– Jest w domu - z zamyślenia wyrwał mnie nieco zachrypnięty głos Danieli.
– Hmm? - zamruczałem półżywie, bo zimna cola z lodem zamroziła mi mózg na dobre i sprowadziła na zupełnie inny wymiar rozkoszy.
– Dakota jest w domu - powtórzyła, a stanąwszy na światłach wskazała na rozświetlony nową wiadomością od Lucio ekran swojej komórki. – Ines pyta czy wolisz mieć wybite kamieniem okno czy może raczej samochód obrzucony starymi jajami?
– Co? - ściąłem brwi. – Czemu?
– Nie mam pojęcia - parsknęła, odkładając swojego Iphone'a pomiędzy siedzenia. – Na to pytanie chyba sam powinieneś znać odpowiedź.
Cholera, nienawidziłem kiedy Daniela zwracała się do mnie tonem zaniepokojonej matki i patrzyła w tej jeden sposób, przez który jak na spowiedzi przypominałem sobie wszystkie grzechy sprzed ostatnich pięciu lat. Zupełnym przypadkiem zrobiła to także wtedy, a ja w duchu modliłem się, by rażące moje oczy czerwone światło jak najszybciej zmieniło się na zielone.
– Pablo?
– Och, okej - poddałem się wreszcie, bo i tak nie było sensu ukrywać mojej beznadziejnej sytuacji przed okiem Boga. – Dakota nie odbiera ode mnie telefonu. Nie wiem co się stało.
– Pokłóciliście się?
– Nie - Dani uniosła brew. – Przysięgam, nie zrobiłem nic złego!
– Och, okej - wzruszyła ramionami, ruszając ze skrzyżowania jako pierwsza ze sznuru stojących za nami aut.
– Zawieziesz mnie do niej?
– Stary, jest po północy, ona jest na ciebie wściekła, a ty jesteś pijany w trzy dupy - odezwał się jej ustami mój prywatny głos rozsądku. – Chcesz z nią porozmawiać czy tylko zrobić sobie jeszcze większy wstyd?
– Nie chcę wracać sam do domu - załkałem, bo szumiący mi w głowie alkohol nagle uruchomił we mnie pokłady wrażliwości o jakich nawet nie miałem pojęcia.
– Mamy wolną kanapę jeśli chcesz - powiedziała nawet nie odrywając wzroku od drogi.
– Mamy? - wydąłem usta. – Od kiedy mieszkasz z Gonzalezem?
– Od wczoraj.
– Och.
Jako przyszywanemu dziecku tej relacji miło było mi słyszeć o tym, że związek moich dwojga przyjaciół wchodził na nowy poziom pełen kłótni o pozostawione w progu brudne skarpety, licytowania się które z nich tego dnia robi zakupy czy wychodzi z psem, którego przecież nie mieli, lecz z jakiegoś powodu zrobiło mi się odrobinę smutno. Cisza była najgorsza, a ja zdecydowanie bardziej wolałem już drzeć z moją Dakotą koty o najmniejsze pierdoły niż żyć w pieprzonej niewiedzy.
Mój telefon wydał z siebie ostatnie tchnienie, w głośnikach auta zabrzmiało Every Breath You Take, nagle zrobiło mi się jakby duszno, a guzik mojej koszuli jak na złość nie chciał się rozpiąć. Daniela wystukiwała rytm piosenki na kierownicy, oboje byliśmy zmęczeni i chyba nie powinienem był pić ostatniego drinka, ale wtedy, przekonany o tym, że zwyczajnie było mi już wszystko jedno, opierając łeb o zagłówek skórzanego fotela, po prostu zamknąłem oczy i powiedziałem:
– Dobrze - moje słowa zdusiło głośne ziewnięcie Vogt. – Wando, przekaż więc swojemu Cosmo, że zajmuję waszą kanapę - tym razem to ja ziewnąłem. – Byłoby ci do twarzy w różowej peruce.
Krótką chwilę po tych słowach zasnąłem.
*
YOU ARE READING
strawberry cupcake | gavi
FanfictionPasją Dakoty od zawsze było cukiernictwo - odkąd tylko pamiętała jej ulubionym zajęciem było mieszanie kremów, pieczenie biszkoptów i lepienie figurek z masy cukrowej. Swoją prowizoryczną pracownię uważała za ostoję i najbardziej spokojne miejsce na...
13. cosmo & wanda
Start from the beginning