Randka

463 64 81
                                    

No hej kochani, jak żyćko?

W końcu znalazłam chwilę żeby coś napisać i idealnie udało mi się na święta!

Wesołych świąt kochani.

***

- Heng Li, Zhongli, witam was na festiwalu Windblume.- Archon roztacza szeroko ręce i uśmiecha się z dumą.

Faktycznie, w mieście jest bardziej kolorowo niż zwykle. Różnorodne girlandy kwiatów rozprześcierają się pod niebieskim niebem, a wokoło unoszą się pyłki dmuchawców. W powietrzu wyczuwam zapach świeżo upieczonych ciast i cynamonu.

Ludzie wydają się być znacznie bardziej weseli i otwarci od tych z Liyue, co kwituję smętnym spojrzeniem. Oczywiście to nie tak, że nasi ludzi są okropnymi gburami, po prostu są trochę bardziej zamknięci w sobie.

No, może oprócz szefowej Zhongliego.

Hu Tao to bardzo ciekawa osobistość.

Uśmiecham się do swoich myśli, a Venti unosi brew.

- Coś cię bawi moja droga?- pyta bóg wolności.

- Wręcz przeciwnie!- kręcę głową.- Po prostu bardzo tu przyjemnie, atmosfera jest całkowicie inna, niż ta w Liyue.

- Wiedziałem, że ci się spodoba.- wyrzuca z siebie Zhongli. W jego głosie pobrzmiewa dziwne, dość urocze zadowolenie. 

- Po co tu właściwie jesteśmy?- nie wytrzymuję i zadaję pytanie, które mnie nęka.

- Chciałem żebyś odpoczęła. - wzrusza ramionami i uśmiecha się nieśmiało.- Zresztą, ostatnio nasze relacje były raczej napięte, chciałbym coś temu zaradzić.

Venti chichocze.

- Zhongli, ty stary durniu.- bard zatyka usta dłonią, kiedy orientuje się, co właśnie powiedział.- Ehe, musimy pilnie porozmawiać.

- Mamy gości?- ktoś zaczyna się wokół nas kręcić. Przenoszę spojrzenie z Ventiego na nowo przybyłego mężczyznę i zamieram.

Ekhem, stwierdzenie, że jest przystojny byłoby mocnym niedomówieniem. Jego uroda jest całkiem inna od tej Zhongliego, ale mimo to, niemal powala mnie na kolana.

Nie moja wina, że lubię doceniać piękno.

Jedno widocznie niebieskie oko o dziwnej źrenicy skanuje uważnie moją twarz. Ciemne włosy opadają na jego ramiona, a ja przez chwilę dziwię mu się, że nie jest mu zbyt gorąco w tym futrze, które nosi.

Chrząkam i odruchowo przygładzam rozwirzchnione włosy, zdrapuje zaschnięte błoto z policzka, prostuję plecy, a Zhongli patrzy na mnie spod uniesionych brwi.

Przybysz w końcu zwraca uwagę konkretnie na moją osobę. Uśmiecha się, kładzie jedną rękę z tyłu pleców, po czym pochyła się, łapie za moją dłoń i składa na niej delikatny pocałunek.

- Nazywam się Kaeya, a twe imię piękna pani to...?

- Zhongli.- wcina się brunet. Rozdziawiam z zaskoczenia usta, kiedy Morax dosłownie odsuwa głowę nieznajomego od mojej dłoni i zamiast tego podaje mu swoją.

Venti parska śmiechem, który stara się przytłumić.

Nieznajomy przekrzywia głowę i uśmiecha się ironicznie.

- Pytałem o jej personalia.- wskazuje na mnie ruchem głowy. - Ale ciebie też miło poznać, ślicznotko.- dodaje z krzywym uśmieszkiem.

Przez te kilka tysięcy lat, które żyłam, nigdy nie widziałam Zhongliego w takim szoku i przez chwilę nawet mam wrażenie, że na jego czole widzę pulsującą żyłkę.

Popiół Zhongli x Reader Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon