Rozdział 1

220 30 29
                                    

Kilka miesięcy wcześniej...

Drżącymi rękami wrzuciłam do rozpadającej się czarnej torby ostatnie leżące na łóżku ubrania. Nie było ich zbyt wiele, jednak nie chciałam wyruszać z pustymi rękoma. Wszystko przygotowałam już sobie wczorajszego wieczoru, kiedy wrześniowy deszcz wybijał smutną, melodyjną piosenkę, uderzając w moje lekko uchylone okno.

Wychylając się przez skrzypiącą balustradę zauważyłam, że odurzona matka zasnęła na kanapie w salonie. Na pękniętym, szklanym stoliku znowu zostawiła zużytą strzykawkę i przeźroczysty woreczek z białym proszkiem. Na sam ten widok moje ciało przeszły dreszcze. Oprócz tego w średniej wielkości pokoju panował niewyobrażalny bałagan, potęgujący smród stęchlizny. Rodzicielka nie sprzątała już od dobrych kilku tygodni. Wszędzie walały się puste butelki po różnych, wysokoprocentowych trunkach, a w kątach zaległo się mnóstwo kurzu i bliżej nieokreślonego robactwa.

Dzisiaj mój największy koszmar miał się skończyć. Po kilkunastu latach życia w ciągłym strachu w moim sercu miała zagościć ulga. Miałam rozpocząć nowe życie, na które od tak dawna czekałam. Pomimo ogromnego strachu o matkę i jej życie, dzień i noc modliłam się, by ktoś w końcu zabrał mnie z tego obskurnego, doprowadzonego do ruiny mieszkania. Miałam dosyć ciągłych imprez, znikających z półek rzeczy i podejrzanych ludzi kręcących się gdzieś w pobliżu naszego podwórka. Koniec końców moje żarliwe prośby zostały wysłuchane. Nadszedł ten dzień. Dzień zmian.

Mój mały pokoik na poddaszu był moim jedynym azylem. Bezpieczną przestrzenią, którą mogłam w każdej chwili zamknąć na klucz. Pomimo powyrywanych desek w podłodze i podartych tapet na ścianach spędzałam w nim niemalże każdą wolną chwilę. Czytałam wypożyczone z biblioteki książki, odrabiałam stosy zadania domowego czy utrwalałam w głowie kolejne układy taneczne, których wcześniej uczyłam się w szkole. Spałam pod cienkim, podartym kocem na dmuchanym materacu, gdyż po drastycznych wydarzeniach sprzed kilku miesięcy nie mogłam zmusić się do wrócenia na zarwane łóżko. Czasami, gdy mój pusty wzrok zatrzymywał się na nim na zbyt długo, po moich bladych policzkach zaczynały płynąć morza gorzkich łez.

Jedna feralna noc zmieniła mnie na zawsze. To właśnie przez nią bałam się ludzkiego dotyku i unikałam jak tylko mogłam kontaktu z innymi, nawet dobrze znanymi mi osobami. Dystansowałam się, starając się trzymać na uboczu. Z natury byłam dosyć mało gadatliwą osobą, więc w szkole nikt nie zauważył ogromnej zmiany, która zaszła w moim wnętrzu. Rówieśnicy i tak  nie darzyli mnie sympatią. Oprócz dogłębnie raniącego mnie wyśmiewania nie mogłam liczyć z ich strony na nic więcej. Starałam się być mimo wszystko silna i wkładałam w taniec oraz naukę całe swoje serce. Nie zawsze jednak wszystko układało się tak, jakbym chciała. Rzadko kiedy mogłam być po prostu sobą. Żyłam w świecie kłamstw i iluzji. Chowałam się za maską, która z każdym kolejnym rokiem ulegała coraz większej destrukcji.

Na dole usłyszałam dźwięk tłukącego się szkła. Po chwili coś ponownie uderzyło o beżowe kafelki, zapewne również rozpadając się na milion malutkich kawałeczków. Matka głośno przeklęła.

– Nie tym razem – szepnęłam chrapliwie pod nosem, z trudnością zapinając torbę z zepsutym zamkiem. Moje bolące, obgryzione do krwi paznokcie nie ułatwiały sprawy.

Rzuciłam okiem na ciemny, niemalże pusty pokój i wzięłam z drewnianego regału poturbowany telefon. Wrzuciłam go do bocznej kieszonki torby i zawiesiłam ją na posiniaczonym ramieniu. Zagryzając dolną wargę, z trudnością wyszłam przez małe okno, cicho je za sobą domykając. Zrzuciłam niewielki bagaż na zarośnięty trawnik i powoli zsunęłam się na dół za pomocą cienkiej gałęzi. Kora boleśnie obtarła moją suchą skórę. Wylądowałam na kolanach i w popłochu rozejrzałam się dookoła. W domu nadal panowała ciemność, chociaż trzy tygodniu temu udało mi się w końcu opłacić rachunek za prąd. Matka musiała więc ponownie położyć się spać. Z ulgą stwierdziłam również, że biały samochód ojca stał już na zagraconym podjeździe sąsiada.

PrimroseWhere stories live. Discover now