Ej bo kusi mnie zaczęcie pisania one shotów na zamówienie XD.
***
- Smacznego.
- Nawzajem. - uśmiecha się miękko. Sprawnym Ruchem łapie pałeczki w dłonie i zaczyna jeść. Robi zadowloną minę, z uznaniem kiwa głową.- Przeszłaś samą siebie.
- Tak myślisz?- spoglądam na niego z nadzieją. Zhongli w odpowiedzi chichocze, przez co zasycha mi w gardle. Uwielbiam jego śmiech, ale niestety niesamowicie rzadko go słyszę.
- Mhm.- zmienia temat.- Zebrałaś te przedmioty?
- Tak.- mam nadzieję, że nie będzie dopytywał, Zhongli jakby czytał w moich myślach po prostu milczy. Odpinam woreczek i kładę go na stole.
Brunet powoli do niego sięga i przez krótką chwilę trzyma w dłoni, zupełnie tak, jakby go ważył.
- Powinno wystarczyć.
Mam taką nadzieję, bo nie chce biegać po Liyue niczym skończona wariatka.
- Jak będzie wyglądał cały proces?- pytam z ciekawością. Przekrzywiam nieco głowę i wpatruję się w niego.
- Niezbyt przyjemnie.
Wydymam wargi.
- Raczej chodzi mi o to, co konkretnie musimy zrobić.- wyjaśniam. Odkładam pałeczki na bok i odsuwam od siebie nieco talerz. Łokcie opieram na stole, pochylam się w jego stronę, a usta zaciskam w wąską linię.
Zhongli chrząka.
- Musimy przygotować odpowiednie naczynie, najlepiej własnoręcznie je zrobić. Później należy przetopić te składniki i uformować je w kamień, a samym końcu musimy odwrócić negatywne działanie i będzie gotowy. - Wylicza. - Najtrudniejszą częścią będzie ostatnie zadanie, ale razem damy sobie radę. - sięga przez stół i mocno ściska moją dłoń. Przez chwilę po prostu tępo się patrzę, aż w końcu otrząsam z letargu.
Trochę nie rozumiem, czemu Zhongli zrobił się taki "dotykowy" z reguły od tego stronił. Znaczy nie żeby mi to jakoś przeszkadzało, ale boję się, że moje uczucia do niego staną się jeszcze silniejsze, a tego nie chcę.
On jest bogiem, jest też moim Panem, a ja mam za zadanie go chronić i wypełniać jego wolę.
To, że obdarzył mnie swoją przyjaźnią i zaufaniem jest tylko konsekwencją naszej współpracy, inaczej nawet by na mnie nie spojrzał.
- Heng Li, stało się coś? Jakoś posmutniałaś.- robi mi się niedobrze, gdy widzę troskę wymalowaną na jego twarzy. Mam wrażenie, że to wszystko jest udawane. Derealizacja uderza we mnie z zawrotną szybkością, a ja mogę tylko tylko czekać, aż ten uciążliwy stan w końcu minie.
- Uhm, ja...- jąkam się i trzepoczę powiekami. Naprawdę nie wiem, co mam mu powiedzieć. "Ej podobasz mi się od jakiś tysiąca lat, ale jestem tylko twoją podwładną?" Nie tak to sobie wyobrażałam.
- To znowu ona?- niepokoi się. Złote oczy błyszczą się, a rysy twarzy wyostrzają. Wygląda tak, jakby w każdej chwili był gotowy na to, by zesłać na mnie ten pieprzony meteor.
- Nie, nie. Chwilowo się przytkała, pewnie zbiera siły na kolejny atak.- wyrywam rękę z jego uścisku i chowam pod stół. Zhongli mruga szybko oczami.
- Zrobiłem coś nie tak?
- Co?- piszczę. Zakrywam usta dłonią, gdy zdaję sobie sprawę z tego, jak głupio to zabrzmiało.- Po prostu trochę dziwnie się czuję. W sumie nie jest to kłamstwem
Brunet nie wygląda na przekonanego i naprawdę nie mogę go o to winić. Moja gra aktorska jest na poziomie meduzy, a one nawet nie mają mózgu.
Wniosek? Jest tragicznie.
Jak gdyby nigdy nic, sięgam do talerza i kontynuuję jedzenie.
- Mogłam dodać więcej chili. - wyznaję.
Morax wygląda na załamanego, ale nie kontynuuje przesłuchania. Chyba byłoby to ponad jego siły.
Lepiej dla mnie.
Kończymy posiłek i myjemy naczynia. Po tym jak brunet chowa ostatni talerz do wiszącej szafki, zamyka ją i noszalancko opiera się biodrem o blat. Zakłada dłonie na piersi i oblizuje usta.
Cholera, cholera, cholera.
- Xiao.- mówi głośno i wyraźnie.
- Wzywałeś.- pojawia się w mgnieniu oka. Zielona mgła opada, a ja dostrzegam klęczącego Yakhsę. Chyba wyczuwa, że się na niego gapię, bo odwraca się do mnie i posyła słaby uśmiech.
- Masz wszystko przygotowane?
Sztywno kiwa głową i przywołuje worek, który kładzie na stole.
- Yanfei dołączyła kilka magicznych inkantacji, a Shenhe przygotowała materiał, z którego można wykonać amulet. - tłumaczy.- Madame Ping przesyła pozdrowienia.
- Xiao. - zaczynam cicho mówić. Adept odwraca się w moim kierunku i unosi brew. Biorę głęboki wdech i bez zbędnego myślenia zamykam go w szczelnym uścisku. - Przepraszam za tamtą kłótnię. - mamroczę cicho prosto do jego ucha.
- Też powinienem cię przeprosić.- odpowiada. - Po prostu, uhm. Martwiłem się.- Nie za bardzo wiem, jak to okazać i tak wyszło.
- Czyli jest w porządku?- odsuwam się od niego i patrzę z nadzieją w jego złote oczy.
- Oczywiście. - śmieje się słabo. Sięga dłonią do moich włosów, lekko je czochra.
- Xiaooo.- śpiewnie przeciągam jego imię. - Chcę zrobić prezent dla Lumine.
Nie wiem, czy to tylko gra światła, czy mój przyjaciel faktycznie się rumieni.
Awww, wzruszyłam się.
W sumie to, że tamtego dnia pojawił się w jaskini musi znaczyć, że faktycznie są sobie bliscy. Nie znam za bardzo Lumine, ale wydaje się być dobrą osobą, mam nadzieję, że Xiao spróbuje porozmawiać z nią o swoich uczuciach.
Zhongli głośno chrząka i przywraca moje myśli na właściwe tory.
- Xiao, idziesz z nami?
Yaksha kręci głową.
- Wolę nie ryzykować skażenia amuletu moją karmą.- uśmiecha się cierpko.- W razie czego, wezwijcie mnie.
Znika w zielonej mgle.
- Gdzie idziemy?
Zhongli uśmiecha się tajemniczo.
Łapie za worek, który przyniósł mu Xiao, a prawą ręką obejmuje mnie w pasie. Świat zaczyna wirować, ciemnieje mi przed oczami, a ziemia usuwa się spod moich stóp.
- Moja droga, witam wewnątrz mego Królestwa.- mówi w momencie, gdy z powrotem wszystko zaczyna się stabilizować.
- Wow...- wykrztuszam z siebie. Jestem pewna, że w tym momencie moje oczy rozszerzają się z zaskoczenia. - Jak tu pięknie...
Brunet uśmiecha się z zadowoleniem.
Do dużego budynku prowadzi nas kamienna ścieżka, oświetlona lampami. Po lewej stronie stoi zadbana kuźnia, a po prawej widzę ogromny ogród, który sprawia, że wzdycham z zachwytu. W jego sercu znajduje się duża fontanna otoczona świecącą roślinnością, która nie wygląda na tutejszą. Pod drzewem Sakury rosną lilie, jedwabne kwiaty i parę innych roślin, których nie rozpoznaję. Całość uzupełnia mały stoliczek z krzesełkami.
- Och, możesz mnie już puścić. - mówię, nim zdążyłam ugryźć się w język. Na twarzy Zhongliego maluje się konsternacja, ale robi to, co powiedziałam.
- Najpierw bierzemy się do pracy, a potem cię oprowadzę.
- Tak jest!- wykrzykuję dziarsko.
Zhongli rusza w stronę kuźni, gdzie odkłada potrzebne przedmioty na bok, po czym zabiera się za rozpalanie ognia. Parskam cichym śmiechem, gdy męczy się z zadaniem. Pstrykam palcami, a ogień w mgnieniu oka pochłania wcześniej przygotowane drewno.
- Och.- wymyka się z jego ust.
![](https://img.wattpad.com/cover/312654276-288-k403798.jpg)
आप पढ़ रहे हैं
Popiół Zhongli x Reader
फैनफिक्शनProchem jesteś i w proch się obrócisz. Lub gdzie Reader płonie jasnym ogniem, a ogień zawsze pozostawia za sobą jedynie popiół