9. Najczęściej kłamiemy mówiąc o sobie.

231 8 0
                                    

Nora

Po mojej twarzy spływały kropelki wody z mokrej szmatki, którą mama położyła na moim czole. Przyzwyczaiłam się już do jej wyjątkowo dziwnych, domowych sposobów na zbijanie temperatury. Obudziła mnie gorączka, dość często towarzysząca mi w ostatnich miesiącach. Kilka dni spokoju musiałam przepłacić przeleżeniem w łóżku. 

Byłam cała spocona i czułam narastające zmęczenie. Ostatnie dni spędziłam w swojej sypialni z wyjątkowo niskim samopoczuciem. 

Nie wiedziałam, co dokładnie było tego przyczyną, ale mogłam jedynie zakładać, że moje ostatnie wyjście z Pelagią a później dwa spontaniczne z Aslanem mogły się do tego przyłożyć.

- Może po prostu odwołam ten obiad i pojedziemy do szpitala? - usłyszałam głos mamy. - To nie jest dobry znak.

Kobieta krzątała się po moim pokoju i wymyślała coraz więcej sposób na polepszenie mojego stanu. Najbardziej jednak uwzięła się na ten, który zakładał pomoc profesjonalnych lekarzy w placówce leczniczej.

- Dobrze wiesz, że babcia nie przyjeżdża za często - odparłam. - Zaraz będzie mi lepiej.

Raczej w to nie wierzyłam, ale nie mogłam pozwolić, by moja choroba po raz kolejny niszczyła komukolwiek plany.

Mama posłała mi gniewne spojrzenie. 

Jej troska podtrzymywała mnie na duchu, gdy miałam ochotę jedynie na płakanie z wycieńczenia. 

Temat powrotu ojca ucichł, z resztą tak, jak mogłam się tego domyślać. Naszym zwyczajem było omijanie rozmów i niepowracanie do kłótni, aż całe napięcie z nas nie zejdzie. Wtedy nie było już potrzeby wyjaśniania. Każdy chował urazę w sobie i nie powracał do poprzednich tematów, aż nie uleciała ona całkowicie. 

Tym razem powodem, dla którego skutecznie wymijałyśmy temat taty było moje złe samopoczucie. 

Zasypiając trzy dni temu, na chwile po opuszczeniu samochodu Aslana, nie spodziewałam się, że wstając będę czuła się gorzej niż przez wszystkie dni razem wzięte. 

Leczenie mnie męczyło. To wcale nie białaczka była moim problemem, a lekarze, którzy za wszelką cenę wrzucali we mnie leki wierząc, że magicznie mnie one uzdrowią. Ja w to nie wierzyłam. Wiedziałam, że prędzej czy później wszystko pójdzie nie tak, jak powinno. 

Jak bardzo egoistyczne byłoby powiedzenie, że wręcz marzyłam o tym, aby stało się to jak najszybciej?

- Przyniosę ci lekarstwa.

Po tych słowach mama opuściła mój pokój. 

Wiele wysiłku wymagało ode mnie sięgnięcie po telefon. Zostawiłam go na tyle daleko, że musiałam lekko unieść się, żeby go dosięgnąć. 

Od trzech dni nie dostałam żadnej wiadomości od Aslana. Łapałam się na tym, że wielokrotnie starałam się go usprawiedliwiać. Mógł być zajęty albo tak samo jak ja, po prostu chory. Wiedziałam jednak, że tak naprawdę mógł nie mieć powodu by do mnie pisać.

Byliśmy zwykłymi znajomymi, którzy w swojej nowej rzeczywistości zaczęli tęsknić za tą starą. 

Lubiłam spędzać z nim czas. Był powiewem świeżości, dokładnie takim, jakiego potrzebowałam. Te dwa przypadkowe spotkania poza szpitalem były miłą odskocznią, ale nadal nie ustanowiły żadnych zasad, jakimi mielibyśmy się kierować. 

Równie dobrze mogliśmy nie zobaczyć się już nigdy więcej. I nie miałabym z tym problemu.

Skąd więc we mnie myśl, że mimo wszystko chciałabym go jeszcze zobaczyć?

No more hopeWhere stories live. Discover now