Teleportacja

854 88 95
                                    

HEJ.

Ogólnie chcialam uprzedzić (zresztą sami pewnie widzicie), że rozdziały będą pojawiać się trochę nieregularnie, po prostu dużo się teraz u mnie dzieje i tak wyszło.

***
Nigdy nie lubiłam tej specyficznej teleportacji Xiao.

Zawsze mam wrażenie, że powoli rozlatuję się w powietrzu, co szczerze mówiąc wydaje się trochę głupie, ale inaczej nie potrafię tego opisać. Może i cały proces wygląda ciekawie i imponująco, ale wolę pozostać przy swojej wersji teleportacji.

Może to też kwestia przyzwyczajenia.

W każdym razie, nie będę się w to bardziej zagłębiać, bo mam ważniejsze problemy. Yaksha zabrał mnie gdzieś daleko od mojej jaskini  i szczerze mówiąc, to nie mam pojęcia gdzie jesteśmy.

To, że w Liyue jest pewne. Wszędzie rozpoznam ten specyficzny, ciepły i lekko wilgotny zapach powietrza.

Ale nie wiem, gdzie dokładnie.

Nie rozpoznaję tej dziwnej, specyficznej budowli. Znajdujemy się wysoko, wokoło rozciąga się widok na Liyue, a pod nogami trzeszczy mi drewniana podłoga.

Niestety nie mam czasu, by podziwiać piękne widoki.

Padam na kolana i z przerażeniem łapię się za gardło, które pulsuje okropnym bólem.

Wymiotuję krwią, a z moich oczu bezwiednie płyną łzy.

Naprawdę mam dość i przeklinam wszytko i wszystkich, że ta dziwna nieznajoma mnie odnalazła.

Przeklinam Xiao, za to, że zabrał mnie stamtąd wbrew mojej woli.

Przeklinam Moraxa, za ten głupi kontrakt.

Przeklinam przeszłość, przez którą wszystko tak się potoczyło.

I przede wszystkim Przeklinam swoje wybory.

- Heng Li? - Xiao dopada do mojego zwijającego się z bólu ciała i patrzy na mnie z trwogą. Jak okropnie musi to wyglądać, że osoba taka jak on, nagle stała się tak bardzo ekspresyjna? - Zaraz wezmę Moraxa i...

- Przestań. - syczę na niego. - Nie chcę, by się tu pojawił.

- Pomoże ci. - chcę się z nim kłócić, ale Adeptus kładzie dłoń na moim czole, a moje oczy bezwiednie się zamykają.

***

Budzę się w miękkim łóżku, co jest miłą odmianą moich zwyczajnych i niezbyt przyjemnych pobudek.

Przeciągam się z zadowoleniem, gdy nagle orientuję się, że nie powinno mnie tu być. Podrywam się z prędkością światła z posłania i rozglądam z paniką po pokoju.

Kładę dłonie na ustach, gdy znowu robi mi się niedobrze i z trudem powstrzymuję chęć wymiotywania.

Przede wszystkim muszę znaleźć moje ubranie, bo w końcu nie mogę chodzić w okolicy w bawełnianych spodenkach, za dużej koszulce, w dodatku owinięta milionem bandaży.

Później znajdę wyjście, a na końcu kolejną kryjówkę, której tym razem nikt nie namierzy.

Już ja się o to postaram.

Na szczęście znalezienie moich ubrań nie jest takie ciężkie. Leżą zawinięte w ładną kostkę na pobliskim krześle.

W głębi duszy mam nadzieję, że moda w Liyue nie zdążyła zmienić się, aż tak bardzo podczas mojej "chwilowej" nieobecności.

Z zaskoczeniem zauważam, że mimo tego, że to faktycznie moje ubrania, to wyglądają na niemal nieużywane. Uśmiecham się pod nosem, gdy orientuję się, że to Xiao musiał je zachować.

Popiół Zhongli x Reader Where stories live. Discover now