16. wieczór panieński

797 58 82
                                    

dakota








– Co to? - Pablo zmarszczył brwi, kiedy wpadając do jego kuchni jak przeciąg, omal nie potykając się przy tym o jedną z piszczących zabawek Daisy przesunęłam po blacie błyszczącą kopertę w kolorze jasnego złota. – Znowu cię z czegoś wyrzucili?

– Boki zrywać - sarknęłam, bo chociaż przez ostatnie półtora tygodnia zdołałam prawie przepracować ten temat oraz pogodzić się z tym, że raczej nie zrobię kariery na studiach, to jego słowa odbiły się szerokim echem w mojej głowie. – List z Hogwartu.

– Serio?!

– Nie - sarknęłam. – I tak by cię tam nie przyjęli. To zaproszenie na wesele Antonii i Juana.

Gavira wykrzywił usta w podkówkę i wyciągnął z koperty tłoczony na papierze kredowym skrawek informujący o zamążpójściu teściowej cioci Any, która pomimo swojego wieku była jedną z najbardziej energicznych, a tym samym również najczulszych osób jakie znałam, niejednokrotnie zastępując mi babcię. Powoli wodząc wzrokiem po metalicznych literkach oraz kwiatowych ornamentach rytmicznie stukał palcami w blat, aż wreszcie z nietęgą miną podniósł oczy na mnie, zaciskając usta w wąską linię.

– Coś się stało? - oparłam sobie ręce na biodrach i przyjrzałam mu się z konsternacją.

– Nie ma mnie wtedy.

– Co?

– Nie ma mnie wtedy - powtórzył raz jeszcze, choć mój zmęczony po bezsennej nocce mózg nie przyswoił żadnego z tych słów. – Tego wieczora gramy mecz z Bayernem w Norwegii, a do Hiszpanii wracamy dopiero dwa dni później.

– Och.

Ciche westchnienie opuściło moje usta i jako jedyny dźwięk utknęło gdzieś pomiędzy nami, tnąc powietrze niczym ostry nóż.

Jeśli myślicie, że bycie w związku z zawodowym piłkarzem przypominało bajkę to... owszem, faktycznie tak było - dopóki nie trzeba było czegoś zaplanować, nie daj Boże choćby z najmniejszym wyprzedzeniem.

Spotykając się z Pablo jakiś czas już dawno doszłam do wniosku, że w jego wypadku poleganie na jakimkolwiek grafiku nie miało żadnego sensu, mimo że mój cholerny wrodzony perfekcjonizm twierdził zupełnie inaczej. Ja, nie wyobrażająca sobie choćby dnia bez terminarza, zapisująca wszystko z dokładnością co do minuty szczerze nienawidziłam dezorganizacji, podczas gdy on żyjąc z dnia na dzień uwielbiał tę odrobinę beztroski, która z kolei mi wydawała się wręcz przerażająca. Powoli przyzwyczajałam się do żartów Gaviego, który twierdził, że pochowają mnie razem z kalendarzem w ręku, lecz sama musiałam przyznać, że spotykając się z najbardziej chaotycznym chłopakiem pod Słońcem powoli, małymi kroczkami uczyłam się tego wewnętrznego luzu, jakiego brakowało mi przez całe życie.

To, że wraz z końcem lipca FC Barcelona wybierała się na krótkie tournee wiedzieliśmy już od dawna, a tego lata wyjątkowo zamiast w Stanach Zjednoczonych gościć miała w pięciu europejskich krajach i co najmniej dziesięciu miastach, gdzie poza przygotowaniem się do nadchodzącego sezonu drużyna miała rozgrać także kilka towarzyskich meczy z paroma innymi wielkimi klubami. Pech chciał, że spotkanie z Bayernem wypadało akurat w dzień wesela Tonii, a data na zaproszeniu w zupełności zgadzała się z tą, którą na klubowym chacie na Messengerze gdzieś pośród memów z sierotami z Madrytu zapisaną miał Gavi.

strawberry cupcake | gaviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz