Prolog

2.7K 101 6
                                    

Rodzina. Czym ona była? Może bezpieczną przystanią? Ciepłym kocem? Ulubionym filmem? Letnim wieczorem? Czy może miłością do najbliższych? Dla mnie żaden z tych przykładów nie definiował słowa "rodzina". Osobiście kojarzyła mi się ona z cierpieniem, niewyobrażalnym bólem, fałszywością, agresją, udręką, niesprawiedliwością, ocenianiem... Mogłabym wymieniać w nieskończoność.

Jako mała dziewczynka, wierzyłam w bajki o księżniczce, która wiodła cudowne życie w pałacu. Posiadała wszystko czego chciała. Miała swojego przystojnego księcia na białym koniu i kochających rodziców. Wszystko w koło było magiczne, a coś takiego jak zło, nie istniało...

W tamtych latach, większość rzeczy układała się po jej myśli. Tata z mamą się kochali, a ona miała zapewnione dobre warunki do życia. Rodzice wspierali ją, darzyli szczególną miłością i zainteresowaniem. Nie znała takich słów jak: "krzywda", czy "piekło" i była pewna, że żadne okrucieństwo nigdy jej nie spotka, a wszyscy trafiają do nieba. Bo czemu tamta blond włosa siedmiolatka miałaby w ogóle tak pomyśleć?

Tamta dziewczynka, była głupia i naiwna, przez co ludzie podli i toksyczni wykorzystali to. Wykorzystali, że była słaba. Zniszczyli ją. Po tamtym rozpromienionym, pogodnym i beztroskim dziecku, nie pozostał, ani jeden ślad. Zastanawiacie się pewnie, kim była ta tajemnicza małolata?

***

Siedziałam na zimnej podłodze opierając się plecami o drzwi, które miałam wrażenie, że zaraz miały wypaść z zawiasów. Nogi podkuliłam, a skostniałe palce zacisnęłam na kolanach. Moje ciało dygotało. Tusz pod oczami rozmazał się, a policzki były napuchnięte. Tak strasznie płakałam i chciałam tylko żeby mama dała mi spokój.

Alice waliła pięściami lub rozbijała kolejne to przedmioty  z hukiem o drzwi. Tak bardzo chciałam to wszystko zakończyć, nie dawałam już rady. Wykradła bym się przez okno, ale nie miałam ze sobą, żadnych butów, ani kurtki, a na dworze panował mróz. Pozostało mi jedynie czekać i mieć choć cień nadziei, że matka odpuści i zostawi mnie w spokoju. 

Po dwudziestu minutach nastała grobowa cisza. Wszystko ucichło. Nie słyszałam krzyków kobiety, ani jakiejkolwiek krzątaniny po domu. Dlatego zdecydowałam się uchylić drzwi. Nie wiem co mną kierowało. Może byłam pod zbyt dużym wpływem emocji i nie myślałam trzeźwo... albo najwyraźniej byłam najgłupszą osobą na świecie.

Tamtego ponurego wieczoru... dopadła mnie. Przez bite piętnaście minut wyżywała się na mnie, odreagowując swoją porażkę życiową, którą sama na siebie zwołała. Gdy już skończyła, opuściła dom, zostawiając mnie samą. Leżącą na podłodze. Skuloną w kłębek, z wieloma nowymi wzorkami i siniakami na ciele.

Nie widziałam dla siebie ratunku, bo kto w tym okropnym świecie mógł mi pomóc? Ludzie są zdradzieccy, egocentryczni, wykorzystają wszystko przeciwko tobie, lub dadzą ci złudną nadzieję na lepsze dni.

Z początku tak myślałam. Byłam przekonana, że tak właśnie jest... Tak naprawdę miałam zasłonięte oczy. Przez tę ostatnie dziesięć lat wmawiano mi, że dobro jest złe, że nie ma ludzi, którzy szczerze się tobą zainteresują i pomogą ci w kryzysie. Myślałam tak dopóki w moim życiu na nowo nie zjawiła się pewna osoba. Była ona moim światłem w ciemnym pokoju. Mapą. Kompasem.

Byłeś moim wszystkim.

If you knew meWhere stories live. Discover now