II

934 76 295
                                    

Marcelina

Właśnie się obudziłam i na dzień dobry zakopałam się jeszcze w pościeli. Poranek spędzę prawdodpobnie dość intensywnie, bo mama ma na badania krwi, potem jadę na balet, a tuż po nim mam ortodontę.

Badania krwi to oczywiście wymysł mojej mamy, że koniecznie w tym tygodniu musi się zbadać, a że średnio znosi spotkania z igłami etc, to zostałam zmuszona do asystowania jej w tym dniu. Do ortodonty jadę natomiast na wizytę kontrolną związaną z moim aparatem, który noszę od bodajże grudnia.

- Marcysia, wstawaj! - powiedziała mama wchodząc do pokoju - Wychodź z tej kołdry i jedziemy.

- Na pewno nie chcesz iść sama?

- Nie.

- Trzy minuty daj mi jeszcze. - powiedziałam wtulając się w poduszkę - Albo pięć.

- Dobrze, ale ze chwilę widzę cię na dole.

- Nie ma sprawy.

***

Jestem już w kuchni. Mama oczywiście panikuje już jak małe dziecko, że zemdleje i inne takie, dlatego staram się w głównie wyciszyć jej głos i na spokojnie wypić sobie ciepłą, poranna kawę.

- Śniadania nie jesz?

- Przed treningiem coś zjem.

- Do ortodonty będziesz musiała sama pojechać, wiesz?

- No okej. Tylko daj mi pieniądze na niego.

- Już, poczekaj. - powiedziała szukając swojego portfela - Jak będziesz wracała to wstąpisz jeszcze do galerii po prezent dla Rodryka kolegi, bo na 17 idzie na urodziny.

- A nie on nie na rąk?

- Ma, ale to niedaleko twojego lekarza.

- Biorę wielką torbę z rzeczami na balet, potem chciałam sobie jeszcze iść poczytać do kawiarni, a oprócz tego mam dźwigać prezent?

- To nieduży zestaw lego, w razie czego ubera sobie zamówisz. - powiedziała i położyła na stole parę banknotów - To na wszystko, kawę czy tam coś do jedzenia kup za swoje, po wypłacie i tak ci przeleje.

- Okej.

***

W przychodni całe szczęście nie było tak źle jak wyobrażała sobie mama, dlatego po pobraniu jej krwi odczekałyśmy chwilkę i każda ruszyła w swoją stronę.

Moja szkoła baletowa znajduje się niedaleko Starego Miasta, dlatego wsiadłam jednie w autobus 116 i po niespełna dziesięciu minutach byłam już bardzo blisko mojego celu.

Chcąc nie chcąc przed treningiem musiałam też coś zjeść, więc jedynie zawitałam do żabki po drugiej stronie ulicy, gdzie kupiłam sobie kanapkę z kurczakiem i idąc do szkoły jadłam ją.

- Kogo moje oczy widzą. - zaśmiała się moja trenerka.

- Dzień dobry.

- No dzień dobry... rozmawiałam z twoją mamą Marcelino...

- Wiem.

- Powiedziała, że będziesz teraz regularnie na zajęciach.

- Postaram się być.

- Zdaję sobie sprawę, że we wakacje może być wam wszystkim ciężko z chęcią tu przychodzić, ale w grudniu szykuje się turniej i bardzo bym chciała żebyś się na nim pojawiła. Wiesz doskonale dziecko, że z całej grupy jesteś po prostu najlepsza... tylko te twoje przerwy i opuszczanie zajęć...

playboy || 33szczepanWhere stories live. Discover now