• Rozdział dwunasty •

46 10 72
                                    

LUNA

Jako dziecko zawsze chciała chodzić na bale. Teraz po stokroć bardziej wolałaby tańczyć w pustej sali z tym jedynym niż na parkiecie wypełnionym ludźmi. Ludźmi, którzy tylko czekali na jej potknięcie.

Nie miała przyjaciół. A przynajmniej tych ze ,,swojego środowiska". Miała Artemis, Selene, Stellę. Astro. Ale tak naprawdę żadne z nich nie mogło jej pomóc. Artemis była tylko strażniczką, nie miała żadnej pozycji. Selene, choć stała wysoko w hierarchii jako kapłanka, nie mogła pomagać jej we wszystkim — w końcu stan duchowny to wciąż nie arystokracja. Stella była jej asystentką, a w dodatku nie miała czysto księżycowych korzeni, co z miejsca spychało ją na margines. A Astro... Astro ze wszystkich stron nie cieszył się pochlebną opinią. Wszyscy podejrzewali, że wkupił się w jej łaski. W pewnym momencie na dworze słychać się nawet dało plotki, że mają romans; wówczas w ramach ostrożności zawiesili swoje spotkania na kilka miesięcy.

Czy królowej potrzebni byli przyjaciele? Nie. Ale potrzebowała przynajmniej sprzymierzeńców. Na jej nieszczęście dwór miał o niej złe zdanie jeszcze zanim wstąpiła na tron. Choć z czasem część Księżycowej Rady się do niej przekonała, miała bardzo niewiele osób, które były gotowe ją popierać bez względu na naturę sprawy.

Żałowała, że to jej rodziców wybrano na nowych władców. Żałowała, że urodziła się księżniczką. Żałowała, że nie mogła podejmować decyzji wyłącznie za siebie, a nie za kraj.

Gdyby mogła wybrać, zostałaby baletnicą. Tańczyłaby na wielkich scenach i zaklętych taflach jezior. Robiłaby to, co zawsze kochała. I byłaby z tym, kogo kochała. Wyszłaby za Astro i miałaby rodzinę, której pragnęła.

Ale to były tylko marzenia. Gdybanie ,,Co by było, gdyby...?" nie mogło jej pomóc.

Luna założyła lawendowe pasmo za ucho, spoglądając w zwierciadło. Szykowała się do balu. Tej nocy nie musiała wypełniać dokumentów ani brać udziału w spotkaniach. Nie musiała udzielać wywiadów do gazet, by dbać o swój wizerunek ani pozować do zdjęć. Musiała tylko ładnie wyglądać.

Choć Artemis sugerowała jej przywdzianie pogrzebowej szarości, Lunaris wiedziała, że nie może zachowywać się jak krnąbrne dziecko, które pragnie wszystkim pokazać swoją złość. Venus, jej pokojówka, wybrała dla niej błękitną suknię z tiulową spódnicą, która kształtem przypominała rozłożysty kielich kwiatu. Gorset ozdobiony został szarymi jasnoniebieskimi kwiatami, które opadały na dół kreacji. Przezroczyste rękawy, które opadały na jej ramiona, spływały aż do ziemi niczym tren.

Włosy przyozdobiła wysadzana kryształami tiara i błękitne kwiaty wplecione przez Venus. Na czole wymalowano srebrną farbą półksiężyc i towarzyszące mu dwie gwiazdy. Usta muśnięto srebrem i błękitem. Lalka idealna. W końcu tym była, czyż nie?

Gdyby mogła, włosy splotłaby w warkocz, a na głowę nałożyła wieniec z kwiatów. Nie pasowałyby do siebie, a sama kwietna korona byłaby nieidealna, bo zrobiona przez nią. Chodziłaby boso. Byłaby sobą.

Przesunęła palcami dłoni po szklanej kulce. W przeciwieństwie do kul służących do komunikacji ta miała inne zastosowanie. Była prezentem od ukochanego. Zostawił małe pudełeczko w zaćmienie przed świętem jej patronki, gdy spała. Nie zobaczył jej reakcji, gdy rankiem odwiązywała wstążkę — już dawno wyjechał na święta do swojej rodziny.

W szklanej kuli zamknięta była baletnica. A gdy Luna przekręcała kluczyk u podstawki, delikatna tancerka zaczynała się poruszać, tańcząc. Jej stopy nie mogły opuścić wyznaczonego miejsca, jednak cała reszta obracała się, czarując nieistniejącą widownię. Była zachwycająca. Mechanizm połączony z magią — zdawałoby się, że to prosta rzecz, jednak młoda królowa nieraz spędzała długie chwile, przypatrując się małej baletnicy. Nie chodziło tylko o urok jej tańca czy piękną powłoczkę. Ta mała, jasnowłosa tancerka poruszała w niej coś, czego nie umiała nazwać.

Kroniki Lumeny: Księga pierwsza • KsiężycWhere stories live. Discover now