Rozdział 14. Ten w którym buc informuje mnie o tym, że spieprzył mi życie

90 3 1
                                    

- Mamo, mamusiu – mój głos zadrżał, gdy padłam na kolana przed mama siedzącą na kanapie.

Nie reagowała. Machałam dłonią przed jej twarzą i nic, jej oczy nadal wpatrywały się w pustkę. Odetchnęłam przywołując się do porządku i przyjrzałam jej ciału sprawdzając czy nie ma jakiś widocznych obrażeń. Nic nie znalazłam. Oddychała. Przyłożyłam ucho do jej klatki piersiowej. Jej serce biło. Złapałam ją za dłonie, które były cholernie zimne więc zaczęłam pocierać je systematycznie.

- Mamo, co się dzieje? Odezwij się proszę – sięgnęłam po koc leżący obok niej i przykryłam nim jej kolana.

Ten ruch sprawił, że blond pasmo jej włosów wymsknęło się zza ucha i opadło na jej twarz. Sięgnęłam by założyć je z powrotem za jej ucho. Odruchowo pogładziłam ją po policzku. Drgnęła i zamrugała. Krzyknęła cicho odskakując ode mnie.

- Mamo spokojnie, to ja Nika – podniosłam ręce pokazując jej, że nie mam złych zamiarów.

Mama spoglądała to na mnie to dookoła pokoju jakby nie była pewna, gdzie jest i co tu robi. Nie. Nie, proszę. Gdy lekarz odwiedzał babcie Anielę słyszałam, jak mówił mamie, że tego rodzaju przypadłości krążą w rodzinie. Były dziedziczne. Ale jeszcze jej nie traciłam, prawda? Na szczęście po kilku pełnych napięcia minutach spojrzała z powrotem na mnie ze zrozumieniem. Oddech powrócił do moich płuc.

- Ptaszyno, jesteś w końcu. Szukałam cię.

- Czemu? – nadal na kolanach podsunęłam się do matki znów łapiąc ją za dłonie.

Przez chwilę wpatrywała się we mnie nieprzytomnie po czym jej twarz wykrzywił grymas.

- Coś cię boli? – wyrwała swoje dłonie z moich i podniosła je do czoła.

- Głowa. Tak bardzo mi słabo... Czułam, że coś jest z tobą nie tak a potem... Słyszałam ten krzyk, nie wiem skąd dochodził i nie ustawał nawet jak zasłoniłam sobie uszy...

Zrobiłam wielkie oczy. To niemożliwe, żeby ona w jakiś sposób słyszała to samo co ja kilka godzin temu, prawda? Posłała mi napięty uśmiech.

- Nie przejmuj się mną, to na pewno nic. Idź spać, jest późno, nie masz jutro zajęć? – próbowała zbagatelizować swoją poprzednią wypowiedź, lecz dla mnie to było zbyt bliskie temu co działo się ze mną.

- Chodź pomogę ci się położyć a potem też pójdę spać, dobrze?

Była tak słaba, że nie oponowała. Zaprowadziłam ją do jej małej sypialni i pomogłam przebrać się w piżamę. Potem by ją uspokoić zaplotłam jej włosy w warkocz. Gdy była już pod pierzyną, nałożyłam na nią także koc i przytuliłam. Czekałam aż zaśnie. Moje serce zaciskało się boleśnie, gdy obserwowałam jak jej oddech się uspokaja i reguluje. Nie mogłam jej stracić. Jaka by nie była, nie mogłam. Ona i Klara były moją jedyną rodziną.

Po cichu opuściłam jej sypialnię i poszłam od razu od łazienki. Moja głowa pulsowała – ból pomiędzy kacem a migreną. Wspaniale, właśnie tego mi brakowało do szczęścia. Opłukałam się szybko i umyłam włosy pamiętając o moim popołudniowym postanowieniu. Czy był sen jeszcze się kłaść? Gdy weszłam do kuchni owinięta ręcznikiem zegarek wskazywał piątą dwadzieścia. Złapałam szklankę z wodą i wypiłam całą czując nagłe pragnienie. Jest niedziela rano a moje zajęcia zaczynają się o ósmej. Nigdy nie miałam tak wielkiej ochoty olać studiów jak w tamtym momencie. Ale nie mogłam. Klara za nie zapłaciła. Chciałam na nich być. Nawet jeśli to oznaczało, że miałam przed sobą jedyne półtora godziny snu. Byłam zmęczona, bardzo. Szurając odzianymi w znoszone kapcie stopami ruszyłam do swojej sypialni gotowa paść na łózko w samym ręczniku.

Dziewczyna SzamanaOnde histórias criam vida. Descubra agora