13. cosmo & wanda

778 66 122
                                    

pablo







– Gdzie jest Dakota?

Były to pierwsze słowa zaspanej Danieli, kiedy półprzytomny wpakowałem się na tylne siedzenie czarnego audi należącego do Pedro kilka minut po północy, boleśnie przytrzaskując sobie przy tym nogę drzwiami. Jęknąłem ciężko rozmasowując sobie bolący piszczel i spotkałem się z troskliwym spojrzeniem Vogt w odbiciu tylnego lusterka, usilnie starając się ukryć swój mętny wzrok. To zdecydowanie nie był czas na zadawanie ciężkich pytań - to z pewnością takowe było, ja ledwo widziałem na oczy, a po Cruz wszelki słuch zaginął.

– Pozwól, że się powtórzę - Dani zwróciła się do mnie tonem mojej własnej matki. – Gdzie jest Dakota?

– Wiedziałaś, że pingwiny mają kolana? - zagaiłem licząc, że przyjaciółka porzuci ten niewygodny dla mnie temat.

Nastał nieco niezręczny moment ciszy podczas którego Dani patrzyła na mnie tak, jakbym pozamieniał się z chujem na głowy albo co najmniej zbiegł ze szpitala psychiatrycznego dla specjalnych przypadków. Czułem się dziwnie, w dodatku byłem pijany jak stodoła, a mój telefon był na skraju rozładowania. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że ten wieczór po prostu nie mógł skończyć się dobrze, ale nie sądziłem, że Dakota z bliżej mi nieznanego powodu zostawi mnie samego na imprezie urodzinowej mojej siostry znikając bez słowa wytłumaczenia.

Daniela westchnęła przeciągle i podgłosiła płynące właśnie w radiu International Love, do którego zwykle oboje kręciliśmy tyłkami na suficie. Teraz jednak widocznie żadne z nas nie miało humoru ani chęci na imprezowy nastrój, a atmosfera w należącym do Gonzaleza Batmobilu była tak gęsta, że można by siekierę powiesić.

– Pablo?

– Czy to już pora na umoralniające rozmowy? - jęknąłem. – Możemy chociaż skoczyć do McDonald's?

– Cóż, właściwie to jadąc tu pomyślałam sobie, że możesz być głodny.

Wierzcie mi na słowo - przyjaciół miałem wielu, a najlepszy z nich właśnie przeżywał dziennie po pięć załamań nerwowych gdy okazało się, że po operacji kolana trudność sprawiają mu nawet najprostsze czynności. Wtedy jednak, gdy jego ukochana wyciągnęła spod siedzenia pasażera papierową, wypakowaną po same brzegi torbę z logo doskonale znanej mi luksusowej restauracji pod złotymi łukami oraz dwa leżące na sąsiednim fotelu napoje myślałem, że pobudzany przez wciąż krążące w moich żyłach whisky z colą za moment z nadmiaru emocji popłaczę się ze szczęścia.

– Czy kiedykolwiek wspominałem jak bardzo cię kocham? - oczy zaszły mi łzami na sam widok ociekającego tłuszczem żarcia, bo wszystkich tych jednoporcjowych kanapeczek, kolorowych deserków w plastikowych kubeczkach i koreczków ze znienawidzonymi przeze mnie oliwkami, które zjadłem tego wieczora nawet nie można było nazwać jedzeniem. – Nie chcecie mnie adoptować?

– Możemy zostać twoimi wróżkami chrzestnymi - Dani puściła mi porozumiewawcze oczko i z piskiem opon ruszyła spod domu mojej starszej siostry w kierunku najbliższego skrzyżowania.

Wybacz, Gonzalez, ale w nowej edycji plebiscytu na mojego najlepszego kumpla znokautowała cię twoja własna dziewczyna - przeszło mi przez myśl, gdy obficie polewałem swoje frytki tym zajebistym keczupem z tubki.

Z moich własnych doświadczeń wynikało, że opychanie się na noc było raczej kiepskim pomysłem, ale kiedy raz po raz oblizywałem swoje palce zapychając cheesburgera colą zero i dużymi frytami na tylnym siedzeniu auta Pedro doszedłem do wniosku, że dziewczyna, która przecież nie tak dawno rozbiła mi jajko na głowie była jedyną osobą o którą dbałem bardziej niż o siebie, a jej milczący telefon i brak odpowiedzi na słane przeze mnie raz po raz smsy sprawiał, że martwiłem się nie na żarty.

strawberry cupcake | gaviМесто, где живут истории. Откройте их для себя