Rozdział 3

119 22 11
                                    

Równo o godzinie szóstej trzydzieści z głębokiego snu wyrwał mnie dzwoniący przy lewym uchu budzik. Z trudnością wymacałam wibrujący telefon i otwierając zaspane, ciężkie oczy, kliknęłam przycisk drzemki. Powtórzyłam tę czynność jeszcze z dobre trzy razy, gdy drzwi pokoju otworzyły się na oścież i stanął w nich ubrany w kremową koszulę ojciec.

– Wstajemy, wstajemy! Dzisiaj pierwszy dzień w nowej szkole, nie możesz się przecież spóźnić.

Nie mogę, a bardzo bym chciała. 

Cicho mruknęłam i powoli usiadłam na miękkim łóżku, od razu się przeciągając. Coś głośno strzeliło w moich plecach, wywołując na mojej opuchniętej twarzy ogromny grymas.

Byłam u taty już ponad tydzień, a każdy pojedynczy dzień mijał nam na spędzaniu wspólnie czasu. Spacery, wieczory filmowe czy wspólne gotowanie. Z każdym kolejnym dniem czułam się coraz to lepiej. Moje zdrowie psychiczne znacząco się polepszyło, a ataki paniki ustały. Życie tutaj było idealne, jednak żadne słowo nie opisywało dokładnie tego, co czułam w głębi serca. Może radość? Ulgę? Albo podekscytowanie?

Wczorajszy dzień ojciec musiał przesiedzieć w pracy (nagromadziło mu się trochę zaległości), więc spędziłam ten czas na kanapie w salonie, jedząc domowej roboty pizzerinki i oglądając serial Stranger Things. Nigdy wcześniej nie korzystałam z Netflixa, który okazał się świetnym kompanem do spędzania wolnego czasu. Tego dnia towarzyszyły mi również rozbrykane króliki, które nie odstępowały mnie na krok. W pewnym momencie położyły się razem z boku kanapy i zasnęły, wtulając się w miękki, szary koc. Obudził je dopiero dźwięk otwieranych drzwi wejściowych i głośne nawoływanie ojca, który po drodze do domu zrobił jeszcze małe zakupy.

Moja nowa szkoła znajdowała się po drugiej stronie miasteczka, niecałe pięć kilometrów stąd. Według uradowanego taty była jedną z najlepszych prywatnych placówek w okolicy i naprawdę ciężko było mu załatwić mi tam miejsce. Miała jedną z najmocniejszych w całym kraju drużyn koszykówki i szczyciła się wieloma wygranymi konkursami, olimpiadami i ciekawymi projektami, w których, miałam nadzieję, będę miała okazję wziąć udział. Dwa dni temu tata przywiózł mi granatowy, elegancki mundurek, naukowego tableta i kartę stołówkową, na którą jeszcze tego samego wieczoru wrzucił sporą sumę pieniędzy. Mogłam więc jeść do woli.

Gdy w końcu udało mi się zwlec ze zdecydowanie zbyt wygodnego łóżka, ubrałam się i lekko pomalowałam. Miałam wrażenie, że trochę przesadziłam z bronzerem, jednak był to mój najmniejszy problem. Wpakowałam wszystkie potrzebne rzeczy do czarnej torebki i pobiegłam w podskokach na dół, gdzie tata siedział już przy stole i jadł ogromnej wielkości, smacznie wyglądającą kanapkę.

– Siadaj i jedz, bo mamy coraz mniej czasu.

– Spokojnie, zdążymy. – Spojrzałam na wiszący na ścianie zegar i pomieszałam łyżeczką parującą kawę z mlekiem. Jej zapach porwał mnie w swoje ramiona i mocno otulił.

– Stresujesz się?

– Może trochę.

Nie chciałam, by poznał, że tak naprawdę byłam jedną, wielką kulką stresu. Nie wiedziałam, jak przyjmą mnie tutejsi uczniowie, którzy zapewne znali się już od dawna i spędzali ze sobą każdą wolną chwilę. Ponadto w poprzednich szkołach każdy uważał mnie za dziwoląga, a takiej łatki nie dało się tak łatwo z siebie zmyć. Martwiłam się również o nauczycieli, którzy tak naprawdę nie wiedzieli, czego mogą ode mnie wymagać. Od rozpoczęcia roku szkolnego minął już dobry miesiąc, więc tym bardziej miałam się czym przejmować.

– Nie martw się, wszyscy na pewno cię polubią.

Oby tak było.

Żeby słoneczny poranek nie był przypadkiem zbyt piękny, już przy wyjeździe na główną drogę utknęliśmy w korku, który ciągnął się przez dobre kilometry. Tata co chwilę przeklinał cicho pod nosem, sprawdzając nerwowo godzinę na telefonie. Auta poruszały się niczym biegnące żółwie, które nigdy miały nie dotrzeć do celu.

PrimroseNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ