Rozdział 4 Los Angeles

Börja om från början
                                    

-Jeszcze zobaczymy - powiedziała z pewnością w głosie, łapiąc kask w dłonie i odchodząc w stronę Hary'ego**

Po uregulowaniu rachunku dołączyłam do kobiety czekającej już z niecierpliwością przy maszynie, aby pokierować mnie na następnym punkt wycieczki, jakim było Hollywood. Symbol amerykańskiej kinematografii. 

-Wiesz, że znajduję się tutaj 2600 gwiazd? - krzyczy ruda zza moich pleców, starając się przebić przez panujący wokół nas hałas. 

-Sporo - odpowiadam odwracając się do pasażerki, kiedy zatrzymałam się na światłach. 

-I tak łatwo nie odszukasz swojego ulubionego aktora, bo Aleja Gwiazd liczy sobie, aż dwa kilometry - dodaje, poklepując mnie po kasku. 

Przejeżdżając przez Hollywood, miałam wrażenie, że to jeden wielki jarmark. Tłumy ludzi na ulicach robiących zdjęcia i niezwracających uwagi na nikogo i wszędzie szwendające się postacie ze znanych filmów i bajek w pobliżu Chinese Theatre, lub Dolby Theatre. Przyznaję, ma to miejsce swój klimat, szczególnie kiedy jeszcze pojedziecie zobaczyć słynny znak Hollywood znajdujący się na zboczu góry Mount Lee, swoją drogą jest doskonale widoczny z każdego punktu w Los Angeles. Dlatego spoglądając z oddali na niego, upewniłyśmy się w przekonaniu, że to miejsce jest symbolem sławy, pieniędzy i amerykańskiego kina.
Aby poczuć kultowy kalifornijski vibe, Venice Beach pozostawiłyśmy jako ostatni punkt naszej wycieczki, by w cieniu palm, wtopić się w tłum osób spacerujących po słynnym deptaku Ocean Boardwalk, zachwycając się przepięknym zachodem słońca. 
Los Angeles zadziwia, fascynuje i niczym gigantyczny magnes przyciągnąć do siebie ludzi, którzy wciąż pragną zrealizować swój amerykański sen.

-Dlaczego opuściłaś rodzinne miasto? - spytała idąca w moim kierunku z dwoma zimnymi napojami Roza. 

-Dlaczego? - zamyśliłam się, odbierając od niej picie. 

-Nie musisz mówić, jak nie chce - usiadła obok mnie na murku, po czym zawiesiła wzrok na rozpościerającym się przed nami horyzoncie, podziwiając, jak słońce układa się do snu, za linią oceanu. -Głupio spytałam - rzuciła po chwili.

-Nie - spojrzałam przed siebie. - Potrzebowałam zmiany - zaczęłam, biorąc wcześniej duży łyk smoothie. -Motocykl, który właśnie pozostawiłyśmy na parkingu - dziewczyny odruchowo odwróciła się, spoglądając w tamtym kierunku. -Umożliwił mi to, a raczej namówił - zerknęłam w stronę słońca.

-Jak to? - spytała z widocznym zaciekawieniem w głosie.

-Resztę swojego życia miał spędzić, kurząc się, pod pokrowcem w garażu, a wokół niego po ziemi walać się miały niepotrzebne nikomu pierdoły, zakrywając go powoli, aż pochłonęłyby go całego. Zostałby zupełnie zapomniany pod stertą śmieci - westchęnęłam.

-Więc czemu dałaś mu drugie życie?

-Bo zrozumiałam, że kiedyś dla kogoś był ważny i powinien znów być ważny.

-W takim razie wracajmy, żeby nie myślał, że znów go porzuciłaś - zaśmiała się dziewczyna, zeskakując z murka. Uśmiechnęłam się pod nosem sama do siebie.

-I przegapiłyśmy zachód - zeskoczyłam za Rozą, szybko zmieniając temat. 

Wydaje mi się, że zrozumiała, co chciałam jej przekazać moją wypowiedzią. Odnoszę też wrażenie, że to początek dobrej przyjaźni, której nigdy nie miałam, bo wychowywałam się w dużej mierze w towarzystwie wujków.

-Ann! - usłyszałam nagle głośne wołanie, podbiegłam na parking, na którym kilka minut wcześniej zaparkowałam harleya, po czym zobaczyłam wyzywającą się z dwójką mężczyzn dziewczynę przy moim motocyklu.

Bandyci próbowali ukraść motocykl pod naszą nieobecność, ale siłowanie się z zabezpieczeniem zajęło im zbyt dużo czasu, pewnie gdyby nie to, maszyny już bym nie zastała po powrocie. Całe szczęście, że Roza dostrzegła, co się dzieje i przerwała tę farsę. Choć mężczyźni nie chcieli odpuścić. Wyjątkowi głupcy, powinni od razu wziąć nogi za pas, gdy ktoś ich nakrył, żebyśmy nie zdążyły zapamiętać ich rysopisów, a Ci mimo naszej obecności nie poddawali się nawet na sekundę. Nasze przekrzykiwania musiała być na tyle głośne, że zaalarmowały przechodniów. Przestraszenie zwiększającą się ilością gapiów uciekli w końcu w popłochu, niestety w drodze ataku paniki urwali mi ze złości lewe lusterku, przerysowali bak kluczem, a na koniec kopnęli mojego rumaka, powodując jego upadek i kolejne zarysowania na lakierze. Z pomocą kobiety podniosłam dobrze ponad 200-kilogramowy motocykl. Podniesione z ziemi urwane lusterku, schowałam do sakwy, po czym pogładziłam mojego Harlee z wyrzutami sumienia, jakbym prawie próbowała przeprosić małe, obrażone na cały świat dziecko.

-Spokojnie - ruda położyła dłoń na moim ramieniu. -Chłopaki pomogą Ci go naprawić - wsiadłam na motocykl. -Nie odmówią pomocy - poczułam jak chude ręce dziewczyny obejmują mnie w pasie.

-Z pewnością - wymamrotałam z niezadowoleniem, ledwie słyszalnie pod nosem.

Dzień zaczął się wyjątkowo spokojnie, lecz zakończył dość burzliwie. 
Odwiozłam towarzyszkę podróży z powrotem do domu i sama udałam się do motelowego pokoju, gdy spojrzałam na zegarek, wybiła właśnie 21:30. 
Położyłam się na łóżku, rozmyślając nad dzisiejszym dniem i prócz tej jednej sytuacji minął całkiem przyjemnie. Nie podejrzewałam, że tak dobrze będę bawić się na zwiedzaniu L.A. Mimo wszystko był, to dobry dzień, nie pamiętam kiedy ostatnio uśmiechałam się tak szczerze, jak właśnie dziś. Miłe uczucie, poczuć się znów tak, jak kiedyś. Gdy z tatą zwiedzałam świat, a wujkowie radośnie wtórowali nam w tym. I choć ich uwielbiałam, dużo bardziej preferowałam samotne podróże z ojczulkiem.


*Kiera - określenie w slangu motocyklowym na kierownicę.

**Hary, Harus - jedno z określeń w slangu motocyklowym na każdy motocykl marki Harley-Davidson.

Podróżując stalowym rumakiemDär berättelser lever. Upptäck nu