Epilog

354 13 3
                                    

Mijam próg pokoju numer dwieście sześć. Do nosa dociera mi odór środków czystości. Ktoś z pewnością dokładnie wysprzątał to miejsce przed moim przyjazdem. 

Widać to po błyszczących blatach i równo rozłożonych narzutach na łóżkach.

Rozglądam się po jasnobeżowych ścianach. Świecą pustkami czekając, aż mieszkańcy zakleją je zdjęciami i plakatami. Z resztą dokładnie tak wygląda cały pokój. Jest czysty, taki pusty. Czeka na kogoś, kto będzie w nim żył. Jedyny wyjątek stanowi kalendarz, który dalej tkwi zawieszony małej śrubce. Data wskazuje grudzień zeszłego roku. 

Podłoga wyłożona jest brązową wykładziną. Znaczną część zajmują trzy duże łóżka i biurka mieszczące się zaraz koło nich. Nawet pomimo tylu mebli przestrzeń wydaje się odpowiednio duża.

Nie czekając na współlokatorów zajmuje swoje miejsce. Na łóżku pod oknem kładę walizkę, której rozpakowanie zajmie mi pewnie najwięcej czasu. Jednak kiedyś będę musiał to zrobić.

W końcu dotarłem do mojego nowego domu.

Cisza jest przytłaczająca, ale prędko odpędzam wszystkie natrętne myśli. 

Spoglądam na kalendarz, pozostawiony przez poprzednich właścicieli i wyrywam niepotrzebne kartki. Małym, czerwonym kwadracikiem zaznaczam dzisiejszą datę. Dwudziesty ósmy stycznia. Chwila przed początkiem semestru.

- Okej, i co teraz? - pytam samego siebie głucho, bo to wydaje się najodpowiedniejsze.

Siadam na krawędzi łóżka zważając na fakt, że większą jego część zajmuje mój bagaż. Odsuwam suwak, co przynosi mi trudność. Wyjmuje pierwsze koszulki, które wręcz wylewają się ze środka. Do teraz nie wiem, jak udało mi się domknąć walizkę. 

Głuchą ciszę przerywaną moim oddechem zakłóca walenie do drzwi. 

Unoszę się prędko i otwieram je, na co na mojej twarzy wykwita uśmiech.

- Mieliście być później - stwierdzam.

- Niespodzianka! Zgadnij kto prowadził - pyta radośnie jedna z dziewczyn. Unoszę brwi pytająco, bo moje przypuszczenia nie mogą być prawdziwe.

Wątpliwości rozwiewają się, gdy ta podaje mi plastik ze zdjęciem swojej przyjaciółki. Piękna uśmiechnięta szatynka patrzy z niego radośnie, a zaraz obok niej widnieje ogromny napis "Prawo Jazdy".

- Zdałaś! - Otwieram oczy ze zdumienia. - Kelly, to...

Cudownie, pragnę dokończyć, ale w moich ramionach ląduje drobne ciało mojej kuzynki.

- Tęskniłam za tobą - mówi, a jej głos jej przytłumiony przez moją koszulkę, w którą wetknęła nos.

- Ja tęskniłem za  w a m i - podkreślam.

Łapię spojrzeniem wzrok Thomasa, który szybko przechodzi na Kelly. Dziewczyna zmieniła fryzurę, jej włosy są o wiele ciemniejsze, co zdaje się wyjątkowo jej pasować. Wymawiam w jej stronę ciche gratulacje. Wiem, jak bardzo bała się podejść do egzaminu, a fakt, że wreszcie się na to odważyła napawa mnie dumą.

Thomas za to, no cóż... To właśnie jest Tommy. Dalej ten sam głupkowaty uśmieszek i aura, która nie pozwala nikomu w okolicy się smucić. Zdejmuje dłoń z ciała kuzynki poluźniając mój uścisk i wyciągam ją w stronę chłopaka, który wita się ze mną przybiciem piątki. 

Nie widziałem ich od dwóch tygodni, które minęły mi na przygotowaniach. Chciałem zostawić za sobą przeszłość w rodzinnym mieście. Zwolniłem się z pracy u wujka i choć był mi bardzo wdzięczny za pomoc wiem, że nie byłem najlepszym pracownikiem. W końcu przez większość czasu nawet nie pojawiałem się w pracy. 

No more hopeWhere stories live. Discover now