Pepper przebiera się z powrotem w swoje ciuchy i idzie zapłacić z miną cierpiętnicy, a ja zerkam na zegarek w komórce. Do spotkania z Killianem ciągle pozostaje dość czasu, żebym poszukała jeszcze dla Pepper butów.
Na pewno się nie spóźnię.
***
Spóźniłam się.
To wina Pepper, nie moja. To ona marudziła przy butach niemalże tak jak przy ciuchach i nic jej nie pasowało. Musiałyśmy szukać jakiegoś kompromisu, żeby równocześnie wyglądała dobrze i była w stanie wytrzymać w tych butach cały wieczór, co wcale nie było takie oczywiste. Nachodziłyśmy się jak głupie.
Dlatego gdy w końcu trafiam do kawiarni, w której umówiłam się z Killianem, jestem już piętnaście minut spóźniona.
Nadal mam na sobie makijaż z salonu kosmetycznego i pokręcone włosy, ale nie czuję się dość elegancko ubrana jak na spotkanie z tym poważnym facetem. Jestem w szortach i krótkim crop topie, a na nogach mam tenisówki, bo tak było mi najwygodniej na zakupach z Pepper. Nie zamierzam się tym jednak nadmiernie przejmować, bo w końcu co mi zależy na aprobacie jakiegoś empaty.
Chcę jedynie jego pomocy.
Wpadam do kawiarni i rozglądam się dookoła, a Killian unosi do mnie dłoń ze stolika w rogu pomieszczenia. Siedzi przy nim z jakimś mężczyzną odwróconym do mnie tyłem. Mówi coś do niego, a wtedy ten spogląda na mnie przez ramię i...
Nie. Niemożliwe.
Co tu, do diabła, robi Hudson Hardy?!
Zatrzymuję się na sekundę, ale zaraz potem ruszam znowu w ich stronę. Buzuje we mnie taka złość, że ledwie zauważam, jak spojrzenie Hardy'ego się ociepla: uważnie studiuje moją twarz i fryzurę, a potem spuszcza wzrok na moje gołe nogi.
Jezu, dlaczego czuję się tak, jakbym była przed nim naga?
– Cieszę się, że dotarłaś, Tabby – odzywa się spokojnie Killian, który zupełnie nie wygląda, jakby się przejął moim spóźnieniem. – To jest...
– Co ty tu robisz? – przerywam mu, kierując to pytanie do Hardy'ego.
Ten nawet nie podnosi się od stolika, tylko zerka na mnie kątem oka.
– Killian szukał chętnych do eksperymentu – wyjaśnia. – Zgłosiłem się.
– Zgłosiłeś się? – powtarzam z niedowierzaniem. – Ale wiesz, że chodzi o testowanie mojej mocy?
Hardy kiwa głową.
– Ty nie znosisz moich mocy – kontynuuję ze złością. – Ostatnio powiedziałeś mi, że mam ci nie mieszać w głowie.
– Bo używałaś jej bez mojej zgody – prostuje spokojnie.
Przenoszę wzrok na Killiana, który przygląda nam się z zaciekawieniem. Uśmiecha się do mnie łagodnie.
– Znacie się?
– Hardy jest partnerem mojego brata w policji – oznajmiam.
– Tabby jest pod moją opieką – mówi w tej samej chwili Hardy.
No po prostu w to nie wierzę!
Patrzę na niego ze złością, ale on nic sobie z tego nie robi. Upija łyk czegoś, co ma w kubku, po czym zerka na mnie i podnosi pytająco brew. Jest tak wielki, że ledwie mieści się na tym pieprzonym krzesełku przy tym pieprzonym stoliku, ale nie wydaje się czuć z tym niekomfortowo. Wręcz przeciwnie. Jego przystojna twarz jest rozluźniona, a w kącikach ust błąka się cień uśmiechu, jakby Hardy dobrze się bawił.
YOU ARE READING
Niedźwiedzia przysługa | Nieludzie z Luizjany #6 | ZAKOŃCZONE
ParanormalTabby Davenport prowadzi spokojne, uporządkowane życie. Jest właścicielką baru, w którym pracuje, ma oddanych przyjaciół i dar, z którego korzysta, by pomagać innym kobietom. Wszystko to jednak staje na głowie, gdy pewnego dnia Tabby wchodzi w drogę...
Rozdział dziewiąty
Start from the beginning