Rozdział 18

692 38 1
                                    


Macy

Mój początkowy szok związany z Ethanem w roli mojego szefa powoli opadał, a zastępował go stres i poczucie niewiadomej. Po patetycznym monologu sama nie wiedziałam, czego tak naprawdę mogę się spodziewać, ale coraz bardziej uświadamiałam sobie, że chyba po prostu najgorszego. 

Mężczyzna był tajemniczy, ale cholernie profesjonalny, a mnie niestety taka mieszanka zawsze robiła wodę z mózgu, odłączając rozum. Jego ciało w garniturze prezentowało się jeszcze lepiej niż w stroju, w którym widziałam go ostatniej nocy. 

Czarna koszula opinała jego muskularne ramiona, co niesamowicie działało na moją wyobraźnię. Podejrzewałam, że klatka piersiowa musiała być niezwykle twarda, bo nawet ze sporej odległości można było zauważyć, jak odznaczała się na materiale. Dodatkowo miałam wrażenie, że ta głęboka czerń niesamowicie kontrastowała z bielą jego skóry, przez co miałam wrażenie, jakby został stworzony przez samego diabła, by kusić biedne kobiety.

Czym dłużej wizualizowałam sobie jego postać w głowie, tym bardziej mokra się robiłam. Nie mogłam nad tym zapanować, ale stałam jak słup soli na środku korytarza, czując jak coraz to bardziej przemaczam swoją bieliznę. Co mogłam jednak zrobić, skoro nie miał ani jednej skazy?

No może oprócz tej drobnej blizny tuż przy linii ust, która jednak w moim mniemaniu dodawała mu tylko seksapilu, a i tak była praktycznie niewidoczna, ponieważ przykrywała ją bujna broda. Czy wspominałam już jak bardzo chorowałam na facetów z brodami?

- Czy mogę pani w czymś pomóc, dobrze się pani czuje? – usłyszałam jakby z oddali, otrząsając się z brudnych myśli o swoim szefie.

- Słucham? – odpowiedziałam.

- Pytałem, czy mogę jakoś pani pomóc i czy wszystko u pani dobrze. Od dziesięciu minut stoi pani w tym samym miejscu, wpatrzona w dal, kompletnie bez kontaktu z rzeczywistością.

- Przepraszam, zamyśliłam się.

- Co pani tutaj robi, to nie jest piętro dla pacjentów, była pani umówiona dzisiaj na wizytę, do kogo, chętnie pomogę?

- Co? Nie! Nie potrzebuję lekarza, jestem zdrowa, mam prawo tu być, to znaczy...

Wiedziałam, że coraz bardziej plątałam się w swoich tłumaczeniach, tym samym wyglądając coraz mniej wiarygodnie. Stojący przede mną lekarz jednak nie wyglądał na specjalnie zdziwionego moim zachowaniem, patrzył raczej z politowaniem, zdając sobie sprawę, że plotę trzy po trzy. 

Thomas Woodhorn – psychiatra, przeczytałam na jego kitlu. Natychmiastowo uzmysłowiłam sobie, że na co dzień widywał pewnie bardziej niecodzienne przypadki i po moim zachowaniu zaklasyfikował już sobie moją osobę do jednej z chorób, które leczył.

- Naprawdę nalegam – dodał. Dostała pani maila z potwierdzeniem wizyty, tam są dane lekarza i numer gabinetu? Patrząc po bandażach na rękach, to pewnie chirurg albo dermatolog? – uśmiechnął się łagodnie.

- Chirurg, doktor Hayes... - zaczęłam.

- Dziwne, z tego co kojarzę doktor Hayes nie przyjmuje dzisiaj pacjentów – odpowiedział szybko.

- Nie – krzyknęłam. – Nie jestem pacjentką – dodałam. – Od dzisiaj pełnię obowiązki jego asystentki, dlatego znajduję się na tym piętrze. Zaręczam, że nie potrzebuję opieki medycznej, po prostu zapatrzyłam się na klinikę, robi wrażenie – wymyśliłam na poczekaniu, ale chyba uwierzył, ponieważ po chwili odparł.

- Wspaniale, w takim razie jest szansa, że moja żona w końcu przestanie się martwić, że nikt jej tutaj godnie nie zastąpi.

- Nie rozumiem.

- Moja żona Elizabeth jest w ciąży, wcześniej pracowała na twoim stanowisku, ale jej ciąża jest zagrożona, dlatego musiała dosyć szybko pójść na zwolnienie lekarskie. Od tego czasu Ethan zwolnił już pięć asystentek, a żadna z nich nie wytrzymała tutaj dłużej niż tydzień, ale czuję, że z tobą będzie inaczej.

- To miłe, że tak pan sądzi, ale właściwie znalazłam się tu trochę przypadkowo.

- Po pierwsze mów mi Thomas, a po drugie, gdyby nie przypadek nigdy nie poznałbym Elizabeth. Dosyć spontanicznie podjąłem decyzję o powrocie do Nowego Jorku i spotkaliśmy się na jednym z bankietów w klinice. Więc kto jak kto, ale ja naprawdę nie wierzę w przypadki, wolę określenie przeznaczenie – mrugnął porozumiewawczo.

W tej samej chwili odezwał się jednak mój tablet, na którym zobaczyłam pierwszego maila, który został wysłany na mój adres, dlatego przeprosiłam mężczyznę i wracając do gabinetu, zerknęłam na jego tytuł – PROSZĘ RATOWAĆ MOJĄ KARIERĘ! CENA NIE GRA ROLI.

Black lifeWhere stories live. Discover now