7. pocałunek o smaku truskawek

1K 81 71
                                    

pablo









Honey, honey - how you thrill me, aha, honey, honey - śpiewałem, kręcąc swoim kształtnym dupskiem pod prysznicem ku zgrozie zażywającego w sąsiedniej kabinie swoich odżywczych kąpieli Gonzaleza. – Honey, honey - nearly kill me, aha, honey, honey!

Zamkniesz wreszcie tę mordę czy sam mam to zrobić? - zawołał wyraźnie poirytowany Pedro.

I'd heard about you before - kontynuowałem niczym nieskrępowany, choć mój głos według Danieli przypominał lanie konia na blachę. – I wanted to know some more!

– Gavira, jeszcze słowo, a osobiście wepchnę ci słuchawkę prysznicową do dupy i ustawię wodę na największe ciśnienie!

And now I know what they mean!

– You're a love machine! - przyłączył się nagle Balde. – Oh, you make me dizzy!

Honey, honey - let me feel it, a...ała! Co do chuja?! - nagle poczułem jak wyrzucona z przeciwległego końca łazienki, do połowy pełna butelka szamponu z wyciągiem z jakiegoś polnego chwasta odbija mi się od łba i z hukiem spada pod nogi. – Dawno morda kapcia nie widziała, co?!

– Twoja zaraz zobaczy, jeśli się nie przymkniesz - odpowiedział mi Pedri, kończąc tym samym naszą wymianę uprzejmości głośnym trzaśnięciem drzwi kabiny prysznicowej. – Jak cię zaraz gwizdnę w ten pusty cymbał, to ci się tortem z komunii odbije.

– Powiem Danieli!

– Tu ci nawet Daniela nie pomoże - sarknął i mogę przysiąc, że nawet zza drzwi widziałem jak przechodząc do szatni pretensjonalnie wywraca oczyma.

Gwizdając wesoło pod nosem chwyciłem za ręcznik i z czystego przyzwyczajenia obejrzałem go z kilku stron w poszukiwaniu ogromnego pająka, którego pewnego razu w ramach durnego kawału podrzucił mi Ferran. Co prawda okazał się on być plastikowy, ale ja i moja arachnofobia obsraliśmy zbroję nie na żarty, więc od tego czasu robiłem to za każdym razem, gdy tylko zostawiałem swoje rzeczy w towarzystwie moich półmózgich kolegów. Nie, żebym był lepszy - byłem chyba jeszcze głupszy od nich, ale nadrabiałem ładną buźką i całkiem zabawnym poczuciem humoru, a podobno głównie na to leciały laski - przynajmniej taką właśnie miałem nadzieję.

Wciągnąwszy na dupę możliwie najmniej wieśniackie majtki jakie tylko miałem w swojej szafie ze śpiewem na ustach, w piszczących klapkach dawno temu podpieprzonych Gonzalezowi ruszyłem w kierunku swojej szafki, wymachując skręconym w rulon ręcznikiem na prawo i lewo, aż wreszcie trzasnąłem nim przez plecy zakładającego właśnie jeansy Pedro.

Tego dnia byłem w wyjątkowo dobrym humorze i nie była w stanie popsuć mi go nawet mina srającego kota, jaką obarczył mnie mój przyjaciel. Na treningu biegałem jak z motorkiem w dupie, odbierałem każdemu piłki do tego stopnia, że kiedy zamiast wysunąć Pedriemu idealne podanie pod samą bramką Marca, wykorzystałem je sam. Piłka jednak odbiła się od poprzeczki, a przy kolejnej okazji ten baran w odwecie sfaulował mnie w polu karnym, choć graliśmy w jednej drużynie. Od samego rana chodziłem jak na skrzydłach, co ze względu na niechęć do wczesnego wstawania raczej nie zdarzało mi się często. Mama patrzyła na mnie jakbym macał się z głupim przez ścianę, podczas drogi na Camp Nou, bo właśnie tam wyjątkowo odbywała się udostępniona dla kibiców sesja, Pedro warczał na mnie na każdym skrzyżowaniu, ale ja i tak miałem to gdzieś. Świadomość tego, że Dakota dobrowolnie zgodziła się wyjść ze mną na kawę powodowała, że miałem ochotę trząść dupą na suficie w rytm piosenek Abby.

strawberry cupcake | gaviWhere stories live. Discover now