Rozdział 4

386 19 0
                                    

,,Cała prawda o mnie''



O wczorajszym zdarzeniu nie powiedziałam nikomu. Nawet Noah, który przecież tak bardzo mi pomógł nie znał prawdziwego powodu mojego ataku paniki, bo tak chyba można było nazwać to, co mi się przytrafiło.

Emily powiedziałam, że źle się poczułam w związku z nadchodzącymi, kobiecymi dniami, a pani Gillys udało mi się jakoś przebłagać, bym napisała test w późniejszym terminie. Kobieta bardzo dobrze rozumiała to, co mi się przytrafiło i pomimo jej ostrego sposobu bycia, zgodziła się zmienić polecenie zadania.

Tak więc wychodziłam właśnie z sali lekcyjnej po napisaniu po raz drugi tego samego testu.

- I jak ci poszedł? - usłyszałam pytanie przyjaciółki.

- Chyba całkiem dobrze.

- To cud, że Mary Gillys pozwoliła ci pisać ten test ponownie.

- Tak, dobrze, że mam szczęście - puściłam do niej żartobliwie oczko.

Zaśmiałyśmy się i podążyłyśmy wzdłuż korytarza, by dotrzeć jak najszybciej na stołówkę. Dziś, wprost umierałam z głodu, a na obiad miało być spaghetti.

- Głodna? - zapytała Emily.

- I to jak! - wykrzyczałam tak głośno, że każdy na korytarzu spojrzał w moją stronę. Uśmiechnęłam się głupio i czym prędzej schowałam się za drzwi stołówki, by podbiec po tackę.

***

- Idziesz dzisiaj ze mną na trening?

- Em, naprawdę przepraszam, ale jutro piszę poprawę kartkówki z hiszpańskiego i chyba po lekcjach pójdę pouczyć się do biblioteki – odparłam przyjaciółce.

- Jasne, nie ma sprawy Ash. Ile zostało nam jeszcze lekcji?

- Zdaję się, że jedna i jest nią Angielski - powiedziałam spoglądając w plan lekcji, wiszący na drzwiczkach szafki.

- Nie jest tak źle - przytaknęła - Zawsze mogłybyśmy mieć fizykę.

- Chyba żartujesz! Jedna tego dnia mi już wystarczy.

Zamknęłam drzwiczki szafki, i wraz z Emily weszłyśmy do przytulnej, pomalowanej na żółto sali. Na niemal każdej ścianie powieszone były plakaty z zasadami gramatyki, które bardzo dobrze sprawowały się jako ściągawki na testach. Po chwili Dzwonek zadzwonił, każdy zajął swoje stałe miejsca, a uśmiechnięta nauczycielka Penelope Briss powitała nas na dzisiejszej lekcji.

- Dzień dobry klaso.

- Dzień dobry panno Penelope - odpowiedzieliśmy chórem.

- Wyjmijcie książki i zaczynamy lekcję.

***

Siedząc w bibliotece zastanawiałam się głęboko nad sensem istnienia takiego przedmiotu jak hiszpański. Kto to w ogóle wymyślił? Już półgodziny siedzę nad jednym tematem i kompletnie nic z niego nie pojmuje.

- Twoja mina mówi wszystko. Jest aż tak źle? - znajomy głos rozbrzmiał nad moich uchem.

- Jest tragicznie - cicho załkałam.

- Z czym masz problem? Może pomogę? Jestem klasę wyżej, a Hiszpański mam w małym paluszku.

- Nie rozumiem tej odmiany Noah - wskazałam na kartkę leżąca przed sobą.

- Okej - chłopak przysiadł tuż obok mnie - Popatrz. Wystarczy, że do każdej osoby, dodasz odpowiednią końcówkę.

Spojrzałam na niego zdezorientowana a on cicho zachichotał.

- Spójrz. Bailo, bailas, baila i tak dalej.

- I to tyle? Może to faktycznie nie jest takie skomplikowane.

- Naucz się końcówek i umiesz cały temat idealnie.

- Dziękuje, bardzo, bardzo ci dziękuję - uściskałam go, jednak po chwili speszona szybko od niego odskoczyłam.

Nastała krępująca chwila ciszy, którą na szczęście Noah prędko przerwał.

- Ash, mam pytanie. Dosyć ważne.

- Słucham?

- Czy... To wczoraj. To znaczy, ten atak paniki, to pojawił się z jakiego powodu?

- Noah - westchnęłam - To bardzo ciężki temat.

- Wiem, ale uwierz, że jak się komuś wyglądasz, to ci ulży i być może ataki nie będą się powtarzały.

Noah miał rację. Zwierzenie się komuś, wydawało się najlepszym sposobem na pozbycie się tej drażniącej guli w gardle. Nie byłam, jednak pewna, czy byłam na to gotowa.

- To było rok temu - zaczęłam i spuściłam głowę - Jechałam z rodzicami samochodem do lekarza, gdy nagle - urwałam w pół zdania. Gardło ścisnęło mi się, a ręce zaczęły pocić.

- Powoli - powiedział ze zrozumieniem chłopak.

Przełknęłam ślinę, lecz po chwili kontynuowałam dalej.

- Gdy nagle... Pewien samochód pojawił się tuż przed nami. Mama nie dała rady wyhamować i... I zderzyliśmy się z nim - Pierwsza łza popłynęła po moim policzku - Nasz samochód odbił się od tego drugiego i przewrócił się do góry nogami.

Noah był w pełni skupiony na mojej twarzy. Gdy tylko kolejne łzy, jedna po drugiej zaczęły spływać po mojej twarzy chłopak ujął w swoją dłoń moją rękę i zaczął gładzić ją powili kciukiem. Doceniałem ten gest. Starał się mi pomoc, na miarę swoich możliwości. Uśmiechnęłam się do niego smutno, lecz dalej kontynuowałam.

- Jedyne co pamiętam z tego, co się wydarzyło później to krzyki moje i rodziców, krew, oraz szkło z rozbitych szyb auta. Później był już tylko szpital. Siedziała na korytarzu po wstępnych oględzinach przez lekarza i czekałam aż zoperują mamę. Wiedziałam już w tedy, że... - urwałam nagle - Że tato nie żyje. Mama zmarła na stole operacyjnym - zakończyłam.

- Ashley, tak mi przykro - chłopak objął mnie próbując powstrzymać moje łkanie - wiem, że te słowa niewiele dadzą, jednak musisz wiedzieć, że to minie. Będzie ciężko, ale to uczucie pustki minie.

– Wiem, ale to takie trudne.

– Twoi rodzice zawsze będą żywi w twoich wspomnieniach Ash.

Wtuliłam się mocniej w chłopaka.

– Dziękuję – szepnęłam.

***

– Napisz, jak wrócisz do domu – powiedział Noah na odchodne.

Wcześniej w bibliotece wymieniliśmy się numerami.

– Jasne – uśmiechnęłam się szczerze tak, jak nie robiłam tego od dawna.

– Do zobaczenia jutro w szkole.

– Do zobaczenia.

~ Peace of heaven ~Where stories live. Discover now