Rozdział 3

267 6 0
                                    

~Margaret~

Z rana obudziłam się przytulona do tego dupka,więc szybko się od niego odsunęłam i zakryłam się kołdrą.Brunet się zaśmiał.

-dzień dobry Walker-powiedział patrząc mi w oczy a mi zrobiło się gorąco.

-przepraszam-wymamrotałam zakrywając głowę kołdrą,na co ten się zaśmiał.

-nic nie szkodzi-odpowiedział i powoli przysunął się do mnie.-za raz musimy wstać do pracy-dodał po chwili.

-musze?-zapytałam znudzona,nie chciałam opuszczać łóżka.

Zapadła głucha cisza się uznałam że sobie poszedł,odkryłam się i podeszła w koronkowej piżamie do garderoby,zaczęłam się śmiać,nie wiem z czego.Tanecznym krokiem podeszłam do szafki nocnej i odpakowałam prezent,mężczyzna miał rację była tam karta kredytowa i telefon,kartę kredytową zostawiłam na szafce a do ręki wzięłam telefon, zaczęłam go oglądać,gdy chciałam go włączyć coś usłyszałam.

-BU!-usłyszałam nad uchem i ktoś mnie podniósł do góry.

-Aaa!-przestraszyłam się i wypuściłam telefon na szczęście na łóżku.

-ale się przestraszyłaś-powiedział ten aksamitny głos i po chwili byłam twarzą do niego.

-normalny jesteś?-zapytałam udając wkurzoną,i spojrzałam w jego oceaniczne oczy,były takie przepiękne.

-tak,tylko oszalałem na punkcie pyskatej,upartej czerwonowłosej dziewczynie-odparł uśmiechając się do mnie,jego uśmiech był śliczny.

-czy ty mnie podrywasz?-zapytała z podniesioną brwią a po chwili oparłam swoje czoło o jego.

-jesteś śliczna,ale na prawdę musimy już iść na śniadanie,dla tego ty się ubieraj a ja idę na dół-powiedział stawiając mnie na ziemi po czym wyszedł zostawiając mnie samą,podeszłam do garderoby i wyciągnęłam z niej garnitur kobiecy,idealnie się nadawał do pracy,to tego nałożyłam czerwone szpilki,przebrałam się i zeszłam na dół.

~Nickolas~

Siedziałem właśnie w jadalni ubrany w dopasowany garnitur zajadając tosty i czekałem na moją wybrankę,nagle dostałem telefon więc nie chętnie musiałem go odebrać.

-halo?-zapytałem obojętnym głosem,nie miałem teraz głowy na durne tematy.

-szefie,dzisiaj przyjadą przedstawiciele firmy projektanckiej-powiedział mój ochroniarz Gabriel.

-dobrze to przekaż żeby przyjechali do mnie do biura-odpowiedziałem bez zastanowienia bo usłyszałem stukot szpilek.

-tak jest,dowidzena-usłyszałem i rozłączyłem się,stała przed mną w czarnym kobiecym garniturze,w czerwonych szpilkach,wyglądała nie ziemsko.

- i jak?-zapytała po chwili,a ja wpatrywałem się w nią jak w jakąś boginię.

-jest obłędnie-odparła wstając z miejsca i poszłam do niej.

-to super, a teraz chodź-powiedziała omijająć mnie,podeszła do stołu,wzięła jednego tosta i skierowała się do wyjścia zgarniając szybko torebkę.

-jest śliczna,cieszę się że ją znalazłeś,tylko proszę nie skrzywdz jej,bo nie chcę pocieszać ją i ciebie-usłyszałem głos Lissy a po chwili była obok mnie i złapała mnie za ramię.

-obiecuje ci że będę się o nią starał,troszczył i kochał najmocniej jak tylko potrafię-odparłem po czym pocałowałem starszą kobietę w policzek i wyszedłem z domu.

Przed domem czekało na mnie porsche a w nim czekała już ta piękność która za niedługo będzie moją żoną,powoli wsiadłem do samochodu a kobieta już majstrowała przy radiu,wiedziałem że jak będzie jakaś piosenka to będzie ją śpiewać, odpaliłem auto a zaraz w radiu leciała melodia Dandelions.

Pass to paradiseTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang