i teraz ubolewam nad tym, że wymaga się ode mnie żebym zachowywała się jak człowiek. Nie. Ja chciałam być po prostu szczera wobec tych, którzy przyzwyczaili się do starego porządku świata i czerpali benefity tego porządku bez opamiętania. Co więcej, to zazwyczaj byli ci, którzy równocześnie nie chcieli pozwolić by ci, którzy wcześniej byli wykluczeni przez system, teraz również nie mieli choćby cienia szansy, aby dostać te same przywileje. Patrząc na tego wąsala bez problemu mogłam sobie wyobrazić, jak przychodzi z pracy do domu i marudzi na to, że surówka do obiadu jest za słona nie dostrzegając, że siedzi w czystej kuchni, pachnącej i wypolerowanej, je świeżo zrobiony posiłek u boku kobiety, która zdążyła już odebrać dzieci ze szkoły po całym dniu pracy. Widać, że dużo myślę o taki rzeczach, prawda? Pomimo tego, że w mojej głowie miałam już gotowe co najmniej trzy teksty, którymi mogłabym ztraumatyzować tego typa to ugryzłam się w język lub bardziej dosłownie w policzek, który przygryzałam by się opanować.

Aktualnie byłam w jednej z niewielu sytuacji w których się powstrzymałam przed sprowokowaniem typa. Powstrzymywałam się przed zajściem mu za skórę. Powstrzymywałam się przed wbiciem mu do głowy trochę skandalicznych teorii. Dlaczego? Proste. Bo tu nie chodziło o mnie. Chodziło o znalezienie Klary. Przymknęłam na moment powieki by uspokoić panującą we mnie furię na system a twarz siostry pojawiła się w moim umyśle. Dla niej, robisz to dla niej. Coś skręciło się w okolicach mojego żołądka i wiedziałam, że przeczucie wróciło. Nie mogłam się już oszukiwać, że dawało mi znać o czymś innym. Pojawiało się, gdy myślałam o Klarze. Policjant podniósł słuchawkę starego stacjonarnego telefonu leżącego na końcu lady i wybrał jakiś numer. Odwrócił się do mnie plecami by przeprowadzić krótką rozmowę.

- Nazwisko? – dopytał a ja dostrzegłam jak jego wodniste oczy na chwilę powędrowały do mojej klatki piersiowej.

Tym oczu nie nacieszysz, stary zboczeńcu. Przed wejściem zarzuciłam na siebie czarną skórzaną kurtkę czując, że powietrze w końcu się zmieniło i można było wyczuć szykująca się burzę. Kurtka zasłoniła mój dekolt co dawało mi satysfakcję.

Dziewczyna SzamanaWhere stories live. Discover now