8. gavira i cruz znowu hałasują

Start from the beginning
                                    

Później długo, długo nic, aż do wczorajszego wieczora, kiedy to pocałował mnie chłopak, którego twarz zdobiła plakaty wiszące nad łóżkiem co drugiej hiszpańskiej nastolatki.

– Podobało ci się? - Ines, doskonale wiedząca co jest pięć, znacząco poruszyła brwiami, oblizując pokryty resztką kokosowego kremu, otarty o bok metalowego naczynia mojego miksera palec.

– Rany, przestań!

– Dakota Marie Cruz, uroczyście przysięgam na naszą wspólną babkę Josefę, że zaraz wsadzę ci ten rękaw prosto w gardło jeśli natychmiast nie przyznasz, że ci się podobało!

– No... chyba podobało - wymamrotałam cicho i niechętnie, a ta szajbuska natychmiast zarżała z dziką satysfakcją, zupełnie jakby miała w tym jakiś interes. – Och, a spróbuj tylko o tym komukolwiek powiedzieć, a przysięgam, że urwę ci łeb przy samej dupie.

– Wyluzuj, kicia - cmoknęła z charakterystyczną dla siebie lekkością, wkładając do ust ubrudzony białą masą palec wskazujący. – Daniela napewno się ucieszy, a zupełnym przypadkiem mam zamiar wyjść z nią dziś na miasto.

– Ines!

– Po prostu cieszę się twoim szczęściem. Pablo to fajny chłopak- no, może troche za bardzo pyskaty i momentami wkurwiający jak ten jeden kuzyn, który na każdym spotkaniu rodzinnym pyta czy masz gry na telefonie, ale... Jezu, tylko mówię - uniosła ręce w górę w obronnym geście, na co jedynie popukałam się w sam środek czoła. – Hej, mam nadzieję, że powiedziałabyś mi gdyby Pablo miał jakiegoś przystojnego i wolnego kuzyna? Te geny mają potencjał i uważam, że szkoda byłoby je zmarno... no, już nic nie mówię - widząc mój wściekły wzrok po prostu zatkała się jednym z leżących na talerzyku makaroników cytrynowych i ostentacyjnie zaczęła mielić go w ustach.

Wtedy po prostu wywróciłam oczyma okraszając to cichym westchnięciem, ale z jakiegoś powodu moje myśli nadal zajmował smak ust pewnego brązowookiego, nieco nierozgarniętego szatyna, a ja za wszelką cenę starałam się wybić sobie z głowy wciąż drażniącą moje nozdrza woń jego ciężkich perfum zmieszaną z cytrusowym zapachem w jego samochodzie. Z jednym musiałam się jednak zgodzić - Pablo momentami rzeczywiście bywał irytujący jak ten jeden znienawidzony kuzyn, być może był pieprzonym narcyzem i nie całował wybitnie, lecz miał naprawdę uroczy uśmiech. Czując na sobie przenikliwy wzrok wypatrującej taniej sensacji Ines pilnowałam się, by na samą myśl o tym kącik ust nie drgnął mi nawet o milimetr, ale kiedy wreszcie na kilka minut po czternastej zatrzasnęły się za nią drzwi, upewniwszy się, że ta plotkara na pewno mnie nie usłyszy, parsknęłam śmiechem, a wylegujący się na fotelu w rogu pomieszczenia kot spojrzał na mnie jak na debilkę.

– Widzisz Szafir, może jednak nie powinnam rozbijać mu tego jajka na głowie - powiedziałam, zupełnie jakby ten leniwy, rozpuszczony jak dziadowski bicz zwierz jakimś cudem mógł zrozumieć moje słowa. – Dla czystej zasady mogłam rozbić dwa lub trzy.

Wreszcie nadeszło późne popołudnie, a wraz z nim kolejny potencjalny problem, jakiego nie przewidział wcześniej mój tęgi umysł. Dokładnie o godzinie siedemnastej, zamknąwszy ostatnie, wypełnione po same brzegi moimi popisowymi truskawkowymi babeczkami na kruchym spodzie pudełko, nagle zdałam sobie sprawę z tego, że zasadniczo nie miałam nawet jak dojechać do centrum miasta. Moje auto, pieszczotliwie nazywane przez Pablo Cukierkiem, dzięki uprzejmości i dobremu sercu Torre wciąż stało na serwisie u jego kumpla, tata nadal przebywał na przedłużającej się delegacji, a wyraźnie wypoczęta po krótkich wczasach z przyjaciółkami mama wróciła już do pracy, pozbawiając mnie na cały dzień naszego ostatniego środka transportu. Oczywiście, że istniały także Ubery, ale raczej niespecjalnie chciałam tracić połowę swojej dniówki na około dziesięciominutową jazdę tylko po to, by wcisnąć naręcze pudełek z moimi słodkościami w ręce którejś z bliźniaczek, zbić piątkę i wrócić z powrotem do domu.

strawberry cupcake | gaviOn viuen les histories. Descobreix ara