Rozdział 6

85 12 7
                                    

Nadeszła i ona.

Sobota.

Dzień sądu ostatecznego.

Impreza u Rose.

Nie miałam ani grama ochoty, by na nią pojechać, jednak za namową natarczywej Dali zgodziłam się, by potowarzyszyć jej chociaż na 'dwie godzinki'. Byłam pewna, że będę żałowała tej decyzji już po przekroczeniu progu domu Rose, ale było za późno, żeby się wycofać. Klamka zapadła. Szłam na swoją pierwszą imprezę w życiu.

Od samego ranka po naszym domu krzątały się dwie obcojęzyczne panie sprzątające, które właśnie dotarły do mojego pokoju. Uśmiechnęłam się i zapewniłam, że absolutnie mi nie przeszkadzają, po czym zeszłam na dół do taty, który siedząc na sofie, przeglądał coś na swoim MacBooku. Jego skupiona mina sugerowała, żeby lepiej mu teraz nie przeszkadzać. Poszłam więc jeszcze do pachnącej środkami czystości kuchni i zabrałam z wyspy talerz ciastek prosto z miejscowej cukierni. Pachniały wprost obłędnie.

– Słyszałem, że szykuje się dzisiaj posiadówa u twojej nowej koleżanki – powiedział tata, gdy tylko opadłam obok niego na kanapie. Wzięłam ciastko i przeciągle westchnęłam.

– Posiadówa? Kto tak jeszcze mówi? – Szturchnęłam go w ramię. –  A poza tym, skąd wiesz? To ściśle tajne informacje. A na pewno przed rodzicami.

– Ma się kontakty tu i ówdzie.

– Ha ha ha. No mów.

– Greg coś wczoraj wspominał. – Przełączył karty wyszukiwarki. – Jedliśmy razem lunch w szpitalu. Zastanawiał się, czy to dobry pomysł, żeby Christian szedł tam ze swoimi kolegami. Ostatnio podobno znowu coś naskrobali i młody wylądował na komisariacie.

– Słyszałam, Dalia coś o tym wspominała. – Z moich białych, lnianych spodenek rozległo się ciche piknięcie. O wilku mowa. Przeleciałam wzrokiem po krótkim tekście i odpisałam na kolejnego chaotycznego sms'a dziewczyny.

– Za niedługo będziesz znała więcej miejscowych plotek niż ja. Nie zgadzam się.

– Oj, co to, to nie. Nigdy nie dorównam twoim plotkarskim umiejętnościom, jestem pewna.

– Pamiętaj, że trening czyni mistrza.

– Nie martw się, tato.

Zaśmiałam się i oparłam wygodniej o szare oparcie sofy. W głębi serca nie chciałam się aż tak mieszać w życie tutejszej społeczności. Podobno im mniej się wie, tym lepiej się śpi. A przynajmniej tak sądziła psycholożka z mojej poprzedniej szkoły. Jeszcze zostanę nieświadomie wplątana w jakieś chore kłótnie czy nastoletnie dramaty i skończy się mój cały wewnętrzny spokój. Wolałam więc trzymać się na uboczu.

Posiedziałam jeszcze chwilę z przeglądającym garnitury ojcem, zjadłam kolejne dwa owsiane ciasteczka (witajcie dodatkowe kilogramy) i postanowiłam trochę poćwiczyć, by nie wyglądać wieczorem jak ubrany w strój kąpielowy wieloryb. Lepiej późno niż wcale, czyż nie?

***

Około dziewiętnastej do naszych drzwi wejściowych zapukała nieziemsko wyglądająca Hannah. Po krótkiej rozmowie z moim równie podekscytowanym ojcem (gdyby tylko mógł, zapewne poszedłby na imprezę razem z nami), udałyśmy się do mojego lśniącego czystością pokoju. Dziewczyna usiadła na jednej z szarych puf i odłożyła na bok małą, bambusową torebkę.

– Wow, ślicznie tutaj masz, uwielbiam styl skandynawski. – Rozejrzała się z błyskiem w oku dookoła i pokiwała z podziwem głową. – O, mam nawet identyczne lustro.

PrimroseWo Geschichten leben. Entdecke jetzt