Rozdział 8. Ten w którym widzę, rzeczy, których nie powinnam widzieć

38 2 0
                                    


Nie wiem czy to dobrze czy źle, ale z Kilińskiego było naprawdę blisko do mojego domu. Przez myśl mi przeszło, że może nie być tak łatwo unikać tej dwójki, skoro mieszkają w tym samym fyrtlu co ja. Nieważne. Teraz wiedziałam, żeby trzymać się od nich z daleka więc jak będą próbować mnie gdzieś znowu zaciągnąć to będę wiedziała, żeby stanowczo się opierać. Przeczucie mnie przed nimi ostrzeże, prawda?

- Mamo, jestem! – krzyknęłam zrzucając buty w przedpokoju.

Ten dzień był długi a jeszcze nawet się nie skończył. Dobrze, że był piątek. Na zegarku w kuchni wybiła dwudziesta trzydzieści, gdy weszłam by nalać sobie szklankę wody i złapać jakąś kanapkę lub...no cóż cokolwiek co znajdę. Mój wzrok zjechał z zegarka na wielki karton na stole.

- Co jest...? - powiedziałam na głos zapalając światło.

Karton zajmował cały blat stołu. Kto to tu w ogóle wniósł? Podeszłam bliżej. Garnki. Pieprzone garnki. Przymknęłam oczy i próbowałam się uspokoić, ale już wiedziałam co to oznaczało.

- Mamooooo! – wydarłam się po czym usłyszałam jej pospieszne kroki z salonu.

- Co się stało córeczko? – wpadła do kuchni rozglądając się czujnie, szukając czegoś co mogło wywołać mój krzyk.

Naprawdę nie wiedziała?

- Co to jest? - oskarżycielskim palcem wskazałam na olbrzyma zajmującego nasz stół.

- No córeczko, przecież widzisz, że zestaw nowiuśkich garnków, które...

- Dlaczego mamy zestaw nowiuśkich garnków?

- Co masz na myśli?

- Mamo. Mamy garnki. Po co nam nowe? Kto za to zapłacił? Skąd to wzięłaś? Ile to kosztowało? – przy ostatnim pytaniu załamał mi się głos.

Starałam się. Naprawdę się starałam pozbierać do kupy, ale było mi tak zajebiście trudno, gdy ujrzałam jej spojrzenie jak u zranionej łani.

- Kochanie, bo Grażynka zabrała mnie na takie spotkanie i tam je pokazywali, one naprawdę wszystko potrafią i możesz je tak łatwo umyć...

Podniosłam dłoń uciszając ją jednym gestem. Zadrżała jej warga.

- Ile?

- Wydałam na to moje pieniądze, nie musisz mnie tak traktować! Stać mnie na garnki, nie jestem jakimś biedakiem! – uniosła brodę do góry i zaplotła przedramiona na klatce piersiowej w obronnym geście.

Podrapałam przedramię, które piekło mnie, odkąd wyszłam z mieszkania Heleny. Mimowolnie na nie zerknęłam. Różowy ślad w kształcie dłoni odznaczał się na mojej bladej skórze. Co to? Helena prawie mnie nie dotykała a ten cały Fryderyk... Czy on mnie dotknął? Nie... Przecież się do mnie nie zbliżał... Prawda? Odsunęłam tę myśl na bok. Jeden problem na raz.

- Mamo, czy to były te same pieniądze, które miałaś zarobić na dodatkowej robocie i które obiecałaś przeznaczyć na zakupy spożywcze do domu?

Moja matka się zająkała a w jej oczach zabłyszczały łzy. Przetarłam dłonią twarz. To raczej nic nie zjem.

- Oddaj je. Musisz je oddać, mamo. Nie będziemy miały co jeść – wytłumaczyłam jej dobitnie łapiąc ją za ramiona.

Mogłyśmy ruszyć fundusz remontowy i wtedy byśmy zrobiły zakupy, ale te pieniądze były na naprawę okien i drzwi. Jak zrobi się zimno to będziemy miały przerąbane. Nie możemy rozkręcać kaloryferów i liczyć na to, że ciepło się utrzyma, jeśli nie uszczelnimy okien jeszcze w tym miesiącu. Po mojej głowie rozszedł się ból zaczynający się od skroni i idący w górę.

Dziewczyna SzamanaWhere stories live. Discover now