13. cosmo & wanda

Start from the beginning
                                    

– Jest w domu - z zamyślenia wyrwał mnie nieco zachrypnięty głos Danieli.

– Hmm? - zamruczałem półżywie, bo zimna cola z lodem zamroziła mi mózg na dobre i sprowadziła na zupełnie inny wymiar rozkoszy.

– Dakota jest w domu - powtórzyła, a stanąwszy na światłach wskazała na rozświetlony nową wiadomością od Lucio ekran swojej komórki. – Ines pyta czy wolisz mieć wybite kamieniem okno czy może raczej samochód obrzucony starymi jajami?

– Co? - ściąłem brwi. – Czemu?

– Nie mam pojęcia - parsknęła, odkładając swojego Iphone'a pomiędzy siedzenia. – Na to pytanie chyba sam powinieneś znać odpowiedź.

Cholera, nienawidziłem kiedy Daniela zwracała się do mnie tonem zaniepokojonej matki i patrzyła w tej jeden sposób, przez który jak na spowiedzi przypominałem sobie wszystkie grzechy sprzed ostatnich pięciu lat. Zupełnym przypadkiem zrobiła to także wtedy, a ja w duchu modliłem się, by rażące moje oczy czerwone światło jak najszybciej zmieniło się na zielone.

– Pablo?

– Och, okej - poddałem się wreszcie, bo i tak nie było sensu ukrywać mojej beznadziejnej sytuacji przed okiem Boga. – Dakota nie odbiera ode mnie telefonu. Nie wiem co się stało.

– Pokłóciliście się?

– Nie - Dani uniosła brew. – Przysięgam, nie zrobiłem nic złego!

– Och, okej - wzruszyła ramionami, ruszając ze skrzyżowania jako pierwsza ze sznuru stojących za nami aut.

– Zawieziesz mnie do niej?

– Stary, jest po północy, ona jest na ciebie wściekła, a ty jesteś pijany w trzy dupy - odezwał się jej ustami mój prywatny głos rozsądku. – Chcesz z nią porozmawiać czy tylko zrobić sobie jeszcze większy wstyd?

– Nie chcę wracać sam do domu - załkałem, bo szumiący mi w głowie alkohol nagle uruchomił we mnie pokłady wrażliwości o jakich nawet nie miałem pojęcia.

– Mamy wolną kanapę jeśli chcesz - powiedziała nawet nie odrywając wzroku od drogi.

– Mamy? - wydąłem usta. – Od kiedy mieszkasz z Gonzalezem?

– Od wczoraj.

– Och.

Jako przyszywanemu dziecku tej relacji miło było mi słyszeć o tym, że związek moich dwojga przyjaciół wchodził na nowy poziom pełen kłótni o pozostawione w progu brudne skarpety, licytowania się które z nich tego dnia robi zakupy czy wychodzi z psem, którego przecież nie mieli, lecz z jakiegoś powodu zrobiło mi się odrobinę smutno. Cisza była najgorsza, a ja zdecydowanie bardziej wolałem już drzeć z moją Dakotą koty o najmniejsze pierdoły niż żyć w pieprzonej niewiedzy.

Mój telefon wydał z siebie ostatnie tchnienie, w głośnikach auta zabrzmiało Every Breath You Take, nagle zrobiło mi się jakby duszno, a guzik mojej koszuli jak na złość nie chciał się rozpiąć. Daniela wystukiwała rytm piosenki na kierownicy, oboje byliśmy zmęczeni i chyba nie powinienem był pić ostatniego drinka, ale wtedy, przekonany o tym, że zwyczajnie było mi już wszystko jedno, opierając łeb o zagłówek skórzanego fotela, po prostu zamknąłem oczy i powiedziałem:

– Dobrze - moje słowa zdusiło głośne ziewnięcie Vogt. – Wando, przekaż więc swojemu Cosmo, że zajmuję waszą kanapę - tym razem to ja ziewnąłem. – Byłoby ci do twarzy w różowej peruce.

Krótką chwilę po tych słowach zasnąłem.




*





strawberry cupcake | gaviWhere stories live. Discover now