Białowłosa

646 78 87
                                    

JAK WASZE WAKACJE?

***
- Och. - mamroczę i nerwowo przestępuję z nogi na nogę.

Zhongli patrzy na mnie przez chwilę z nie do końca czytelnym wyrazem twarzy, łapie mnie za dłoń i odrobinę przyciąga do siebie.

Patryka palcami lewej ręki, a obraz rozmazuje się w dziwną mozaikę. Odruchowo chcę się odsunąć, jednak Zhongli twardo trzyma moją dłoń, która zaczyna mnie od tego boleć.

- Jeśli mnie puścisz, to spadniesz parę dobrych kilometrów w dół. - wzdyrgam się przez to, jak dziwnie i donośnie brzmi jego głos. Kiwam posłusznie głową i przymykam oczy.

Wzdycham z ulgą, gdy już po chwili czuję stabilny grunt pod nogami. Ciemnowłosy puszcza moją dłoń, a ja odskakuję od niego na bezpieczną odległość.

Wciąż czuję się speszona.

Całej sytuacji nie polepsza fakt, że otaczają nas Adepci.

Pełna zażenowania cisza niemal kłuje mnie w uszy. Chrząkam cicho i odruchowo drapię się po karku, przestępuję z nogi na nogę i w końcu dostrzegam Ganyu.

Jej blada twarz jest cała poobijana, pod jasnymi oczami znajdują się okropne cienie, a kolorowe plamy oszpecają jej poliki.

Czuję okropne mdłości i tylko cud ratuje mnie przed zwróceniem śniadania na ziemię.

To ja jej to zrobiłam.

I to jest w tym wszystkim najgorsze.

Niepewnie podchodzę w jej kierunku z wyciągniętą, drżącą dłonią i staram się ją jakoś pocieszyć, ale nic nie przychodzi mi do głowy.

Dlatego nieśmiało otaczam ramionami dziewczynę i delikatnie ściskam.

- Przepraszam. - chrypię cicho. Ganyu początkowo stoi sztywno, jednak w końcu jeszcze mocniej mnie przytula.

Czuję, że moja koszulka zaczyna robić się wilgotna i dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego, że Ganyu płacze.

- Wszystko w porządku. - zapewnia słabo. Chyba sama nie przekonuje nawet siebie samej, ale nic nie mówię.

Wszyscy się na nas gapią i nie powiem, trochę mnie to stresuje. W końcu niebieskowłosa odsuwa się ode mnie, pociąga nosem i słabo uśmiecha.

Cisza jest jeszcze bardziej krępująca.

Zhongli chrząka głośno czym zwraca na siebie uwagę. U jego boku stoi Xiao, który przygląda mi się z nieczytelną miną.

- Wszyscy wiemy o co, a raczej o kogo chodzi. -  tu Archon posyła mi znaczące spojrzenie. - Ale opowiem jeszcze raz. Heng Li w końcu się odnalazła, ale w nie najlepszym stanie. Jej karma postępuje w zastraszającym tempie.

- Przecież Xiao też jest Yakshą, nie możesz jej jakoś doradzić? - pyta rzeczowo Yanfei. W drobnych dłoniach ściska ogromną księgę.

- To nie takie proste. - mówi cicho. Przestępuje z nogi na nogę. -  Każdy Yaksha inaczej się zachowywał i każdy inaczej starał sobie radzić z karmą.

- Jak Tobie się to udało? - Ganyu zadaje pytanie, które chyba nie podoba się mojemu przyjacielowi.

- Pomógł mu mój stary znajomy, ale to raczej było indywidualne podejście Xiao. Chociaż spróbować nie zaszkodzi. -  zamyśla się na chwilę, a złote oczy niemal błyszczą.

- Jak to zresztą jest, że wasze karmy wyglądają inaczej? - docieka Yanfei. Wzruszam ramionami i wzdycham ciężko.

- Pewnie zależy od charakteru danej osoby. -  Odpowiadam po chwili myślenia. -  Od tego jak wypełniali obowiązki, czego się boją.

- Ma sens. -  Cloud Reitiner trzepoce długimi skrzydłami. -  Jak wygląda twoja karma?

- Budzi się raz na jakiś czas. - mój głos brzmi jakoś słabo. - Nie panuję wtedy nad własnym ciałem, a ona Dobiega się zabicia każdego, kto tylko stanie mi na drodze. Chce pokazać swoją wyższość i pozbyć się Rexa Lapisa.

- Czyli robi dokładnie to, czego ty byś nigdy w życiu nie zrobiła. -  Podsumowuje Xiao.

- Dokładnie. - uśmiecham się kwaśno.

- Mam pewien plan. - chude palce Yanfei wertują ogromną księgę, a jej zielone, psotne oczy na chwilę zatrzymują się przy jednym zdaniu. -  Amulet.

- Amulet? - niepewność w moim głosie chyba musi ją bawić, bo chichocze cicho.

- Tak, dokładnie.

Oczy dotychczas milczącego Zhongliego zaczynają błyszczeć.

- Znam pewien starożytny rytuał, który może się przydać. - zamyśla się.

- Pomożemy. - zapewnia jakaś białowłosa dziewczyna, której nie znam. Nie wyczuwam od niej Energii Adepta, więc jestem coraz bardziej zaskoczona jej obecnością.

Co tu robi człowiek?

Zhongli chyba wyczuwa moje zmieszanie, bo kładzie uspokajająco dłoń na ramieniu i delikatnie je ściska.

- Jutro Xiao przekaże wam zadania, które macie wykonać. Możecie się rozejść.

Jak powiedział tak większość zrobiła. Pozostała tylko Ganyu i owa nieznajoma.

Ciekawe kim ona jest?

- Heng Li, poznaj Shenhe. - uroczy głos niebieskowłosej przywraca mnie do rzeczywistości. -  Shenhe, to Heng Li, dobra przyjaciółka Xiao i jedna z dwóch pozostałych Yakshy. - Ganyu patrzy prosto w oczy białowłosej. -  Chcielibyśmy utrzymać to na razie w tajemnicy.

- Zrozumiałam. - jej głos brzmi dziwnie beznamiętnie, przez co nieco się wzdyrgam.

Shenhe jest piękna, ale wydaje się być zabójcza niczym  wizja, która wisi u jej boku.

- Drogie panie, wybaczcie nam, ale Heng Li potrzebuje odpoczynku. - wzdyrgam się, gdy po raz kolejny czuję na ramieniu mocny uchwyt.

- Potrzebuję?

- Tak. - patrzy na mnie głupio zupełnie tak, jakbym faktyczne gadała od rzeczy.

- Och, w takim razie do zobaczenia. Shenhe, było miło Cię poznać, a Ciebie Ganyu chcę po raz kolejny przeprosić.

- To nie byłaś ty.- pociesza mnie z kojącym uśmiechem.

- Żegnaj. -  białowłosa kiwa mi głową na pożegnanie, a ja rozpływam się z Zhonglim w gęstej mgle.

- Czemu zrobiłeś to bez ostrzeżenia?! - drę się na niego.

- Pożegnałyście się. - odpowiada z niewzruszoną miną, ale mogę przysiąc, że w jego oczach majaczą psotne ogniki. -  Poza tym, naprawdę musisz odpocząć. Gdy jesteś w pełni sił, to twoja kontrola nad nią jest silniejsza.

Popiół Zhongli x Reader Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang