Rozdział dwudziesty siódmy

Start from the beginning
                                    

– Chyba się ciebie boją – zauważam lekko. – Ciekawe dlaczego.

Niedźwiedź parska, a jakaś matka z dzieckiem pospiesznie przeciąga swoją pociechę przez sam środek ulicy na jej drugą stronę. Cały czas nie spuszcza z nas wzroku, jakby się spodziewała, że kodiak ją zaatakuje. Serio?

– Jest tresowany! – krzyczę za nią, ale w ogóle nie zwraca na mnie uwagi. – Spędził pół życia w cyrku!

Hardy trąca moją dłoń nosem, a ja odruchowo zaczynam go gładzić po łbie. Chyba to lubi, biorąc pod uwagę, jak śmiesznie mruży oczy. Kiedy docieramy w końcu do jego samochodu, okazuje się, że zostawił go otwartego z kluczykami w środku. Skarciłabym go za lekkomyślność, gdyby nie fakt, że Hardy najwyraźniej spodziewał się, że możliwa będzie interwencja i jego nagła przemiana, inaczej szukalibyśmy obecnie tych kluczyków gdzieś między grobami. Otwieram bagażnik i wyjmuję z niego świeżą parę dresów i koszulkę, po czym odwracam się do niego.

– Masz tu...

Zatyka mnie na widok jego nagiego ciała. Hardy zmienił się z powrotem w człowieka, a teraz bez ociągania przyjmuje ode mnie ciuchy i pospiesznie się ubiera. Taka szkoda. Ta klatka piersiowa i ten penis stanowczo zasługują na to, żeby dłużej im się przyglądać. Mogłabym to robić choćby do końca życia.

No tak, tylko Hardy tego nie chce.

– Możesz już zamknąć buzię – oznajmia arogancko, kiedy wciąga na tyłek spodnie.

Posłusznie to robię, a potem pokazuję mu język. Kiedy tylko Hardy kończy zakładanie koszulki, chwyta mnie za ramię i bez słowa zamyka w mocnym uścisku.

– Bałem się, że coś ci się stanie – mamrocze w moją szyję. – Powinniśmy byli przewidzieć, że coś takiego mogło się wydarzyć. Tak to jest, jak pozwala się Jaxonowi sprawdzać teren...

– Hudson, to nie była wina Jaxa – protestuję natychmiast. – Zrobił, co mógł. Skąd mogliśmy wiedzieć, że Viper dowie się, gdzie i o której umówiliśmy się z Youngiem? Nie mogliśmy tego przewidzieć...

– Powinniśmy byli – odpowiada twardo. – Właśnie dlatego potrzebujemy Remy'ego, a nie Jaxa, który niczego nie traktuje poważnie. Podaj mi, proszę, komórkę z samochodu, muszę do niego zadzwonić.

Odrywam się od niego z westchnieniem, świadoma, że w tej chwili nic mu nie przetłumaczę. Hardy dzwoni szybko do Remy'ego, a kiedy ten odbiera, wyraźnie niezadowolony, że przerywa mu się w jego wolnym czasie, informuje go, że ma zwłoki do posprzątania.

No tak, zapomniałam, że to Remy jest w watasze specjalistą od ukrywania ciał.

– Też mi się to nie podoba i też wolałbym w tej chwili leżeć w łóżku z nagą laską – warczy na Remy'ego, gdy ten marudzi. – Niestety nie zawsze dostajemy to, czego chcemy. Rusz dupę i się tym zajmij.

Podaje mu adres, po czym się rozłącza. Odwracam się, żeby nie zobaczył mojego wyrazu twarzy, bo słowa „naga laska" jakoś dziwnie na mnie działają. Zabrzmiały tak generycznie, jakby wcale nie chodziło o mnie. Czy Hardy już myśli o tym, żeby zastąpić mnie inną panienką?

Czy to byłoby takie dziwne, gdyby to zrobił? W końcu od początku jasno dawał mi do zrozumienia, że takie związki preferuje. Przelotne. Chwilowe. Że nie interesuje go nic poważnego. To ja angażuję się za bardzo, nie on.

Chcę już wsiąść do samochodu, gdy znowu czuję na sobie jego ramiona. Przyciąga mnie od tyłu, aż plecami uderzam w jego klatkę piersiową, i obejmuje w talii, dłonie kładąc zaborczo na moim brzuchu.

– Przepraszam – mamrocze, po czym całuje mnie w szyję.

Choć bardzo nie chcę, dostaję od tego ciarek.

Niedźwiedzia przysługa | Nieludzie z Luizjany #6 | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now