• Rozdział dwudziesty dziewiąty •

34 7 77
                                    

LUNA

Zwykle powóz, którym przemierzała swoje królestwo, unosił się nad ziemią. Trwała jednak magiczna pustka, toteż śnieżnobiały powóz ze srebrnymi okuciami ciągnęły dwa jednorożce o równie nieskazitelnej maści i lśniących rogach.

Lunaris wyjrzała zza zasłony. Strażnicy jechali zaraz za nią, Artemis towarzyszyła woźnicy. Wszyscy byli przeciwko jej wyjazdowi — tuż przed opuszczeniem pałacu fragment bariery runął. Jako królowa powinna się tym zająć. Ale ten jeden raz chciała zrobić nie to, co konieczne, a to, czego ona chciała. Mistrz Nadwornej Rady Czarodziejów otrzymał polecenie, by jak najszybciej zebrać magicznych, którzy zrobią, co w ich mocy, by naprawić zniszczenia. Wymagało to zużycia całych zapasów magii, jednak bezpieczeństwo kraju było ważniejsze.

Nikt nie wiedział, co planowała. Nikt oprócz Selene. To ona obiecała jej, że resztą zajmie się sama.

Nie potrafiła uwierzyć w to, co się stało... Miała wrażenie, że utknęła w jednym ze swoich koszmarów i nie potrafiła się obudzić. Ale Astro naprawdę został zamknięty w Więziennej Twierdzy. Uznano go winnym — a ona musiała go skazać. Gdyby nie Selene, która doszła do tych informacji nieznaną Lunie drogą, nie wiedziałaby nawet na pewno, na jakim poziomie zamknięto czarodzieja. To zarządca więzienia decydował o tym po otrzymaniu zapisów z rozpraw. Najlżejsze przestępstwa karane były najwyższym piętrem. Z kolei najcięższe przewinienia, które w dawnych czasach karano by śmiercią, oznaczały zesłanie na najniższy podziemny poziom, gdzie warunki były znacznie gorsze od tych nad ziemią. Tam właśnie trafił Astro. Za to, że chciał dobrze...

Nie potrafiła być na niego wściekła. Nie czuła się oszukana... Żałowała tylko, że ukrywał to nawet przed nią. Wiedział, że wysłuchałaby go, pomogła... Ale wybrał ścieżkę przestępcy. Więc teraz musiała go z niej zabrać.

Jej serce zdawało się całkiem rozbite. Jednak z tych odłamków mogła coś stworzyć.

Selene przyszła do niej, gdy tylko rozprawa się zakończyła. Rodzina Astro była równie zdruzgotana, jednak kapłanka pozostawała silna. Wiedziała już wcześniej — a przynajmniej to zrozumiała z jej relacji. I choć nie zgadzała się z poglądami Astro, według których smoki nie są złe, to rozumiała jego chęć znalezienia rozwiązania. A ponadto był jej rodziną.

Mam plan — powiedziała, gdy zastała ją zalewającą się łzami. — Jednak będziesz musiała mi zaufać.

Zaufała. Nie wiedziała, jak Selene zrobiła to, co udało jej się do tej pory, ani jak zamierzała doprowadzić sprawę do końca. Ale ufała jej. Tylko jej jeszcze mogła teraz zaufać.

— Wasza wysokość. — Strażnik pokłonił się. Pokonali już wszystkie zabezpieczenia. Wszyscy strażnicy, wraz z Artemis, zostali przy powozie zgodnie z jej poleceniem. W normalnych okolicznościach zabrałaby ze sobą swoją przyboczną... Teraz nie mogła na nią patrzeć. — Nie spodziewaliśmy się tu ciebie, moja pani.

— Chciałabym się z kimś zobaczyć — odparła. Mówienie przychodziło jej z trudem, jednak w życiu przeszła już niejedną lekcję dykcji. Mówienie ze szklanymi kulkami w ustach było znacznie trudniejsze.

— Ależ, moja pani... Zarządczyni musi wyrazić zgodę, wydać przepustkę i...

— Czy ja niewyraźnie mówię? — zapytała lekko zirytowana, przywołując bardziej władczy ton. Jakby nie patrzeć potrafiła rozstawiać ludzi po kątach już jako dziecko. Dlaczego teraz miałoby być inaczej? — Wasza zarządczyni w każdej chwili może zostać przeze mnie zastąpiona. To samo dotyczy się pana, panie Stardust — powiedziała, zerkając na stalową naszywkę z imieniem na mundurze. Mężczyzna wyraźnie miał za zadanie jedynie wpuszczać i wypuszczać ludzi.

Kroniki Lumeny: Księga pierwsza • KsiężycWo Geschichten leben. Entdecke jetzt