3. porwanie

983 81 64
                                    

pablo







–  Kurwa, co zrobił?! Dakota, nawet mnie nie wkurwiaj, bo mieliście jedno proste zadanie! - pisnęła Ines, gdy jej kuzynka była właśnie w trakcie krojenia truskawek w takim tempie, że oczyma wyobraźni widziałem już jak starając się zrobić kilka rzeczy naraz upierdala sobie połowę palca ostrym jak brzytwa nożem.

– Ten pieprzony zakalec ze...

– Ej, tylko nie zakalec! - zawołałem, celując w nią plastikową szpatułką do mieszania kremu.

– Ten pieprzony zakalec zeżarł mi całą blachę babeczek truskawkowych!

– Nieprawda! - oburzyłem się, bo jedna, jedyna ocalała sztuka wciąż stała na blacie, kusząc mnie niemiłosiernie swoim różowym, miękkim jak najdelikatniejsza chmurka kremem.

– Nie interesuje mnie to, że Gavi zeżarł ci całą blachę babeczek trus... Znaczy się tak, mamo, właśnie jadę do domu - urwała w pół zdania, śmiejąc się histerycznie sama do siebie. – Wiesz co, wjeżdżam do tunelu, nie mogę teraz rozmawiać! - jakby na potwierdzenie swoich słów zgniotła go przy samym głośniku jakiś papierek, choć huk garów, które niechcący strąciłem swoim dupskiem prawie zagłuszył jej słowa. – Radźcie sobie, szczeniaki! Buźka!

– Wcale nie wjeżdżała do tunelu, prawda?

– Gavira, jeszcze słowo, a wydłubię ci oko łyżeczką - syknęła Dakota, spoglądając na mnie z dzikim mordem w oczach. – Bierz się do roboty.

– Kiedy ja nawet nie umiem gotować!

– Obchodzi mnie to tyle, co zeszłoroczny śnieg!

– W Barcelonie praktycznie nie pada śnieg!

– Zaraz strzelę ci takiego kopa w dupę, że polecisz tam gdzie pada! - wrzasnęła, a ja przestraszyłem się nie na żarty.

Być może i Dakota miała całe metr sześćdziesiąt w kapeluszu, ale była na tyle przerażająca, że postanowiłem darować sobie głupie komentarze, które aż cisnęły mi się na język. Chwyciłem zatem za naczynie miksera i umieściłem je we właściwym miejscu, dwa razy upewniając się jeszcze, że na pewno jest odpowiednio zablokowane i po włączeniu nie wyleci w kosmos razem ze mną. W tym czasie ona wyciągnęła z lodówki dwa opakowania mascarpone, śmietanę deserową i własnoręcznie zrobiony mus truskawkowy. Wepchnąwszy mi w ręce kilogramowe opakowanie erytrytolu zmierzyła mnie podłym spojrzeniem i gestem głowy dała znak, żebym wziął się do pracy zamiast stać - tu dosłowny cytat - jak chuj na weselu.

– Wiesz co? To całkiem zabawne - zacząłem, dorzuciwszy wszystkie składniki do misy, starając się rozładować ciążące między nami napięcie. – Jak miałem pięć lat to spadłem z roweru i...

– I tak ci zostało?

– I wtedy mama zapisała mnie na zajęcia kulinarne - kontynowałem, niczym niewzruszony jej sarkastycznym tonem. – Co prawda wyjebali mnie z nich na zbity pysk po tym, jak zajebałem innemu dzieciakowi wazówką w mordę, ale...

– Zmniejsz obroty.

– Ale sam się o to prosił, więc niczego nie żałuję.

– Zmniejsz obroty miksera, bo...

– Czy to tak powinno wyglądać? - zapytałem, z niemałym skrępowaniem wskazując na grudkowatą, podejrzanie oklapniętą masę, która powstała mi w metalowej misce. – Nie, żebym się na tym znał, ale chyba coś tu poszło nie tak.

Słysząc to, Dakota aż zbladła na twarzy i wymamrotała pod nosem soczystą wiązankę przekleństw, której wolałbym tu nie przytaczać. Przełknąłem głośno ślinę gdy ruszyła w moją stronę podwijając rękawy swojej czerwonej sukienki, by ewentualnie nie pobrudzić jej sobie plamami krwi, kiedy wreszcie spali moje wypatroszone zwłoki w piecu. Gdyby nie to, że czuwała nade mną wówczas jakaś nadprzyrodzona siła czy mój własny anioł stróż, który niejednokrotnie załamywał już ręce spoglądając z jakiejś koślawej chmurki na moje poczynania, pewnie już dawno wąchałbym kwiatki od spodu. Myślę jednak, że tym razem szczęście było po mojej stronie, a Cruz chyba zorientowała się, że chcąc czy nie jestem jej ostatnią deską ratunku, bo widząc koncertowo zważony krem kazała mi jedynie zrobić go od nowa, tym razem na mniejszych obrotach, ze zrezygnowaniem wyciągając z lodówki dwa kolejne opakowania mascarpone.

strawberry cupcake | gaviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz