Zaułek

589 76 69
                                    

Powodzenia w szkole!

***

- Li... - w głosie bruneta wyczuwam ogromną ilość współczucia, która szczerze mówiąc odrobinę mnie zaskakuje.

- Przepraszam Cię za to wszystko. - mamroczę cicho. - Zawiodłam jako Yaksha i jako twoja przyjaciółka. Już nie mówię nawet o tym, jak musiał czuć się Xiao. - pociągam nosem.

Bo młodszy Adeptus jest naprawdę skomplikowany. Przez swoją przeszłość miał problem z emocjami i nawiązywaniem jakiś głębszych relacji, jednak mimo jego pozornego braku zainteresowania, naprawdę martwi się bliskimi.

Zresztą, nigdy nie rozumiem jak obcy ludzie mogą nazywać go Yakshą bez serca, przecież nawet go nie znają.

- Muszę go przeprosić. - odzywam się nagle. - I tę dziewczynę też. - krzywię się na wspomnienie jej zniszczonego miecza. Nie wiem kto go wykuł, ale nie powinien rozpaść się od czegoś takiego. - I...

- I musisz odpocząć.

Oburzam się.

- Nie. - dopiero teraz zauważam, że nadal trzyma mnie za rękę, dlatego w ramach małego buntu, wyrywam dłoń z jego uścisku. - Muszę nadrobić to wszystko i...

- Heng Li. - podnosi nieco głos. - Nie zbawisz całego świata.

- Nie dowiem się dopóki nie spróbuję.

Zhongli kręci głową, a jego usta wykrzywiają się w słabym uśmiechu.

- Choćbym nie widział Cię i parę tysięcy lat, to chyba nigdy się nie zmienisz.

- Odbiorę to jako komplement.

- Obiecaj mi jedno. - patrzy poważnie prosto w moje oczy.

- Tak?

- Nie możesz ujawnić ludziom, że jesteś Yakshą.

- Ale bycie Yakshą polega na pomaganiu innym, więc jak mam to teraz niby robić? To głupie. - kręcę z oburzeniem głową.

- To tylko tymczasowe, aż czegoś nie wymyślimy, a ty nie wydobrzejesz.

- Ale...

- Żadnego "ale" Heng Li. To rozkaz.

Zaciskam usta w wąską linię, czasami zapominam, że jest również moim Bogiem, a nie tylko przyjacielem.

- To był cios poniżej pasa.

- Wszytko dla twojego dobra.

- Mhm. - staram się nie obrażać, bo jednak wiem, że chce dla mnie dobrze, ale lekki uraz pozostał.

- Li... - Zhongli ciężko wzdycha. Widzę zawahanie wymalowane na jego oczach, które po chwili znika. Podnosi się z krzesła, nachyla w moim kierunku i delikatnie łapie mnie za podbródek. - Spójrz na mnie.

Przełykam głośno ślinę i spełniam jego żądanie.

- Robię to wszystko dla twojego dobra, musimy zniszczyć, albo przynajmniej powstrzymać działanie karmy. - Delikatnie gładzi mnie po policzku, na co cicho wzdycham. - Nawet nie wiesz, jak wszyscy się martwiliśmy, kiedy zaginęłaś. Szukaliśmy Cię dzień i w nocy, Ganyu udała się nawet do astrolożki z Mondstadt, ale niczego nie mogła nam powiedzieć, zupełnie tak, jakbyś zapadła się pod ziemię.

- Zhongli...

- Tęskniliśmy, ja tęskniłem. - zabiera dłoń z mojej twarzy i uśmiecha się cierpko.

Nie wiem, co powiedzieć dlatego wpycham w usta ciasteczka, które zamówił.

Unosi brwi i patrzy na mnie z zaskoczeniem.

- Dobre są. - informuję go z pełnymi ustami, po czym sięgam po następne. - Trochę suche, ale przez to są takie, eee inne. - kątem oka zauważam, że brunet odrobinę smutnieje, dlatego wzdycham ciężko i kontynuuję. - Też za tobą tęskniłam.

- Pochlebia mi to niezmiernie.

- W to nie wątpię. - uśmiecham się krzywo i wstaję ze swojego miejsca. - Chodź na spacer.

Zhongli wstaje ze swoją typową gracją, a jego dłonie wędrują do kieszeni pięknego płaszcza. Wykrzywia usta w grymasie konsternacji, po czym patrzy na mnie nieśmiało.

- Zapomniałem pieniędzy.

Marszczę brwi i parskam cichym śmiechem.

- Jak bóg, który stworzył morę, może zapomnieć pieniędzy? - chyba bawi go niedowierzanie wyczuwalne w moim głosie.

- Wiesz, to nie tak, że nie mam pieniędzy. - wyjaśnia tym swoim fachowym tonem. - Chodzi o to, że nigdy nie musiałem ich przy sobie nosić, dlatego teraz niezbyt o tym pamiętam. - drapie się po karku.

- Ja zapłacę. - oferuję się.

- Skąd masz pieniądze?

- Znalazłam na stoliku rano, prawdopodobnie Xiao Musiał je dla mnie zostawić.

Podchodzę do starszej pani i chrząkam, by zwrócić na siebie jej uwagę.

- Ile płacę?

Podaje dość niską kwotę mory, którą jej podaję i wspólnie z brunetem wychodzimy z lokalu.

- Zwrócę Ci później pieniądze.

- To przecież drobiazg. - macham lekceważąco ręka. Archon tyle dla mnie zrobił, że przecież mogę zapłacić za herbatę.

Zhongli znowu podaje mi ramię i wspólnie przemierzamy zaciszne uliczki Liyue.

- Mam wrażenie, że nie powiedziałaś mi o wszystkim. - zaczyna w pewnym momencie rozmowę, której tak się bałam.

- Wszystko w swoim czasie mój drogi. - ruszam znacząco brwiami.

- Moja droga, mam nadzieję, że nastąpi to dość szybko. - zniża nieco głos i unosi prawy kącik ust do góry.

- Niczego nie mogę obiecać.

Przez chwilę po prostu idziemy w wolnym temie i sobie dogryzamy, aż nagle coś wzbudza moją czujność.

Z pobliskiego zaułku wyłania się dłoń, która sięga do barku bruneta, przez co działam instynktownie.

Wyrywam się z uścisku Zhongliego, łapię go za ramię i odpycham na bok, po czym zasłaniam go własnym ciałem.

-  Hej, hej. Po co te nerwy dziewczyno? - nerwowy chichot dobiega do moich uszu. - Xiansheng, uspokój ją trochę.

- Witaj Childe. Poznaj proszę moją Adeptkę i Yakshę Heng Li.

Robię głupią minę i uderzam się dłonią w czoło.

- Czy to nie ty mówiłeś, że mam nie zdradzać kim jestem?

- Childe zna moją prawdziwą tożsamość i jest osobą godną naszego zaufania.

Dopiero teraz przyglądam się nieznajomemu, który wychodzi z cienia. Nie wygląda na osobę z Liyue, ma potargane rude włosy, które zdają się żyć własnym życiem. Duże, niebieskie oczy wydają się być martwe, ale widoczna w nich ciekawość, zdaje się je nieco ożywiać.

Ogólnie jest dość przystojny i nie wiem, czy to tylko moje wyobraźnia, ale myślę, że jego charakter jest dość ciekawy.

Ubrany jest w szare ubranie, które trochę przypomina mundur i za nic w świecie nie pasuje do jego urody.

- Nazywam się Childe, miło mi Cię poznać.

Popiół Zhongli x Reader Where stories live. Discover now