prolog

1.4K 92 64
                                    

Budząc się w zakończenie roku szkolnego jedynie odetchnęłam z ulgą. Najgorsze dziesięć miesięcy mojego życia zakończy dzisiejszy apel na dziedzińcu szkoły, a tuż po nim zaczną się długo wyczekiwane przeze mnie i moich przyjaciół wakacje.

Pierwsza klasa liceum zdecydowanie zmiotła mnie z planszy. Spodziewałam się, że może być ciężko i na 100% będzie, ale nie sądziłam, że aż tak. Ostatnie tygodnie przed wystawieniem ocen dosłownie dzień i noc spędzałam z nosem w książkach, zeszytach i notatkach, ale nawet to nie pomogło w poprawieniu wszystkiego co miałam.

Z tego też powodu zaczęły się u mnie w domu jeszcze większe afery niż zwykle. Mama od zawsze wymagała ode mnie bardzo dobrych ocen, angażowania się w życie szkoły, udziału w olimpiadach, zawodach sportowych, a na dodatek od dziecka musiałam uczęszczać na lekcje baletu. I o ile w gimnazjum było to wszystko jeszcze do ogarnięcia tak teraz poddałam się.

Na balecie widzieli mnie może raz na dwa tygodnie, ani razu nie brałam udziału w żadnych konkursach czy zawodach, nie mam już najlepszej średniej w szkole, ba, nawet jeżeli chodzi o moją klasę to jestem gdzieś daleko w tyle.

Ten rok szkolny pokazał mi, że typowe stwierdzenie z amerykańskich filmów "liceum to najlepsze lata życia" zupełnie nie ma odzwierciedlenia w prawdziwym życiu, a przynajmniej nie w moim.

Moje leżenie, myślenie i obserwowanie panoramy Warszawy przerwało jednak pukanie do mojego pokoju.

- Cysiu, wstawaj pomału. - powiedział mój ojczym zza drzwi - Nie dam rady was odwieść, więc musicie z Rodrykiem się powoli zbierać.

- Dobrze! - odpowiedziałam mu wstając z materaca, pod którym znajdują się palety.

Robert, a w zasadzie dla mnie Roberto to partner mojej mamy, z którym jest odkąd chodziłam do przedszkola. Wspólnie doczekali się oni mojego jedenastoletniego brata - Rodryka i choć nigdy nie wzięli ślubu to wszyscy żyjemy ze sobą jak jedna, na ogół kochająca się rodzinka.

W mieszkaniu oprócz wspomnianego już mojego brata, Roberta i mamy mieszka moja największa miłość życia, mój najlepszy przyjaciel i nemezis mojej rodzicielki czyli Gustaw - pięcioletni, czarno-brązowy jamnik. Historia jak on się tu znalazł i dlaczego z mamą się nie lubią jest zawiła i długa, ale cieszę się, że Gustaw jest.

***

- Hej. - powiedziałam do wszyskich schodząc po schodach na dół mieszkania.

- Dzień dobry.

- No hej, hej. - rzuciła mama mieszając coś na patelni - Zjesz z nami jajecznicę?

- Nie. Tylko kawy się napiję.

- Skończyły się kapsułki.

- To sobie zaparzę zwykłą...

- No dobrze, jak tam chcesz. - powiedziała przekładając śniadanie reszty na talerzyki - Na parapecie masz bukiet dla wychowawczyni.

- Po co? Zatruwała mi ona życie przez cały rok, a ja mam jej jeszcze dziękować?

- Wypada dać.

- Wypada żeby ona się ogarnęła.

- Marcelina, nie tym tonem. Kończysz szkołę, więc chcąc nie chcąc wypada dać jej i koniec.

- W sumie... może po raz ostatni będę ją wiedziała to jej dam. - powiedziałam zalewając sobie kawę.

- Nie sądziłam, że weźmiesz to na poważnie.

- Sama powiedziałaś, że mogę zmienić szkołę...

- A ty jesteś taka głupia i chcesz to zrobić? Dostałaś się do szkoły, która jest czwarta najlepsza w mieście, po niej dostaniesz się na każde studia, nawet zagraniczne, możesz tam rozwijać każdą możliwą pasję, zwiedzać świat... a Marcelince jak zawsze coś nie pasuje.

- Kochanie, ale chyba wszyscy w tym domu zauważyliśmy, że szkoła przygasiła Cysię...

- Nie wtrącaj się. - rzuciła mama do Roberta - Nic jej nie przygasiło, tylko jest leniwa. Na balet też już nie chodzi, a nawet nie raczyła nam o tym powiedzieć. I nie broń jej, jest duża, sama niech sobie radzi. Poza tym mam Ci przypomnieć, że wspólnie opłacamy te zajęcia? A one tanie nie są...

- No dobrze, ale skoro Marcysia już nie chodzi to przestaniemy je opłacać i będzie spokój. Nie dramatyzuj już kochanie.

- Popieram ten pomysł. - powiedziałam siadając przy stole.

- Ale ja nie, a do mnie należy ostatnie słowo. Pij to Marcelina i idź się ogarniać, bo jedziecie autobusem, a musisz jeszcze odprowadzić Rodryka.

- Ma jedenaście lat, sam da radę.

- No właśnie mamo...

- Koniec dyskusji na ten temat. A i jeszcze z Gustawem trzeba wyjść, bo ze mną nie chciał.

- Ja go wezmę. - powiedział Roberto puszczając mi oczko.

§§§

zaczynałam już książki zimą, jesienią i latem, więc teraz przyszedł czas na wiosnę 😻

na samym początku chcę jeszcze powiedzieć, że nie wiem kiedy będą pojawiały się rozdziały, bo będą one raczej długie, piszę sobie to tak for fun i mam nadzieję, że spodoba się wam moja historia tym razem o Krzysiu 🤪

buzi, martynka 🫶🏼

playboy || 33szczepanWhere stories live. Discover now