Walka

647 76 141
                                    

Childe i Beidou byliby besties, change my mind.

Pisanie tego rozdziału szło mi jakoś przyjemnie.

CO U WAS SŁYCHAĆ?

***
- Pomogę ci. - oferuję pod wpływem impulsu. Również wstaję i przeciągam skostniałe mięśnie.- Muszę odreagować.

- Jesteś pewna?- patrzy na mnie i marszczy brwi, Nie wygląda na zadowolonego. - Xiansheng mówił, że nie jesteś w najlepszej formie.

- Co może poprawić moją formę, jeśli nie ćwiczenia? - ruszam znacząco brwiami i łapię go pod ramię. Normalnie bym tego nie zrobiła, Ale wino dodało mi trochę odwagi.

Beidou śmieje się głośno.

- Idę z wami. - oznajmia ochoczo. Wstaje, a ja dopiero teraz dostrzegam electro wizję kołyszącą się u jej boku.

Trzech wspaniałych.

To będzie zdecydowanie ciekawe doświadczenie.

Szczerze mówiąc, to niezbyt dobrze pamiętam drogę, która prowadzi do Oceanida. Ostatni raz walczyłam z nim jakieś 1000 lat temu, a ścieżki prowadzące do jego legowiska prawdopodobnie już dawno zniknęły z powierzchni Teyvatu.

Dlatego muszę zaufać rudowłosemu, który żwawo kroczy na przód. Beidou przez chwilę po prostu mierzy go spojrzeniem i kręci z rozbawieniem głową.

- Widzę, że wróciła ci werwa. - zauważa szatynka. Odgarnia ciemne włosy z twarzy, a na jej twarzy maluje się niemal koci uśmiech.

- Ano.- przyznaje. Faktycznie momentami przypomina mi dziecko, kiedy idzie praktycznie podskakuje. - Brakowało mi odrobiny rozrywki, nie wiem, czy pamiętasz, ale jestem na przymusowym urlopie. Papierkowa robota będzie moją śmiercią. - stęka boleśnie.

- Wakacje dobrze ci zrobią. - wzrusza ramionami.

- Jestem nie w temacie.- przypominam dwójce moich znajomych.

- Pewnie wiesz, że ten tutaj próbował utopić Liyue za pomoca starożytnego Boga Osiala. - na krótką chwilę wryło mnie w ziemię. Owszem, Zhongli powiedział mi, że Childe chciał narobić szkód, ale żeby od razu przyzywać tego oślizgłego kreatyna?

Fuj.

Nic nie mogę poradzić na to, że odruchowo się krzywię.

- O matko.- stęka Childe. Patrzy na mnie błagalnie tymi swoimi niebieskimi oczami.- Nie mów, że teraz będziesz mnie przez to napastowała.

- Co? Nie, nie.- kręcę głową.

- Serio nie? - mruga z zaskoczeniem. Nawet Beidou patrzy na mnie z ciekawością. - Chciałem zniszczyć twoje miasto.

- Chciałeś? Czy miałeś taki rozkaz? - pytam jakby od niechcenia. Rudowłosy zaciska usta w wąską linię i odwraca wzrok.

Beidou milczy.

- Jestem tylko żołnierzem. - mówi cicho. Armosfera gęstnieje.- To czego chcę nie ma znaczenia. - nie wygląda już jak dzieciak, wygląda niczym prawdziwy wojownik, który gotowy jest spełnić każdy rozkaz. Prostuje plecy, a wyraz jego twarzy ulega zmianie, jest dużo poważniejszy, niż przed kilkoma minutami.

- Liyue to twoje miasto? - Beidou skupia się na mnie, przez co mam ochotę zapaść się pod ziemię.- Nigdy cię tu nie widziałam.

- Miałam problemy zdrowotne i na jakiś musiałam zniknąć.- nie jest to do końca prawda, ale i nie skłamałam.

- Hmm. - chyba nie jest do końca przekonana, ale nie kontynuuje rozmowy.

Już jakiś czas temu przekroczyliśmy mury miasta i teraz spacerujemy w głuchej ciszy. Gdzieś w oddali grają świerszcze, a wiatr delikatnie kołysze liśćmi drzew.

Popiół Zhongli x Reader Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz