13/ Wybory

73 8 3
                                    

Siedemnastka nigdy nie czuł się tak upokorzony. Jako najdoskonalszy wynalazek Doktora Gero przez ostatnie dwadzieścia lat nie miał sobie równych. Żadna siła nie mogła stawić mu czoła, nie mogła go zranić żadna broń. Był absolutną potęgą – niepowstrzymany, nieustraszony, niezwyciężony. A teraz leżał poobijany na ziemi pośród sterty kamieni i gruzów, zdany na łaskę dzieciaka, którego, jak na ironię, nigdy nawet nie postrzegał w kategorii zagrożenia.

Głowa pulsowała mu ostrym bólem, a jego wnętrzności skręcały się z tłumionej w sobie wściekłości. Nie potrafił zrozumieć, jak udało mu się zdobyć tak niewyobrażalną moc. W przeciwieństwie do swojego przyjaciela Gohana, którego wraz z siostrą mieli przyjemność zabić kilka lat wcześniej, Trunks wydawał się mu zupełnie nieszkodliwy. Ot, zwykły dzieciak z obsesją na punkcie ratowania świata. Jego upór bywał irytujący, ale nie sposób było mu odmówić wytrwałości. Gdy już się zjawiał, mogli przynajmniej liczyć na dobrą zabawę. Dlatego właśnie z każdego starcia pozwalali mu ujść z życiem. Traktowali go po prostu jako formę rozrywki, ostatnią żywą zabawkę, jaka im pozostała. Po skończonej walce zostawiali go pobitego do nieprzytomności, za każdym razem w gorszym stanie od poprzedniego, a Siedemnastka zastanawiał się, kiedy wreszcie da sobie spokój i zrozumie, że nigdy nie zdoła zbliżyć się do ich poziomu. Nie widział w nim nic, co mogłoby świadczyć o jego potencjale. W odróżnieniu od Gohana, nie miewał ani wściekłych napadów gniewu, ani towarzyszącym im przebłysków mocy, które powodowały, że chwilami stawał się naprawdę niebezpieczny. Brakowało mu tego morderczego błysku w oku, iskry szaleństwa, prawdziwie saiyańskiej żądzy krwi. Był po prostu zbyt łagodny, zbyt ludzki i szlachetny, aby brać go na poważnie.

Więc jak, do diabła, to właśnie jemu udało się, nie tyle dorównać mu poziomem, co całkowicie go zdeklasować?! Czy miało to związek z jakimiś wydarzeniami z przeszłości? A może od początku kryło się w nim coś, czego on zwyczajnie nie dostrzegał? Przeklął go w myślach, gdy poczuł w ustach smak krwi, która spływała mu po twarzy i plamiła jego ulubioną pomarańczową chustę. Potem przeklął także siebie, ponieważ przez swoją dumę i pewność siebie całkowicie zapomniał o ostrożności. Popełnił błąd, lekceważąc tego gówniarza, a konsekwencje tego błędu okazały się tragiczne w skutkach. Ale nie mógł teraz się nad nimi rozwodzić. Zacisnął mocno zęby, starając się zapanować nad emocjami i odzyskać spokój. Jeśli miał doprowadzić swoją małą wendetę do końca, musiał przełknąć złość i zachować trzeźwość umysłu.

Póki co wszystko szło zgodnie z jego planem. Ta idiotka nie dość, że uwierzyła w te wszystkie brednie o chęci nawrócenia się i byciu razem, to jeszcze gotowa była stanąć do walki z Trunksem, byleby tylko nie skrzywdził jej kochanego braciszka. Siedemnastka z trudem stłumił w sobie chęć roześmiania się jej w twarz, gdy wpatrywała się w niego rozmarzonym, wyrażającym tęsknotę wzrokiem. Zachowała się dokładnie tak, jak zachowują się słabe i łatwe do zmanipulowania jednostki, które pozwalają na to, aby uczucia przejmowały nad nimi kontrolę. I pomyśleć, że przez chwilę naprawdę chciał ją mieć przy sobie...

Ciężko było mu się do tego przyznać, ale gdy tylko ją zobaczył, od razu go zaintrygowała. Nie tylko dlatego, że wyglądała jak jego siostra. Dlatego, że była odważna, pewna siebie, a nawet nieco bezczelna i arogancka. Prowokowała ich, zaczepiała, na każdym kroku pokazywała swoją wyższość i dawała do zrozumienia, że to ona rozdaje karty w tej grze. Irytowało go to przedstawienie, a jednocześnie nie mógł się doczekać kolejnego aktu. Jeszcze zanim zdradziła, kim jest, przeczuwał, że łączy ich coś, co znacznie wykracza poza fizyczne podobieństwo.

I rzeczywiście, kiedy obserwował, jak spoglądała na Osiemnastkę, w jej oczach widział swój własny emocjonalny głód, tę samą szaleńczą pasję, nieokiełznaną żądzę krwi, zupełnie jak gdyby byli ulepieni z tej samej gliny, jakby ten sam mrok oplatał ich serca. Nieznaczny uśmieszek przyozdobił jego bladą twarz, gdy wrócił pamięcią do wydarzeń sprzed zaledwie kilkudziesięciu minut, a w głowie rozbrzmiały mu pełne cierpienia krzyki i prośby o litość uciekających w popłochu ludzi. To było jak symfonia dla jego uszu, istna rozkosz dla zmysłów. W powietrzu wciąż jeszcze unosił się ich strach; dało się wyczuć metaliczną woń krwi, zapach tak narkotyczny i upojny, że Siedemnastka przymknął oczy i dał sobie chwilę, aby się w nim rozsmakować. Wydawało mu się, że trafił na diament, który wystarczyło jedynie trochę oszlifować, nadać mu odpowiedni kształt, żeby z ładnej błyskotki zrobić prawdziwie wartościowy skarb. Jakież było jego rozczarowanie, kiedy okazała się tylko głupią, bezużyteczną dziewuchą, która nie dość, że nie doceniała daru otrzymanego od Doktora Gero, to jeszcze za wszelką cenę próbowała zatrzymać resztki swojego dawnego, żałosnego życia. Upokorzyła go, odrzucając jego propozycję, ale nie zamierzał puścić jej tego płazem. A już na pewno nie zamierzał darować jej tego, że zabiła jego siostrę. Gdy tylko o tym pomyślał, ogarnął go jeszcze większy gniew. Przysiągł sobie, że pomści ją, choćby miała to być ostatnia rzecz, jaką zrobi w życiu. Nawet jeśli sam przez to zginie, to odegra się na tej suce i osobiście wyśle ją do piekła.

Prawdziwa historia Trunksa | Dragon BallWhere stories live. Discover now